14 maja 2023

Nie śmieszy mnie Bareja! Czy Polacy są poważnym narodem?

Kto się z Misia nie śmieje, ten ignorant i sztywniak. Czyż nie pokutuje wciąż taki pogląd? Ale z czego się śmiać, Drodzy Państwo, skoro tragiczna rzeczywistość kulturowej zagłady Polaków bynajmniej nie skończyła się wraz z realiami historycznymi uwiecznionymi w tym filmie?

Dlaczego nie śmieszy mnie Miś Stanisława Barei? Odpowiadając przywołam pewną anegdotę. Otóż, przyjeżdżam z synem na zajęcia przygotowujące do szkoły muzycznej. Syn ma sześć lat i chce rozpocząć naukę wcześniej. Ale zestresował się, bo jechał pierwszy raz w nowe miejsce. W drzwiach wita nas sprzątaczka, w fartuchu i z miotłą w ręku, która oznajmia, iż przejmuje dziecko, bo rodzice nie mają wstępu na piętro, gdzie odbywają się zajęcia. Powiedziałem, że jesteśmy pierwszy raz i chcę je odprowadzić, na co usłyszałem coś w rodzaju: Nie ma łażenia na górę i na dół, na górę i na dół. Miarka się przebrała: Na górę czy na dół, nie będę z panią dyskutował, idę na górę – uciąłem ostro. Wówczas sprzątaczka bezceremonialnie dała mi do zrozumienia, że wszyscy rodzice podporządkowali się jej „władzy” i wprost zapytała, czy będę jedynym, którzy tego nie zrobi. Tak – odpowiedziałem, po czym poszedłem z synem na górę, by przywitać się z miłą panią nauczycielką, która zapewne nie mogła nawet podejrzewać, jaki coup d’état w wykonaniu „pani sprzątającej” odbywa się piętro niżej.

I to jest, Proszę Państwa, Miś! Miś Anno Post-Comunae 34

Wesprzyj nas już teraz!

Z całej grupki rodziców, którzy zachowywali się, jakby nic się nie stało (jak zawsze, Polacy nic się nie stało…), podeszła do mnie jedna mama, która wyraźnie zsolidaryzowała się z moją postawą. Uff, czyli to nie ze mną jest coś nie tak, ale może… z tym światem? – gorzka ironia przemknęła mi później przez głowę. Okazało się, że moja nowa znajoma właśnie sprowadziła się z mężem i czwórką dzieci z Anglii, po czym przeżyła (i przeżywa) ciężki szok kulturowy, widząc absurdy administracyjne i panującą w Polsce mentalność. Co robić? – mówiła – Można chyba tylko zacisnąć zęby i próbować się dostosować… Po wszystkim pomyślałem: Skoro sprzątaczka, której nie chce się przetrzeć schodów, jest w stanie sterroryzować całą grupę rodziców i nikt nie piśnie słówkiem, a ona jest w szoku, gdy ktoś ustawi ją do pionu, to post-komuna bynajmniej nie jest w odwrocie, ale ma się w „tym-kraju” jak najlepiej.

Gdybyśmy w realnym życiu nie byli świadkami podobnych seansów, to można by się śmiać z Misia – inaczej niż przez łzy. Podobnych sytuacji można by przecież przytoczyć miliony, a wraz z opisaną wyżej jesteśmy dopiero na samym spodzie drabiny społecznej – im wyżej pójdziemy, tym absurdy będą dotkliwsze, szczególnie w wykonaniu kolejnych ekip dzierżących władzę w Warszawie.

Polacy pozbawieni kultury

Jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy? Rzeczywistość wali nam się na oczach (albo wali nas między oczy), ponieważ nie mamy korzeni kulturowych, zapomnieliśmy kim jesteśmy… Po II wojnie światowej i okresie komuny możemy mówić o kulturze jedynie w kategoriach historycznych, szukając rozsianych punktów oparcia trochę w międzywojniu, a tak naprawdę to nie później niż w XVII wieku…

Nie mówię tutaj „my” jako naród w abstrakcyjnym continuum historycznym, ale mówię „my” jako pokolenia wychowane w PRL-u i post-PRL-u. Mówię o kulturze, która powstaje tu i teraz, stając się treścią naszego życia, a nie o tej, którą znajdujemy w pożółkłych książkach czy też odżywającą przez chwilę na deskach teatru. Nie sztuka bowiem być dumnym Polakiem z książką w ręku, z głową pełną przebrzmiałych słów i kontekstów…

Z drugiej strony w czym mielibyśmy się dziś zakorzeniać, jeżeli w kraju nagradzamy Twardocha, a zagranicą odbieramy Oscary za Idę i noble za książki Tokarczuk? Miło, że Polacy są doceniani, ale warto spojrzeć, jaki wizerunek Polski jest lansowany przez współczesnych twórców. Trudno tam znaleźć wzorce po prostu… pozytywne. Trudno znaleźć dzieła, które budowałyby nas jako Polaków, pokazywały nasze cnoty narodowe, bohaterów (choćby fikcyjnych) przeciwstawiających się zastanej rzeczywistości, opowiadały historie, po których chce się wyjść z domu i uściskać pierwszego przechodnia, tylko dlatego, że jest Polakiem, które zachęcałyby do odwagi cywilnej, reagowania na zło i nieporządek, a nawet takich, które uczciwie (ale konstruktywnie) rozprawiałyby się z wadami narodowymi.

Słowem, żeby śmiać się z uchodzących za kultowe komedii Barei, musiałbym być obojętny wobec tragedii PRL-u albo mieć do niej dystans, a nie mam – wciąż widząc jej skutki…

Chuck Norris kontra komunizm

Po latach gorzkiej satyry, zawoalowanej na tyle, żeby cenzura ją „puściła”, przychodzą lata 90. Polacy – podobnie jak inne narody i ludy wychodzące spod sowieckiego jarzma – rzucają się do wypożyczalni VHS-ów – do tych kolorowych amerykańskich wysp w ponurym polskim krajobrazie. Jest to pokoleniowe doświadczenie, które opisuje rumuński film Chuck Norris kontra komunizm. Przy czym chodziliśmy tam po filmy ze Schwarzeneggerem i Stallonem, ewentualnie dramaty z wyższej półki, jak Ludzie honoru, a przecież nie po ambitne produkcje europejskie! Nie mówiąc już o polskich…

Co mamy polskiego? Stylizujące się na gangsterskie komedie w stylu Chłopaki nie płaczą, nieco bardziej udany Kiler. Proszę uzupełnić, jeżeli pominąłem jakąś ważną pozycję, które przeczy mojej narracji. Niemniej wciąż posępnym szczytem wydaje się… Dzień świra. Znów tragikomedia. Czyli znów – śmiejemy się jak z Misia, ale okoliczności są tragiczne. Jeżeli to jest obraz społeczeństwa i inteligenta polskiego, to można pośmiać się przez łzy, ale nie można na tym wzrastać, nie można podawać tego nowym pokoleniom jako pożywkę do kształtowania gustu i osobowości. Pokazuje to tragiczną pustkę kulturową, w której wszystko ulega satyrycznej rozbiórce, a nie ma, jak wspomniałem, pozytywnych wzorców. Nie można bowiem wzrastać, karmiąc się wyłącznie dekonstrukcją!

Nie uzupełniają tego braku produkcje historyczne (o filmach na temat polskich bohaterów robionych pod dyktando kreującej się na patriotyczną władzy nawet nie warto wspominać), ani tym bardziej współczesne, choćby o żołnierzach czy policjantach, tak dobrze znane z kina amerykańskiego.

Śmiejemy się więc z siebie – i śmiejemy się z Amerykanów, że są patetyczni, pretensjonalni, megalomańscy… Ale czy słusznie? Czy na tle kalającej własne kulturowe gniazdo Europy, to właśnie amerykańskie wzorce kulturowe utwierdzone w filmach nie są zdrowym odruchem społeczeństwa, które nie chce ciągle słyszeć, że jest do niczego, a wszystko dookoła to jedna wielka farsa?

Owszem, śmiech jest obroną przeciwko systemowemu złu tego świata. To on pomógł nam przetrwać ciężkie czasy (wystarczy przywołać inny kultowy film – Zakazane piosenki). Ale przychodzi moment, że trzeba powiedzieć basta i zacząć myśleć o kontrataku!

Czas pogrzebać misia na skalę naszych możliwości”

Gdy nieraz mówiłem, że filmy Barei są dla mnie niestrawne, spotykałem się z reakcją wskazującą na moje rzekome ich niezrozumienie. Nie mam potrzeby bronić się, zresztą jest to całkowicie nieważne wobec istoty problemu. Odpowiem tak: Dopóki śmiejemy się z takiego obrazu rzeczywistości, jest to świadectwo, że ona wciąż w nas tkwi. Świadectwo, że jako naród nie traktujemy sami siebie poważnie. I jest to zupełnie co innego niż zdrowy dystans i pożądana – tak w życiu, jak i w sztuce – zdolność do autoironii…

Bo powiedzmy sobie szczerze, czy traktujemy się poważnie? Czy powszechna obojętność na szopkę życia politycznego i wszechwładzę biurokracji, od naczelnika ZUS-u po sprzątaczkę w szkole, nie świadczy o tym, że zatraciliśmy dumę narodową i poczucie osobistej godności – świadomość tego, że jako ludzie stworzeni na obraz i podobieństwo Boga otrzymaliśmy władzę rodzicielską, a w sumieniu zobowiązują nas wyłącznie te prawa i przepisy, które wynikają z prawa naturalnego? O ileż poważniejsi są – krytykowani przez nas za symboliczny  „sztuczny uśmiech” – Amerykanie, którzy za największe pogwałcenie swoich praw uznają sytuację, gdy rząd chce zabrać im broń, którą mogą (zgodnie z Konstytucją) obalić tyrańską władzę…

Ktoś powie, że mieszam niezwiązane ze sobą tematy – satyrę i poważną refleksję i to tak „kontrowersyjną”… Ale czy satyra nie ma poruszać właśnie poważnych i kontrowersyjnych tematów w sposób humorystyczny? I wreszcie – niech ktoś, jeżeli tak twierdzi, udowodni na podstawie współczesnych tekstów kultury i zachowań Polaków, że mamy jeszcze wiarę w siebie i gotowość do czynnego oporu przeciwko tyranii otaczającej nas rzeczywistości.

Na szczęście kolejne pokolenia będą coraz mniej rozumiały z PRL-owskich satyr, a więc i do śmiechu będzie im mniej. Jednak sam czas nie zagoi ran i nie zapełni kulturowej pustki. W tym celu – może właśnie zanim zapomnimy – powinniśmy obejrzeć jeszcze raz Misia i gruntownie go zdekonstruować, za wzór biorąc… normalną rzeczywistość?

Filip Obara

Dlaczego Ameryka wciąż jest wolna? Przypadek Clivena Bundy’ego

Razem przeciwko wolności. Papolatria i pozytywizm prawny

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij