Nie tyle zwierzęta mają być równe ludziom, co raczej ludzie równi zwierzętom, a więc nie tyle jest to humanizacja zwierząt, co raczej dehumanizacja ludzi – przekonuje na łamach portalu salon24.pl Łukasz Warzecha. Publicystę przeraża, że coraz więcej ludzi deklaruje gotowość zabicia drugiego człowieka w odwecie za krzywdę zwierzęcia.
Publicysta przypomina, że tzw. bambinizm jest szczególnie obecny w warstwie językowej. Objawia się głównie poprzez odejście od stosowania wobec zwierząt określeń dla nich zarezerwowanych i używaniu określeń zarezerwowanych dla ludzi.
„Organizacje prozwierzęce mówią – zwłaszcza w kontekście wyciągania od ludzi pieniędzy – o „krowie i dzieciach” zamiast o krowie i cielętach. Powszechne stało się określenie „adopcja” na wzięcie zwierzęcia ze schroniska, choć adoptować można jedynie dziecko (…) Zwierzęcia nie można także „zamordować”. Pojęcia „morderstwo” czy kodeksowe „zabójstwo” są również zarezerwowane dla ludzi. Zwierzę można zabić, czasem niestety także zamęczyć” – zauważa Warzecha.
Wesprzyj nas już teraz!
To samo dotyczy śmierci zwierzęcia, które zdycha czy pada. „Gdy przypomniałem, że pies może zdechnąć, paść, nie przeżyć, ale nie można napisać, że „zmarł” – zaczęło się wylewanie wiader pomyj. Typowe, niespecjalnie zaskakujące. Bambiści kochają zwierzęta, ale nie szanują ludzi, a już zwłaszcza tych, którzy ośmielają się krytykować uczłowieczanie przez nich zwierząt” – komentuje.
Publicysta zwraca również uwagę na, padające powszechnie w dyskusji na temat traktowania zwierząt, deklaracje stosowania przemocy i okrucieństwa wobec ludzi krzywdzących zwierzęta. W internecie często można znaleźć opinie internautów, pałających żądzą odpłacenia człowiekowi w taki sam sposób, w jaki on potraktował zwierzę. Tymczasem Łukasz Warzecha przypomina, że „życie psa nie jest dobrem tej samej wagi co życie człowieka”.
„A już w ogóle nie byłoby o tym mowy, gdyby zabójstwo człowieka nastąpiło po fakcie, w akcie jakiejś zemsty. Tymczasem to właśnie dopuszczają osoby deklarujące, że zabiłyby za zabicie swojego zwierzęcia. I to jest przerażające” – ocenia.
Publicysta zastanawia się nad skutkami uczłowieczania zwierząt. „Otóż mniej chodzi tutaj o wyniesienie statusu zwierząt, a bardziej o obniżenie statusu ludzi” – wyjaśnia. „Nie tyle zwierzęta mają być równe ludziom, co raczej ludzie równi zwierzętom, a więc nie tyle jest to humanizacja zwierząt, co raczej dehumanizacja ludzi” – dodaje.
W jego ocenie, podobny proces myślowy przede wszystkim pozwala „wprowadzać podziały i emocje, w ramach których możliwe jest pozbawienie części ludzi ich praw w oczach innych grup ludzi”. Publicysta wymienia w tym kontekście nienarodzone dzieci, przedstawicieli danego narodu czy przeciwników politycznych.
Źródło: salon24.pl
PR