Open Doors, czyli organizacja zajmująca się monitorowaniem skali prześladowań chrześcijan na świecie uważa, że najgorsza sytuacja wyznawców Chrystusa panuje w komunistycznej Korei Północnej. Porażające doniesienia potwierdzają we wstrząsającym wywiadzie udzielonym „Przewodnikowi Katolickiemu” ludzie, którzy opuścili kraj Kimów.
Wyznawcy Chrystusa z Korei Północnej tak mocno obawiają się reżimu, że w rozmowie w Polsce z „Przewodnikiem Katolickim” nie podano ich imion, co pokazuje skalę terroru stosowanego wobec obywateli tego kraju.
Wesprzyj nas już teraz!
Zjawiskiem bardzo częstym jest – jak mówi w wywiadzie chrześcijanka z kraju Kim Dzong Una – całkowity brak rozmów o wierze między rodzicami a dziećmi, bowiem zagrożeniem może być nawet fakt posiadania w domu „specjalnej książki” – Pisma Świętego.
– W Korei Północnej, gdzie chrześcijanie są brutalnie prześladowani, to zupełnie normalne. Rodzice nie chcą, aby ich dzieci też były prześladowane. Z powodu wiary tylko jednej osoby cała rodzina może zostać wysłana do obozu koncentracyjnego. I nie chodzi tylko o najbliższą rodzinę. Aresztowana może być np. babcia, bo ktoś zauważył jakiś gest u jej wnuczka, a wtedy zakłada się, że cała rodzina jest chrześcijańska – powiedziała w rozmowie z „Przewodnikiem Katolickim” M.
– Rodzice nie przekazują wiary dzieciom, ponieważ one mogłyby przez przypadek opowiedzieć o niej gdzieś na zewnątrz, chociażby w szkole. Wystarczy, że nauczyciel zada bardzo ogólne pytanie, na przykład: „Czy masz w domu jakąś specjalną książkę?”. Dziecko nie musi powiedzieć, że to Biblia. Wystarczy, że zasugeruje, że rodzice często do tej jednej książki zaglądają. Taka odpowiedź może zrodzić podejrzenie. Albo pytanie: „Czy w domu śpiewa się jakieś niespotykane gdzie indziej pieści?” – mówi M. w tekście pt. „Wiara w cieniu bomby atomowej”.
– Do czasu aż dzieci dorosną, nie ma więc w domu żadnego przekazywania wiary. Ale kiedy któreś z dorosłych już dzieci zakocha się w kimś, kto należy do partii, rodzice również nie mówią mu o Bogu, bo mógłby przez przypadek ich wydać. Nie mówią też swoim dzieciom, które odbywają służbę wojskową. Nawet wtedy, gdy biorą ślub, narzeczeni nie przyznają się sobie, że są ludźmi wierzącymi. Niektórzy Koreańczycy dowiadują się, że ich rodzice byli chrześcijanami, dopiero przed ich śmiercią – opowiada o tragicznej sytuacji chrześcijan w Korei Północnej rozmówczyni „Przewodnika Katolickiego”.
Jak dodaje, „w dialekcie północnokoreańskim nie używa się tego samego słowa myśląc o Bogu chrześcijańskim i o Bogu w ogóle”. Nawet z powodu zastosowania nieprawomyślnej dla władzy formy językowej można spodziewać się represji. Jednak jest to także możliwość subtelnego poinformowania bliskich o wyznawanej wierze.
Źródło: „Przewodnik Katolicki”
MWł