Kiedy sejm przymierzał się do wprowadzenia prawa pozwalającego odebrać rodzicom dziecko bez wyroku sądowego, antyprzemocowi lobbyści zarzekali się, że procesów „za klapsa” nie będzie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, a każdego roku z tytułu mitycznej już tzw. przemocy w rodzinie policyjne kartoteki wzbogacają się o kilkadziesiąt tysięcy nowych „Niebieskich Kart”! Rodziny szukają pomocy w Telefonie Wsparcia prowadzonym przez Fundację Rzecznik Praw Rodziców
Wesprzyj nas już teraz!
W wyniku jednego, niezweryfikowanego zarzutu lekarza wobec matki odebrano kobiecie jej kilkumiesięczne, karmione piersią niemowlę. Dostępu do dziecka nie miał przez dłuższy czas nikt z cieszącej się dobrą opinią rodziny, do funkcjonowania której nie zgłosił zastrzeżeń nawet sądowy kurator. Zanim jednak maluch mógł wrócić do własnego domu, przez dwa tygodnie toczyła się prawdziwa walka, w którą zaangażowanych zostało kilka instytucji i organizacji, w tym Rzecznik Praw Obywatelskich i Rzecznik Praw Dziecka. W końcu udało się sprawę odkręcić, chociaż postępowanie sądowe wciąż pozostaje ostatecznie niezakończone.
To tylko jedna z autentycznych historii, które coraz częściej przytrafiają się w Polsce, od kiedy urzędnicy i policja mogą bez wyroku sądowego oddzielić dzieci od ich rodziców. A jeszcze kilka lat temu kręciliśmy z niedowierzaniem głowami czytając podobne doniesienia z krajów skandynawskich, Wielkiej Brytanii czy Niemiec.
Opisana powyżej sprawa zmierza – miejmy nadzieję – do szczęśliwego finału m.in. dzięki zaangażowaniu Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, znanej w ostatnim czasie głównie z akcji protestu przeciwko przymusowi szkolnemu dla sześciolatków. Fundacja próbowała również w 2010 r. powstrzymać nowelizację ustawy „o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie”. Niestety sejm mimo wielotysięcznych protestów przyjął ten akt prawny, który wprowadził w Polsce szwedzki model relacji państwo-rodzina, pozwalając na odbieranie dzieci bez wyroku sądu. Teraz Fundacja pomaga rodzinom, w których życie bezpardonowo wkroczyli urzędnicy. Prowadzony przez tę organizację Telefon Wsparcia Rodziców spotkał się z dużym odzewem.
– Każdego roku udzielamy pomocy około trzystu rodzinom, natomiast skala problemu jest o wiele większa – ocenia Tomasz Elbanowski z zarządu Fundacji. – Już 5 lat temu, kiedy nowe prawo dopiero wchodziło w życie, w państwowych formach opieki, poza naturalnymi rodzinami, przebywało w Polsce około stu tysięcy dzieci. Według danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej co piąte dziecko zostało odebrane rodzicom jedynie z powodu biedy.
Wystarczy donos
Jak podkreśla Tomasz Elbanowski, chociaż polski system prawny i Kodeks Karny przyjmują, że dopóki komuś nie udowodni się przestępstwa, uznawany jest on za niewinnego, nie obowiązuje to rodziców wychowujących dzieci. W stosunku do nich obserwujemy funkcjonowanie domniemania winy, a do podjęcia interwencji przez publiczne organa wystarczy zwykły donos. Jego autorem może być na przykład złośliwa sąsiadka, jak miało to miejsce w przypadku kobiety, która choć sama ma na koncie sądowy wyrok za rzucanie fałszywych oskarżeń, zdołała zaangażować kilka instytucji w nadzór nad upatrzoną przez siebie nielubianą rodziną. Ustawodawca tak skonstruował przepisy prawa w Polsce, że jakiekolwiek zgłoszenie, nawet anonimowe, obliguje państwo i samorząd do skontrolowania sytuacji rodziny, której taki sygnał dotyczy. Efektem jest bardzo często założenie rodzinie Niebieskiej Karty, często nawet bez wiedzy bezpośrednio zainteresowanych.
Definicja przemocy została w polskim prawie rozszerzona w taki sposób, że obejmuje nawet rodziny niemające problemów z normalnie rozumianą przemocą czy np. z uzależnieniami, ale istnieją zastrzeżenia co do materialnego poziomu ich życia. Takich spraw jest coraz więcej. Na początku roku opinię publiczną poruszyła sytuacja rodziny Smykowskich z Wałbrzycha, którzy mają stracić prawo do wychowywania piątki swoich dzieci. Rodzina znalazła się w potrzasku, bo miasto blokuje remont mieszkania w bloku komunalnym (co chcą zrobić wolontariusze), a jednocześnie złe warunki mieszkaniowe są jedynym zarzutem wobec tej rodziny. W praktyce zatem państwo karze rodziców za biedę. Zamiast pomóc, brutalnie zrywa więzi rodzinne.
Niewydolna szkoła pozbywa się problemu
Kłopoty rodzin czasem zaczynają się w szkole. Gdy dziecko jest nadpobudliwe, cierpi na ADHD bądź zespół Aspergera, bywa że nauczycielom czy dyrektorowi, zamiast dopomóc w zdiagnozowaniu problemu, łatwiej zgłosić do sądu, że z uczniem jest coś nie tak. Trudno uwierzyć, ale takie przypadki należą do najczęściej zgłaszanych w Telefonie Wsparcia Rodziców. O ile rodzina nie potrafi przedstawić przekonujących dowodów na swoją niewinność (sic!), sprawa może się skończyć odebraniem dziecka, bo sygnał ze strony szkoły jest wystarczający dla sądu.
Nie brak przypadków, w których w rolę denuncjatora wciela się lekarz, pochopnie diagnozujący problem w rodzinie i życzliwie sygnalizujący go państwowym instancjom. Powodem, dla którego urzędnicy z inspiracji służby zdrowia wchodzą z butami w życie rodziców i ich pociech może być nawet … nadopiekuńczość tych pierwszych, spędzających, na przykład, „zbyt wiele” czasu przy szpitalnym łóżku syna czy córki i wchodzących zbyt mocno w drogę personelowi.
Wszyscy nie jesteśmy wielbłądami
Kiedy sejm chciał wprowadzić przepisy każące w zwykłym klapsie upatrywać przejawów przemocy równoznacznej z bandyckim pobiciem na ulicy, posłowie czy tzw. organizacje antyprzemocowe zapewniały, że procesów „za klapsa” nie będzie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Pierwszy taki proces odbył się niedługo po zmianie prawa w Zielonej Górze. Znajdują się też ludzie, którzy cynicznie wykorzystują funkcjonujące prawo do osobistych rozgrywek. Nie brak też zwykłych pomyłek i np. zakładania Niebieskich Kart na wyrost. Setki tysięcy funkcjonariuszy publicznych, m.in. ponad pół miliona nauczycieli, dostało z dnia na dzień do rąk ogromną władzę nad rodziną, bez żadnego przygotowania w tym kierunku.
Co powinni zrobić rodzice zagrożeni ingerencją nadgorliwych urzędników? – Kiedy rodzice zgłaszają się do nas, mówimy im, że muszą przede wszystkim zgromadzić materiał dowodowy, który pokaże sądowi zdrowo funkcjonującą rodzinę: pozytywne opinie sąsiadów, księdza proboszcza, instytucji czy lokalnych autorytetów. W przeciwnym razie sąd będzie bazował na jednym negatywnym sygnale, który do niego dotarł – radzi Tomasz Elbanowski.
– Gdy to obywatel musi gromadzić dowody na to, że jest „czysty”, mamy cechy państwa totalitarnego – oceniają organizacje prorodzinne.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej nie odpowiedziało na zadane w ubiegłym tygodniu przez PCh24.pl pytania o liczbę dzieci odebranych rodzicom w ostatnich latach, najczęstsze powody tego typu interwencji oraz mechanizmy zabezpieczające rodziny przed skutkami tak drastycznego ingerowania urzędników w ich życie. Pytaliśmy też resort kierowany przez Władysława Kosiniaka-Kamysza, jak wiele wystawiono dotychczas Niebieskich Kart. Jak pisał we wrześniu ubiegłego roku portal gazetaprawna.pl, w 2013 roku na podstawie ustawy „antyprzemocowej” urzędnicy pozbawili pieczy rodziców bądź opiekunów aż 627 dzieci.
Z danych policji (ZOBACZ TUTAJ) wynika natomiast, że z roku na rok gwałtownie pęcznieją archiwa dotyczące rodzin podejrzewanych o przemoc. Wprawdzie statystyki nie rozróżniają konkretnych powodów wystawiania Niebieskich Kart, ale ich liczba – kilkadziesiąt tysięcy wypisywanych co roku tylko przez policję – jest szokująca.
Roman Motoła