Papież Franciszek radzi Kościołowi w Niemczech, by skupił się na biednych i wykluczonych. Problem w tym, że Kościół w Niemczech robi to od dawna. Prawdziwym problemem Drogi Synodalnej nie są biedni, ale brak wiary w Jezusa Chrystusa. Niestety, to samo cechuje globalny Proces Synodalny – pisze amerykański publicysta i biograf św. Jana Pawła II, George Weigel.
George Weigel przypomina, że w Niemczech ukonstytuował się tzw. Wydział Synodalny – nowy kościelny organizm złożony z biskupów i świeckich, który ma przygotować wielką reformę zarządzania Kościołem.
Docelowo niemiecki Episkopat ma przekazać część swoich kompetencji w ręce synodalnego gremium, które będzie nazywać się Radą Synodalną. To właśnie ta Rada ma rządzić Kościołem. Papież skrytykował te plany, a Stolica Apostolska ogłosiła nawet, że Niemcy… nie mają prawa tworzyć takich struktur. Jednak adresaci napomnień nie przejęli się i realizują podjęte dzieło.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak zauważa Weigel, jednym z głównych punktów krytyki Franciszka wobec Niemców jest coś, co papież określił mianem „szukania «zbawienia» w coraz to nowych komitetach, w dyskutowaniu w kółko tych samych tematów oraz w zajmowaniu się samymi sobą”.
Zdaniem amerykańskiego publicysty jest pewien problem. Bo dokładnie te same zarzuty można byłoby postawić wobec globalnego Procesu Synodalnego, który papież Franciszek rozpoczął w 2021 roku. Weigel zwraca uwagę, że Franciszek w swojej krytyce niemieckiej Drogi Synodalnej posłużył się pojęciem „zbawienia”. W tym tkwi sedno: niemiecka Droga Synodalna praktycznie w ogóle nie zajmuje się Jezusem Chrystusem jako jedynym zbawcą ludzkości. Ponownie pojawia się problem: dokładnie tak samo postępuje globalny Proces Synodalny…
Papież Franciszek uważa, że drogą dla Kościoła w Niemczech jest zajmowanie się biednymi, wykluczonymi i marginalizowanymi. Tyle, że Kościół w Niemczech już to robi, przypomina Weigel; dzięki podatkowi kościelnemu utrzymuje ponadto dużą sieć ośrodków pomocy społecznej i różnych programów społecznych.
„Jeżeli wychodzenie naprzeciw marginalizowanym miałoby być odpowiedzią na współczesne religijne zobojętnienie i ewangeliczną anemię, to Kościół w Niemczech stałby się potężnym motorem napędowym Nowej Ewangelizacji już kilkadziesiąt lat temu” – pisze Weigel na łamach „First Things”.
„Tak się jednak nie stało. Powód, dla którego tak się sprawy mają, ma niewiele albo zgoła nic wspólnego z brakiem wychodzenia naprzeciw marginalizowanym. Prawdziwym powodem [kryzysu] jest utrata wiary w Jezusa jako Pana oraz w Kościół jako Jego sakramentalne Ciało w świecie. To sprawia, że lokalne kościoły stają się pozarządowymi organizacjami charytatywnymi” – podsumowuje ten wątek publicysta.
Na koniec Weigel zwraca uwagę, że podczas rzymskiego Synodu o Synodalności bp Georg Bätzing, szef Konferencji Episkopatu Niemiec, chodził nieustannie uśmiechnięty. Typowo niemieckie reformistyczne tematy były na zgromadzeniu forsowane bynajmniej nie przez Niemców, ale przez biskupów i świeckich z innych krajów. Dlaczego? Według Weigla jest teoretycznie możliwe, że Niemcy ograniczają się, żeby nie zaogniać swojej sytuacji. Jest jednak jeszcze drugie wytłumaczenie. Być może ktoś w Watykanie doradził im, by nie działali zbyt ostro, bo ich plan reformy potrzebuje spokoju. A to oznaczałoby, że dla pewnych kręgów w Stolicy Apostolskiej Kościół w Niemczech nie jest bynajmniej „na krawędzi” upadku – ale w punkcie przełomu.
Źródło: firstthings.com
Pach