28 grudnia 2012

Nie wyjdą ze szpitala, dopóki nie zapłacą

(REUTERS / FORUM)

Co można zrobić gdy pacjent który skorzystał z usług szpitala nie tylko nie jest nigdzie ubezpieczony ale na dodatek nie ma możliwości łatwego wyegzekwowania od niego należnej opłaty za wykonaną usługę? Dość drastyczny sposób egzekwowania należności znalazła dyrekcja Szpitala Położniczego Pumwani w stolicy Kenii Nairobi. Jest równocześnie perfidny i prosty, a polega na przetrzymywaniu w szpitalu kobiet, których nie stać na opłacenie porodu do czasu aż należność wpłynie na konto szpitala.

 

O procederze tym informowały dwie kobiety, mieszkające na co dzień nieopodal kliniki w slumsach pełnych glinianych lepianek, które doświadczyły szpitalnego aresztu. Skarżyły się, że po porodzie nie pozwolono im opuścić szpitala, ponieważ nie stać je było na opłacenie porodu. Szpital domagał kwoty 60 i 160 USD. Według relacji jednej z nich strażnicy bili kijami matki, które próbowały opuścić szpital bez uiszczenia zapłaty. Dyrektor placówki Lazarus Omondi nie ukrywa, że takie praktyki mają miejsce argumentuje jednak, że jest to jedyny sposób, aby szpital mógł funkcjonować.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Systemowy pat

 

Dyrektor tłumaczy, że z powodu braku systemowego uregulowania tego problemu szpital jest w sytuacji bez wyjścia. – Musimy przetrzymywać matki i stosować presję aż dostaniemy to, co możemy dostać. Musimy być samowystarczalni. Szpital musi dostać pieniądze na opłacenie energii elektrycznej, wody. Musimy opłacić naszych lekarzy i naszych pracowników. Zostaną tu, dopóki nie zapłacą. Muszą zapłacić, bo jeśli nie zapłacą szpital upadnie – mówi z rozbrajającą szczerością dyrektor placówki. Średnio tygodniowo w tym szpitalu rodzi tutaj dzieci 350 kobiet, których w ogromnej większości nie stać na opłacenie porodu.

 

Sprawą więzienia przez Szpital Pumwani pacjentek zainteresowała się organizacja pozarządowa Centrum Praw Reprodukcyjnych z siedzibą w Nowym Jorku. W reakcji na te praktyki, organizacja w imieniu kobiet złożyła w tym miesiącu w kenijskim Sądzie Najwyższym pozew przeciwko szpitalowi w nadziei ukrócenia podobnych praktyk nie tylko w tym szpitalu ale także i innych postępujących analogicznie placówkach. Dyrektor Centrum Praw Reprodukcyjnych na Afrykę, Judy Okal, uzasadniając złożenie pozwu powiedziała, że przetrzymanie kobiet, których nie stać na opłacenie porodu jest po prostu nielegalne. W pozwie jako winni tej sytuacji oprócz szpitala wymieniony jest także prokurator generalny oraz dwa ministerstwa i Rada Miasta w Nairobi.

 

Najubożsi z ubogich

 

Sytuacja jest o tyle beznadziejna, że pacjenci Szpitala Pumwani są najubożsi spośród mieszkańców Nairobi i mało kto wstawia się za nimi. Maimouna Awuor, która jest wymieniona w pozwie, była matką czwórki dzieci, gdy miała rodzić piąte w październiku 2010 roku. Podobnie jak wiele osób, które żyją w slumsach Nairobi, wykonuje prace dorywcze aby nakarmić swoje dzieci. Awuor wspomina, że przed porodem zaoszczędziła 12 dolarów i miała nadzieję skorzystać z tańszej kliniki ale została odprawiona i w końcu trafiła do Pumwani. Po urodzeniu dziecka, nie stać jej było na zapłacenie 60 dolarów więc była przetrzymywana wraz – o czym jest przekonana – z około 60 innymi kobietami i ich niemowlętami. – Spałyśmy po trzy na jednym łóżku, czasem cztery – wspomina, dodając, że pobytu musiały doświadczać poniżającego traktowania ze strony personelu szpitala. Niektóre kobiety próbowały uciec, ale – jak twierdzi – zostały pobite przez pilnujących i zawrócone.

To wszystko działo się pod nieobecność jej męża, który pracował w odległym obozie dla uchodźców, dlatego pod nieobecność matki, młodszymi dziećmi opiekowała się jej 9-letnia córka. Bezcenna okazała się też pomoc przyjaciela rodziny, który pomógł zaopatrzyć w żywność rodzinę, mieszkającą w szopie o powierzchni 50-metrów kw., za którą czynsz wynosił 18 dolarów miesięcznie. Maimouna Awuor powiedziała, że została zwolniona po 20 dniach, gdy burmistrz Nairobi zapłacił jej dług.

Druga wymieniona w pozwie kobieta, Margaret Anyoso, opowiadała, że w 2010 r. była więziona w Pumwani przez sześć dni, ponieważ nie stać jej było na opłacenie porodu. Sytuacja w jakiej się znalazła była tym trudniejsza, że jej ciąża przebiegała z ciężkimi powikłaniami przez co rachunek jaki jej wystawiono opiewał na 160 dolarów. – Nie widziałam mojego dziecka aż do szóstego dnia po operacji. Personel szpitala odebrał mi córkę i dopiero gdy zrobiłam scenę przynieśli ją do mnie – relacjonowała.

 

Margaret Anyoso jest samotną matką wychowującą pięcioro dzieci, która na co dzień trudni się sprzedażą warzyw. Przy bardzo dobrej dniówce jest w stanie zarobić 5 dolarów. Wspominając pobyt w szpitalu powiedziała, że nie miała nawet ubrania dla dziecka, więc owinęła nowonarodzoną córeczkę w zakrwawioną bluzkę. Zwolniono ją po tym jak krewni uiścili opłatę za poród.

W sytuacji, gdy nie ma nikogo, kto mógłby uregulować rachunek kobiety uciekają się do bardziej drastycznych sposobów odzyskania wolności. Jedna z kobiet mówi, że była przetrzymywana przez dziewięć miesięcy i została uwolniona dopiero po tym, jak podjęła strajk głodowy.

 

Wszystkiemu winna bieda

 

Judy Okal wierzy, że już samo złożenie pozwu przeciwko szpitalowi Pumwani sprawi, że kenijskie kobiety, niezależnie od statusu społeczno-ekonomicznego, będą w stanie otrzymać opiekę zdrowotną bez obawy, że zostaną uwięzione. Jednak nie jest to takie proste. Problem wydaje się tkwić w powszechnym ubóstwie, uniemożliwiającym zbudowanie klarownego systemu ubezpieczeń zdrowotnych.

 

Sytuacja jest więc bardzo skomplikowana – z jednej strony mamy pozbawionych środków finansowych pacjentów, z drugiej placówki medyczne, które – jak trafnie zauważył dyrektor Szpitala Położniczego Pumwani, Lazarus Omondi – potrzebują pieniędzy aby funkcjonować. Jak próbują sobie radzić w tej sytuacji Kenijczycy? Politycy szczebla samorządowego generalnie znają słabości tamtejszej służby zdrowia i liczą się z koniecznością regulowania rachunków pozostawianych przez niewypłacalnych pacjentów. Co roku więc uwzględniają tę okoliczność przy konstruowaniu swoich budżetów. I chociaż zdają sobie sprawę z doraźnego charakteru tego rozwiązania, obecnie nie są w stanie nic więcej zrobić.

 

Krzysztof Warecki, Washington Times

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 298 795 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram