Dzisiaj

Nie przepuszczą nawet zmarłym. Francuska lewica kustoszem starego barbarzyństwa

(fot. X / @MCarolineLePen)

Szacunek do zmarłych jest wyznacznikiem kultury i cywilizacji. We Francji, od czasów rewolucji, tamtejsza lewica dokonywała masowych aktor niszczeń grobów postaci historycznych. Wywlekanie m.in. szczątków królów na bruk i profanacje grobów były nie tylko aktem zemsty, ale niszczeniem fundamentów przeszłości i zapowiedzią budowy nowej „cywilizacji”. Ten mroczny nurt profanatorów na francuskiej lewicy ma się nadal dobrze, a poziom zdziczenia „rewolucjonistów” pozostaje dość stabilny.

Pod koniec stycznia rodzinny grób Jean-Marie Le Pena na cmentarzu w miejscowości La Trinité-sur-Mer został rozbity i zdewastowany przy pomocy młota kowalskiego. „Ci, którzy atakują umarłych, są zdolni do najgorszych czynów wobec żywych” – napisała na X córka założyciela Frontu Narodowego Marie-Caroline Le Pen.

Dewastację grobu zauważyli 31 stycznia mieszkańcy La Trinité-sur-Mer. Cmentarz, na którym pochowano polityka, został zamknięty i trwa dochodzenie policyjne. Marion Maréchal, wnuczka Jeana-Marie Le Pena, napisała na swoim koncie X: „Zniszczyliście grób naszych przodków. Może myślisz, że złamiesz nam serca, zastraszysz nas, zniechęcisz? Ale naszą odpowiedzią będzie jeszcze bardziej zaciekła walka z wami, pokolenie po pokoleniu. Nasza determinacja będzie równa waszej hańbie”.

Wesprzyj nas już teraz!

Jean-Marie Le Pen zmarł 7 stycznia w wieku dziewięćdziesięciu sześciu lat. Został pochowany w swojej rodzinnej wiosce w Bretanii w ramach wyłącznie rodzinnej ceremonii. 16 stycznia w paryskim kościele Val-de-Grâce odprawiono publiczną Mszę św. za jego duszę. Już wówczas lewica dopuszczała się dość ohydnych aktów „fetowania” śmierci polityka. Na Placu Repubiliki kilka setek skrajnie lewicowych hunwejbinów otwierało szampany, a haslo o tym że nowy rok zaczyna się świetnie, bo „Jean-Marie nie żyje” było jednym z delikatniejszych sloganów.

Na tym nie koniec podobnych aktów barbarzyństwa we Francji. Na cmentarzu Charonne w Paryżu (20. dzielnica) sprofanowano grób prawicowego pisarza Roberta Brasillacha. Odkrycia dokonano w rocznicę jego śmierci 6 lutego, po nabożeństwie żałobnym w intencji pisarza. Wezwano policję, a zarząd cmentarza zwiększył środki bezpieczeństwa wokół grobu. Cmentarz Charonne jest własnością miasta, które bardzo nieprzychylnie odnosi się jednak do czczenia rocznicy śmierci Brasillacha. Lewica zapowiadała zresztą na ten dzień swoją „antyfaszystowską demonstrację”.

Francuski pisarz i redaktor naczelny oskarżanej o antysemityzm gazety „Je suis partout”, jest uważany za postać kontrowersyjną. Po wojnie został skazany na śmierć za kolaborację i stracony 6 lutego 1945 r. Władze sprzeciwiają się jego jakiejkolwiek rehabilitacji. W 2023 r. w czasie podobnej uroczystości upamiętnienia jego śmierci, przy grobie pojawili się funkcjonariusze z Poddyrekcji Służb Specjalistycznych (SDSS) oraz policjanci z 20. dzielnicy, w towarzystwie jednostki z psami policyjnymi i legitymowali wszystkich uczestników. Jedna osoba została zatrzymana, kilku trafiło do kartoteki „S”, potencjalnych osob zagrażających bezpieczeństwu państwa. W tym roku uroczystości zorganizowała prawicowa organizacja studencka GUD.

Robert Brasillach to francuski poeta, dramaturg, prozaik, krytyk literacki, publicysta i tłumacz. Przed wojną prowadził dział literacki w piśmie L’Action française. Był autorem 30 pozycji książkowych, w tym między innymi współautorem jednego z pierwszych opracowań historii sztuki filmowej, ale także wojny domowej w Hiszpanii. Jako żołnierz, w 1940 roku dostał się do niemieckiej niewoli i przebywał w oflagu Neuf-Brisach. Zwolniony w 1941 do lipca 1943 roku ponownie współpracował z redakcją tygodnika „Je suis partout”. Uważa się, że wydany po wojnie wyrok śmierci miał zwiażek z naciskami silnych po wojnie komunistów i był zemstą za udział Brasillacha w delegacji do Katynia. Po podróży opublikował głośny reportaż, który jednoznacznie wskazywał, że zbrodni katyńskiej dokonały Sowiety. Został rozstrzelany 6 lutego 1945 w Fort Montrouge koło Paryża, pomimo tego, że o jego ułaskawienie prosili m.in. Albert Camus, Paul Claudel i Jean Cocteau.

Profanacyjne zapędy aktywistów lewicy francuskiej miały także miejsce w ostatnich dniach w Charmes w Lotaryngii, gdzie zdewastowano pomnik pisarza Maurice’a Barrèsa. Tego też uznano za „faszystę”. Barrès urodził się w Charmes-sur-Moselle w 1862 roku. To powieściopisarz, eseista, polityk (deputowany) i teoretyk nacjonalizmu, członek Akademii Francuskiej. Był socjalistą, a z towarzyszami partyjnymi poróżniła go dopiero sprawa Adolfa Dreyfussa.

Nie wierzył w niewinność tego oficera, a dodatkowo był politykiem bardzo antyniemieckim i postulował odzyskanie utraconej na rzecz Berlina w 1871 roku Alzacji i rodzinnej Lotaryngii. Uważany jest za teoretyka nacjonalizmu, który miał jednak charakter patriotyczny i „obronny”. Podkreślał rolę tradycji i przeszłości oraz jej wpływ na życie narodu. Z czasem propagował też kult św. Joanny d’Arc. Jego lewicowe inklinacje spowodowały, że użył w swojej twórczości terminu „narodowy socjalizm”, który jednak nie mógł się odnosić do nieistniejącego wówczas jeszcze nazizmu. Dla niedouczonej lewicy, to już jednak wystarczający „grzech ciężki”.

Pisarz i polityk zmarł w wieku 61 lat. W uroczystościach pogrzebowych, które odbyły się w katedrze Notre-Dame w Paryżu, uczestniczyli Alexandre Millerand, Raymond Poincaré i marszałek Foch. Został pochowany na cmentarzu w Charmes. Hołd złożył mu wówczas nawet młody socjalista Léon Blum: „Nie widzę we Francji żadnego człowieka, który by poprzez literaturę dokonał równie dobrego lub porównywalnego czynu”. Po jego śmierci, mówiło się nawet o umieszczeniu go w Panteonie. Ma swoje ulice w wielu miastach Francji, w 1928 roku na wzgórzu Sion odbyło się odsłonięcie pomnika Barrèsa, który obecnie zdewastowano.

Ten ostatni akt barbarzyństwa ma dość ciekawe tło ideowe. Barrès twierdził, że naszym pierwszym obowiązkiem jest obrona swojego „Ja” przed „barbarzyństwem”, to znaczy przed wszystkim, co grozi osłabieniem rozkwitu własnej wrażliwości. Drugą oś jego filozofii stanowiło wyrażenie „ziemia i umarli”, jako przywiązaniu do korzeni historycznych, rodziny, armii i ojczystej ziemi. Patrząc na jego zniszczony pomnik, odnosi się wrażenie samospełniającego proroctwa.

Bogdan Dobosz

Piotr Witt: Le Pen był wizjonerem, a jego proroctwa spełniły się, zanim umarł

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Nie zwalniamy w walce o katolicką Polskę! Wesprzyj PCh24.pl w 2025 roku i broń razem z nami cywilizacji chrześcijańskiej!

mamy: 77 092 zł cel: 500 000 zł
15%
wybierz kwotę:
Wspieram