„Gdy piszę ten tekst, czekam już blisko dwa tygodnie na wyliczenia polskiego Greenpeace dotyczące emisji z samolotów, którymi latali działacze na różne konferencje odbywające się poza granicami kraju”, pisze na łamach tygodnika „Gazeta Polska” Jacek Liziniewicz.
Publicysta zwraca uwagę, że wszystko wskazuje na to, iż aktywiści „Greenpeace” w swoim wypadku nie monitorują śladu węglowego, ani nawet nie przygotowują na bieżąco statystyk dotyczących swoich lotów samolotami.
„Agenda klimatyczna nie jest po to, aby nią uderzać aktywistów, ale by uderzać szarego Kowalskiego. Oni serio są przekonani, że jak oni lecą na drugi kraniec ziemi, aby zobaczyć elektrownię jądrową, kopalnię, albo wygłosić truizmy, to wszystko jest klimatycznie uzasadnione, a jeżeli Państwo będą chcieli odwiedzić dzieci za granicą, to nie macie do tego prawa”, czytamy w „GP”.
Wesprzyj nas już teraz!
Na koniec publicysta wskazuje „oczywistą oczywistość”, mianowicie: nieważne, jaki pozostawiono ślad węglowy, lecz kto go wytwarza i kto go liczy. Czy jest to nowa wersja hasła: nieważne kto głosuje, ważne kto liczy głosy?
Źródło: tygodnik „Gazeta Polska”
NADCHODZI ZIELONY KOMUNIZM? Warzecha, Cukiernik i inni obnażają kłamstwo ZIELONEJ TRANSFORMACJI!