Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski – to nasza wiara, wiara Kościoła Katolickiego. Trwający właśnie Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan to doskonała okazja do spojrzenia na jedność – Kościoła i chrześcijan, różnorodność i istniejące dziś tendencje zaciemniające perspektywę wiary.
Na początek sięgnijmy do źródeł. Od 1908 roku celebrowano Oktawę Chrześcijańskiej Jedności, był to czas modlitwy wskazujący na Prymat Piotrowy i prymat Jego następców w Kościele. Ojcem ten inicjatywy był Lewis Thomas Wattson, konwertyta pochodzący z rodziny episkopalnej, założyciel Franciszkanów Pojednania (Franciscan Friars of the Atonement). Utworzona przez niego wspólnota narodziła się na gruncie protestantyzmu, w roku 1909 bracia i siostry złożyli katolickie wyznanie wiary i zostali przyjęci przez Kościół – jako wspólnota. Misją zgromadzenia było właśnie wspieranie jedności – jedności z następcami św. Piotra. Inicjatywa Oktawy Chrześcijańskiej Jedności była akceptowana i popierana przez papieży, z kolei sam przypadek Franciszkanów i Franciszkanek Pojednania można by dziś – patrząc na ewolucję w dobie posoborowej – określić jako przykład „ekumenizmu powrotu”, głośno odrzucanego przez środowiska progresywne. Przykładem tego „ekumenizmu powrotu” była także konstytucja apostolska «Anglicanorum coetibus», która to przez te same środowiska progresywne oceniona została jako krok w niewłaściwą stronę, zwrot ku minionej epoce „Kościoła triumfalistycznego” oczekującego jedności doktrynalnej.
Wesprzyj nas już teraz!
Kościół jest jeden i jedyny, tak jak i jeden i jedyny jest Chrystus Pan, dawca łask, źródło nadprzyrodzonego życia, najwyższy i wieczny Kapłan. Zbawiciel jest także źródłem powszechności Kościoła, bowiem obecny jest w Nim Chrystus, Kościół realizuje Jego wolę i Jego nakaz głoszenia Ewangelii wszystkim ludom; Chrystus uświęca i jest źródłem świętości. Nie ma innego Kościoła Chrystusowego niż Kościół Katolicki, jedyny święty i powszechny, niezniszczalny, nieomylny i niezawodny. Jedność, świętość, powszechność i apostolskość dopuszcza także i pewne zróżnicowane w tym, co nie dotyka znamion prawdziwego Kościoła, zasad objawionej wiary, chrześcijańskiej moralności i właściwie rozumianej komunii kościelnej. Kościół posiada więc swe naturalne zróżnicowanie, jest Ciałem, więc różne są zadania jego członków. Ewangelia głoszona była różnym ludom, wiara wzrastała w różnych językach i kulturach, wydawała swój owoc – świętość jednych obchodzimy w całym Kościele, innych już w poszczególnych krajach, diecezjach czy zakonach. W logice Kościoła ziemskim jego celem jest uświęcenie dusz i oddawanie chwały Bogu, Kościół jednak dopuszczał i uznawał za słuszne, by odbywało się to ukazując wewnętrzne zróżnicowanie: to źródło wielości rytów liturgicznych, zakonnych reguł, konstytucji, zrzeszeń, tradycji duchowości. Jeszcze do niedawna zresztą nie było rzeczy bardziej obcej logice życia kościelnego niż unifikacja i… centralizacja. Równocześnie jednak, przy zróżnicowaniu tradycji, porządków, liturgii, reguł i form Kościół wyrażał poprzez nie tę samą wiarę, tę samą doktrynę.
Naturalnie więc istnieć musi właściwe dążenie do jedności, jak i takie dążenia, które – choć ich animatorzy często na „jedność” wskazują – to nie odpowiadają one wierze i naturze samego Kościoła. Ten drugi scenariusz, w dużym uproszczeniu, sprowadza się zazwyczaj do różnie artykułowanego postulatu, by Kościół zrezygnował ze swej tożsamości (albo zmienił sposób i częstotliwość jej wyrażania), zaciemniając swą doktrynę lub mniej lub bardziej otwarcie zadając kłam swej naturze, a więc i – w konsekwencji – woli Odkupiciela. Inna postać „fałszywego ekumenizmu” sprowadza się do tego, by za „prawdziwy Kościół” uznawać coś, co nim nie jest, efekt dążeń „zjednoczeniowych”, będący ostatecznie pewnego rodzaju ekumenicznym ugrupowaniu integracyjnym. Trzecia, być może dziś najbardziej rozpowszechniona postać tego błędu przybiera formę przekonania, że wszystkie „denominacje chrześcijańskie” są tak samo prawdziwe, jak i fałszywe, że we wszystkich nich Chrystus uświęca i zbawia – i że tak naprawdę nie istnieje „jeden, święty, powszechny i apostolski” Kościół, który wynika z woli samego Odkupiciela.
To szeroki kontekst encykliki „Mortalium animos” Piusa XI, w której Ojciec Święty kreślił taką oto perspektywę: „Czy nauka Apostołów zupełnie zginęła, lub też kiedykolwiek została przyćmiona w Kościele, którym rządzi i którego chroni sam Bóg? Jeśli jednak nasz Zbawiciel wyraźnie ustanowił, by Jego Ewangelia głoszona była nie tylko za czasów Apostolskich, ale i w przyszłych czasach, czyżby treść wiary mogła z biegiem stuleci ukształtować się tak mglisto i nie pewnie, że dzisiaj ścierpieć by trzeba było nawet sprzeczne ze sobą zapatrywania? Gdyby się tak rzecz miała, to trzeba by również powiedzieć, że zstąpienie Ducha Świętego na Apostołów i ciągłe przebywanie tegoż Ducha św. w Kościele, ba – nawet, że nauka samego Jezusa Chrystusa od wielu stuleci zatraciła zupełnie swa skuteczność i swą wartość. Takie twierdzenie byłoby bluźnierstwem”. Pius XI przypominał podstawową prawdę wiary: „Chrystus ustanowił swój Kościół jako społeczność, z istoty swej na zewnątrz widomą, aby pod kierownictwem jednej głowy, przez nauczanie żywym słowem, i przez udzielanie Sakramentów, tych źródeł łask niebieskich, kontynuowała w przyszłości dzieło odkupienia ludzkości. Dlatego to porównywał go z państwem, z domem, z owczarnią, z trzodą”. Taka od zawsze była samoświadomość Kościoła, to równocześnie ramy określający autentyczny „dialog” służący jedności. Źródłem „wyjątkowości” Kościoła – i przeświadczenia o tej wyjątkowości – jest sam Chrystus, wiąże się ona z samym rozumieniem Objawienia, przekazywanego przez wieki.
Te podstawy doktrynalne były na przestrzeni wieków odrzucane, są też odrzucane także i dzisiaj. Rany zadawane jedności dotykają Kościół, którego zadaniem i najwyższym prawem jest służba zbawieniu dusz, w niczym nie dotykają one (ani tym bardziej nie umniejszają) jednak jego przymiotów. „Jeśli zaś widzimy w Kościele objawy słabości naszej ludzkiej natury, nie wolno tego przypisywać stanowi, opartemu na władzy i prawie, lecz raczej tej nieszczęsnej i opłakania godnej skłonności do złego u wszystkich ludzi. Boski Założyciel Kościoła toleruje to, nawet u znaczniejszych członków Mistycznego Ciała, aby cnota pasterzy i owiec była wypróbowana i aby w sercach wszystkich rosły zasługi z wiary chrześcijańskiej. Chrystus Pan bowiem nie chciał, aby ze zgromadzenia, przezeń ustanowionego, byli wykluczeni grzesznicy. Jeśli zatem niektórzy członkowie na choroby duchowne zapadają, nie ma dla nas żadnego powodu, abyśmy naszą miłość do Kościoła w sobie osłabiali, lecz powinniśmy raczej powiększyć naszą miłość ku członkom Jego” (Pius XII, „Mystici Corporis”).
mat