Aktualna rejterada samorządów, które wycofują się z deklaracji sprzeciwiających się ruchom LGBT, to gruncie rzeczy miniatura wyborów politycznych i kondycji społecznej, które uformowały III RP. Liczne badania społeczne i polityczne pokolenia transformacji ustrojowej dobitnie pokazują, że w jej czasie doszło do materialistycznej reorientacji wspólnoty narodowej i przesunięcia wartości moralnych i religijnych na drugi plan. To właśnie specyfika rewolucji w Polsce. Postępująca laicyzacja i napór środowisk antychrześcijańskich to nie efekt masowej zmiany poglądów w wyniku demagogicznego aktywizmu, ale gorzki plon letniości pokoleń budujących ład społeczny, niezaangażowanych w spory „światopoglądowe”, choć deklaratywnie wciąż bliskie wartościom chrześcijańskim.
Osunięcie się gruntu pod nogami wywołane dostosowywaniem się realiów gospodarczych do kapitalistycznego paradygmatu, jak i wcześniejsze doświadczenia ustroju komunistycznego, skumulowały się w latach 90-tych, sprawiając, że polskie społeczeństwo zaczęło uważać osiągnięcie powodzenia materialnego za główny wyznacznik życiowego sukcesu Definicją szczęścia stał się dorobkiewicz, który potrafił odnaleźć się w rzeczywistości przemian i stałych trudności dnia codziennego. W tej atmosferze narodzin homo oeconomicus, Polacy podejmowali najważniejsze decyzje społeczne i polityczne, formujące III RP.
Politologowie i psychologowie społeczni zgodnie twierdzą, że w czasach zapoznawania się z wolnym rynkiem wszystkie dążenia życiowe Polaków zeszły na drugi plan, w porównaniu z pogonią za pieniądzem i dobrym sytuowaniem społecznym. Dla opisania tych przemian Marek Ziółkowski ukuł termin pragmatyzacji świadomości. „Dla Polaków najważniejszy jest sukces w pracy oraz gwarancja odpowiedniego standardu ekonomicznego. Można powiedzieć, że w Polsce ciągle dominuje orientacja materialistyczna, czy też mówiąc inaczej pragmatyzacja świadomości”, pisał Ziółkowski w roku 1999. Sednem tego zjawiska, określanego też mianem „monetaryzacji”, jest to, że wszystkie wartości niematerialne w społeczeństwie zdają się wtórne, uznawane tylko o tyle, o ile są skuteczne w realizacji potrzeb ekonomiczno-socjalnych.
Wesprzyj nas już teraz!
Źródłem wiedzy o tych procesach były sondaże, badające życiowe priorytety Polaków. Najczęściej przyjmowały one formę pytań o to, co według respondentów decydowało o szczęściu człowieka. Odpowiedzi pokolenia transformacji zestawiano następnie z myśleniem „typowego” obywatela lat 80-tych. Różnice były drastyczne. Jeszcze dekadę wcześniej najważniejszymi dobrami były w opinii publicznej rodzina, małżeństwo i zdrowie. Tymczasem w latach gospodarczej zmiany na pierwszy plan wysunęła się praca. O ile rodzina i dzieci były drugim z najczęściej wymienianych, o tyle do trójki najważniejszych priorytetów dołączały jeszcze pieniądze i dobra materialne. Życie w zgodzie z zasadami moralnymi i kulturowymi wymieniano natomiast już bardzo rzadko. Co ważne – wbrew przewidywaniom teoretyków – zmiany okazały się mieć trwały charakter. Jeden z bardziej zasłużonych w badania tego zjawiska naukowiec, Janusz Czapiński, przyznawał, że był szczerze zaskoczony, spodziewał się bowiem, że po stabilizacji systemowej powróci status quo ante. Tak się jednak nie stało.
Czapiński zresztą sam zapisał się wielkimi zgłoskami w psychologii społecznej, prowadząc badania uziemienia duszy polskiej. Zjawisko to opisał łudząco podobnie do Ziółkowskiego, z innym jednak rozłożeniem akcentów. Naukowiec ten specjalizujący się w psychologii szczęścia sprawdzał jakie czynniki decydowały o dobrostanie Polaków przed i w trakcie zmiany systemu gospodarczego. Okazało się, że nie tylko w porównaniu do lat poprzednich, ale również w zestawieniu z zagranicą, stopień w jakim obiektywne miary położenia społecznego – pieniądze, wiek, kariera – decydowały o szczęściu ludzi był zaskakująco wysoki. Tymczasem czynniki związane z wnętrzem człowieka były rzadko zauważane. W znacznie mniejszym stopniu mówiono, że do życia szczęśliwego potrzeba odpowiedniego kręgosłupa moralnego, charakteru i tym podobnych. Nie były one poszukiwane, ani pożądane społecznie. Uwagę kierowano ku doczesnym pociechom. Trzeba mieć przy tym na uwadze, że podobny fenomen uziemienia typowy był dla wszystkich państw dawnego Układu Warszawskiego.
Przyczyny takiej materialistycznej fiksacji są złożone. Próbowano rozpatrywać dwie hipotezy, łącząc „pragmatyzację” świadomości Polaków albo ze zmianą systemu, albo z realiami PRL-u. Jednak wydaje się, że aby zrozumieć dlaczego w duszach Polaków wiara i dobra niewidzialne zeszły tak radykalnie na drugi plan, trzeba brać pod uwagę współdziałanie ich obydwu. Naród żył bowiem już za komuny we frustrującym stanie ciągłego niedoboru i stałych deficytów, zaś reformy Balcerowicza usunęły ostatnie zabezpieczenia, jakie chroniły ludzi przed popadnięciem w biedę i sprowokowały reakcję w postaci skupienia się wyłącznie na walce o byt. Zastanawiające jest jednak, że wszak w wypadku biedy i szczególnego zagrożenia wiele społeczeństw tradycyjnie znajduje oparcie w tym, co niematerialne i zwraca się ku dobrom nieprzemijającym. Fakt, że Polacy zachowali się odwrotnie nie jest tak prosty do wyjaśnienia, ważniejsze są jednak jego konsekwencje.
Te bowiem jako naród odczuwamy po dziś dzień. Leżące „z boku” wartości religijne i kulturowe nie były w stanie skoncentrować na sobie dostatecznie dużo uwagi, by zostały umiejscowione w centrum życia wspólnotowego. Doskonale ilustruje to fakt, że klasycznie w polityce szanse miały wyłącznie partie bezideowe – z zarówno lewicą jak i prawicą z krwi i kości ustępującymi „centrum”. To dlatego polska polityczność utknęła pomiędzy centrolewicową platformą i centroprawicowym PIS-em.
Szczególnie brzemiennym w skutki przejawem dominacji motywów materialnych nad aksjologicznymi był wynik referendum akcesyjnego i cała procedura przystępowania do UE. Motywacje „wdrożenia się w świat zachodni” były rażąco proste. Dzięki zapowiadanym ułatwieniom emigracji porzucenie ojczyzny w poszukiwaniu „lepszego grosza” miało stać się prostsze, niż kiedykolwiek dotąd. Obietnica dotacji i funduszy, szybkiego i bezwysiłkowego podbudowania sytuacji ekonomicznej, przeważyła nad abstrakcyjną kategorią suwerenności, której przecież nikt do garnka nie włoży. Program „ciepłej wody w kranie” był najbardziej odpowiadającą priorytetom elektoratu retoryką.
Co jednak najistotniejsze: materialistyczna orientacja społeczeństwa była atmosferą, w której wzrosły całe pokolenie podatne na lewicową indoktrynację. Wszak badania z ostatnich lat dowodzą postępującej ateizacji młodych i ich zwiększonej sympatii do ugrupowań z lewej strony sceny politycznej. Specyfika polskiej rewolucji polega właśnie na tym, że laicyzacji młodzieży, wzmożenia ruchów LGBT, nie wywołała sama tylko działalność demagogów. Wszak deklaratywnie pozostajemy „najbardziej konserwatywnym społeczeństwem w Europie”, a 25 lat temu byliśmy nim tym bardziej. Grunt pod ten stan rzeczy zapewniła letniość rodziców w patriotyzmie, wierze, poglądach. Choć podpisywali się pod tymi pojęciami, to przede wszystkim wpajali dzieciom jak się „ustawić” i na to nakierowywali ich uwagę. Podobne zmiany mogły mieć miejsce w Kościele. On sam znalazł się w korzystniejszej rzeczywistości materialnej. Zniknęły komunistyczne represje, a rola autorytetu społecznego i jednego z głównych autorów porzucenia dawnego ustroju, otworzyła dla wielu członków duchowieństwa drzwi obiecującej kariery, która mogła pochłaniać gorzej uformowanych bardziej, niż kapłańska posługa.
Ta materialistyczna reorientacja stworzyła zaczyn dla pokolenia światopoglądowej pustki, niby wychowanego w bliskości Kościoła, a w gruncie rzeczy nie zorientowanego w podstawach jego nauki. Apostazje i lgnięcie do „postępowych” poglądów (skojarzonych oczywiście z postępowym i bogatym Zachodem) to przykra konsekwencja uznania życia moralnego za pewien dodatek. Za coś istniejącego obok starań o zadowalający status materialny i sprowadzenia ich na dalszy plan w życiu narodu.
Filip Adamus