W polskich mediach rozlegają się ponownie wołania o odstąpienie przez KUL od badania sprawy księdza profesora Alfreda Wierzbickiego. To wołania skrajnie nieodpowiedzialne, bo profesor dopuścił się rażącego pogwałcenia swojej misji – zarówno jako katolickiego uczonego, jak i jako katolickiego kapłana.
26 listopada Kongres Katoliczek i Katolików wystosował specjalny list do władz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, stając w obronie ks. prof. Alfreda Wierzbickiego. Kongres ocenił, że trwające wobec ks. profesora postępowanie „godzi w proces synodalny”; postępowanie miałoby też być nakierowane na „wywołanie efektu mrożącego”, tak, by „odstraszyć uczonych katolickich” od podejmowania niektórych zagadnień „w służbie prawdzie”.
W obronie uczonego kapłana stanął też Jarosław Płóciennik, pisząc na łamach „Więzi”, iż w tej sprawie chodzi o „swobodne poszukiwanie prawdy” oraz o możliwość „ujmowania się za prześladowanymi w społeczeństwie”.
Wesprzyj nas już teraz!
W ocenie zarówno Kongresu jak i autora „Więzi” KUL powinien dać spokój księdzu profesorowi i pozwalać mu dalej działać. W końcu chodzi o służbę prawdzie.
Pytanie jednak, jakiej prawdzie służy ks. prof. Alfred Wierzbicki?
Wśród licznych zarzutów, jakie postawił mu Katolicki Uniwersytet Lubelski, jeden jest szczególnie poważny – dotyczy bowiem fundamentalnej sfery, ochrony ludzkiego życia. W tym wypadku ks. prof. Wierzbicki nie stanął, niestety, po stronie prawdy; nie wszedł nawet na ścieżkę jej poszukiwania. Poparł coś wprost przeciwnego. Poparł kłamstwo, jakim jest legalne uśmiercanie chorych dzieci.
Chodzi oczywiście o fakt podpisania przezeń „listu zwykłych księży”, ogłoszonego po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku. Sygnatariusze listu sprzeciwili się zakazowi mordowania ciężko chorych dzieci nienarodzonych. Stwierdzili, że zakaz mordowania upośledzonych dzieci przeciwstawia się „prawie matki do planowania godnego życia”.
Jeszcze raz: pod listem wzywającym do utrzymania legalności mordowania dzieci nienarodzonych znalazł się podpis ks. prof. Alfreda Wierzbickiego, byłego kierownika Katedry Etyki KUL.
Mnie to wystarczy, by zdecydowanie wesprzeć działania dyscyplinarne na KUL wobec ks. profesora Alfreda Wierzbickiego.
Myślę, że większości katolików również, o ile tylko ktoś nie zatracił zdolności rozróżniania między Ewangelią życia a antyewangelią śmierci.
Gdyby jednak komuś było mało, przypominam, że to nie wszystko; komisja dyscyplinarna KUL zarzuca księdzu profesorowi także kilka innych „wyskoków”. Prawda, że niektóre z tych zarzutów są w mojej ocenie niepotrzebne: komisja uznała, na przykład, że ksiądz profesor dopuścił się przewinienia dyscyplinarnego krytykując dokument Konferencji Episkopatu Polski na temat LGBT.
Pytanie, od kiedy krytyka dokumentów KEP jest w Kościele katolickim w Polsce niedozwolona? Czy należy traktować dokumenty KEP jako pozbawioną możliwości wady prawdę nieomylną? To oczywisty absurd i od tych zarzutów należy oskarżonego niewątpliwie uwolnić, wszelako z jednym zastrzeżeniem. W jednej ze swoich wypowiedzi na temat dokumentu KEP ks. prof. Alfred Wierzbicki zasugerował bowiem, jakoby Kościół katolicki „zamiast ciągle powtarzać, że homoseksualizm jest grzechem, powinien być bardziej ostrożny i poważniej traktować to, co na ten temat mówi nauka”.
Nie wiem, jakie ma zdaniem ks. profesora Alfreda Wierzbickiego nauka w definiowaniu katolickiej moralności, tym więcej w obszarze zagadnień bardzo jasno zdefiniowanych jako grzeszne w Piśmie Świętym. Ta wypowiedź, która jest wodą na młyn ideologii dążącej do odrzucenia przyrodzonego porządku stworzenia, zasługuje niewątpliwie na to, by zostać publicznie odwołana.
Idąc dalej, ks. prof. Alfredowi Wierzbickiemu komisja na KUL zarzuca też, iż obraził ks. profesora Tadeusza Guza oraz działaczy Fundacji Życie i Rodzina. Trudno się z tym nie zgodzić: ks. prof. Wierzbicki porównał ks. prof. Guza do „durnia”, a działaczy Fundacji chroniącej życie dzieci – do „komunistów”. To, oczywiście, należy ocenić krytycznie i wyciągnąć odpowiednie konsekwencje.
Sumarycznie, postępowanie wobec ks. prof. Alfreda Wierzbickiego jest bez cienia wątpliwości zasadne i potrzebne; tak samo jak zasadna i potrzebna jest w tej sprawie kara.
Te środowiska, które stają w jego obronie, powinny dwa razy się zastanowić: czy solidarność koleżeńska jest dla nich ważniejsza od wierności Ewangelii? Podkreślę po raz trzeci: niezależnie od wszystkich innych zagadnień i problemów w tej sprawie, Alfred Wierzbicki, katolicki kapłan i katolicki uczony, poparł legalność odbierania życia chorym dzieciom nienarodzonym, uznając to w sposób pośredni za warunek godności matki.
Tego nie da się bronić; to trzeba potępić. Mam nadzieję, że tak się stanie – a do odpowiedzialności za poparcie skandalicznego „listu zwykłych księży” zostaną pociągnięci także inni jego sygnatariusze.
Paweł Chmielewski