18 marca 2022

Niech nie wie lewa ręka, co czyni prawa. Czy Ukraińcom powinno pomagać się „po cichu”?

(Fot. Unsplash.com)

Jawne obnoszenie się publicznych osób pomocą udzieloną ukraińskiej ludności budzi mieszane uczucia nawet w celebryckim światku. Wśród krytycznych głosów dominuje pogląd, że wpierać potrzebujących powinno się w ukryciu. Do sprawy odniosła się na Instagramie Maja Bohosiewicz: „Słyszę opinie, że pomagać należy po cichu. DLA MNIE TO BULLSHIT!”. Według aktorki, informacja o wparciu może być inspiracją do działań dla innych. Trudno nie zgodzić się z tym poglądem, wszak już rzymski historyk Tytus Liwiusz mówił: „słowa uczą, przykłady pociągają”. Czy jest więc coś złego w promocji świadectwa własnej ofiarności?

Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę granicę Polski na wschodzie przekroczyło już ponad 1,7 mln uchodźców. W pomoc poszkodowanym obok instytucji państwowych, organizacji społecznych i religijnych, włączyli się wrażliwi na ludzką krzywdę obywatele, a wśród nich osoby publiczne. Wsparcie dla najbardziej potrzebujących zadeklarowali znani z show-biznesu artyści. I tak, Monika Brodka, influencerka Jessica Mercedes Kirschner i jej brat Justin postanowili pomóc, przygotowując gorące posiłki dla uciekinierów na przejściach granicznych. Maciej Musiał zachęcał swoim przykładem do oddawania krwi, a Sanah i Igor Herbut nagrali piosenkę, z której cały dochód ma zostać przekazany najmłodszym ofiarom wojny. W pomoc finansową zaangażowali się też znani ze scen muzycznych wykonawcy, wśród których znaleźli się m.in. Dawid Podsiadło, Young Leosia, Żabson, Taco Hemingway, Sokół, Skute Bobo, schafter, PRO8L3M, Otsochodzi, Natalia Szroeder, Margaret, Jan-rapowanie, Gverilla, Daria Zawiałow czy Arek Sitarz. Artystom udało się zebrać prawie milion złotych na rzecz pomagającej uchodźcom Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej.

Gwiazdy odpowiedziały też na potrzebę lokalową przybyszów. Swoje mieszkania zaoferowały Anna Lewandowska, Julia Kamińska, Maja Bohosiewicz, Sandra Kubicka i Baron, Margaret, a także Maja Ostaszewska. W mediach społecznościowych Ostaszewska opisała dramat przyjętych pod swój dach ukraińskich kobiet. Jak czytamy na instagramowym koncie aktorki: To były niezwykle długie, bezsenne dwie doby, tyle czasu zajęło im przekroczenie granicy i tyle na nie czekałam. Ewakuowały się z Kijowa do Lwowa, stamtąd pod przejście graniczne w Krościenku przywieźli je znajomi, a ja czekałam po drugiej stronie. Od pierwszego dnia napaści na Ukrainę spały jedną noc w łóżkach, resztę spędziły w schronach w metrze i podróży. Były tak wykończone, że najpierw zabrałam je do moich rodziców, żeby odpoczęły, zjadły, zagrzały się. Teraz są już pod naszą opieką w Warszawie.

Wesprzyj nas już teraz!

Podobnie na Instagramie relacjonowała swoje wsparcie Maja Bohosiewicz: U nas w domu mieszka pani Ira z trójką dzieci. Jedna z córeczek ma niepełnosprawność intelektualną (piszę to dlatego, że z pewnością nie może podjąć żadnej pracy, ponieważ będzie zajmowała się dziećmi). Drugi pokój jest gotowy na przyjęcie kolejnej mamy z dziećmi. Niebawem do mieszkania aktorki wprowadziła się kolejna rodzina. Również Zygmunt Chajzer postanowił ugościć u siebie uchodźców. Znany dziennikarz i prezenter miał napisać w sieci: Moi Goście z Ukrainy. Po trwającej ponad dobę podróży z dziećmi na rękach wreszcie w Warszawie. Bezpiecznie i spokojnie. Trochę ciasno, ale nie to jest najważniejsze. WITAJCIE W POLSCE! Do grona w ten sposób pomagających dołączyli Edyta i Cezary Pazurowie. Wrzucone na Instagram żony aktora zdjęcie z ich domu, na którym widać bawiące się dzieci, opatrzono wpisem: Mamy do czynienia z największym kryzysem humanitarnym od czasów II Wojny Światowej. Dobrze, że politycy zdają sobie z tego sprawę, słyszę to w każdym ich wystąpieniu… Tylko tego kryzysu nie rozwiążą konferencje, pozowanie z karteczkami czy tworzenie memów z tego pozowania z karteczkami. Od kilku dni walę głową w ścianę… Dziękuję jednak wszystkim tym, którzy mi pomogli, a innym mam do przekazania jedną ważną wiadomość: Osoby uciekające z Ukrainy to ludzie, którzy mają swoją godność i zasługują na szacunek. Pamiętajcie o tym, bo moje doświadczenia ostatnich dni są różne.

Na tak deklarowaną chęć niesienia pomocy odpowiedzieli internauci, nie szczędząc w mediach społecznościowych słów uznania pod adresem osobistości, które własnym przykładem starają się zachęcić do dobroczynności. Ale pojawiły się też głosy, że wspierać Ukrainę należy „po cichu”, bez ogłaszania tego „wszem wobec w sieci”. Takie stanowisko zajęli nawet niektórzy celebryci. Sprawę postanowiła skomentować na Instagramie wspomniana wcześniej Maja Bohosiewicz: Bardzo jestem ciekawa, jaka jest wasza opinia o tym „chwaleniu” się w necie, czy się komuś pomaga, czy nie. Słyszę opinie, że pomagać należy po cichu. Dla mnie to jest bullshit. W dalszej części postu aktorka wyjaśniła, że jeśli nie jest wstydem chwalenie się różanymi sytuacjami i osiągnięciami z życia, w tym zdjęciami wysportowanego tyłka, to tym bardziej nie powinno się ukrywać gestów, które mogą stać się inspiracją do działań dla innych. Swój wpis Bohosiewicz zakończyła słowami: Teraz wszyscy, jeżeli cokolwiek dobrego robicie, chwalcie się tym. Ja jestem absolutnie za tym. Nie dlatego, żeby łechtać sobie swoje ego, tylko dlatego, żeby dać innym informację, że trzeba, należy i można pomagać.

Mimo nawoływań do dyskretnej pomocy dla będących w potrzebie Ukraińców, warto podjąć pod rozwagę argument o motywującej sile dobrego przykładu. Już rzymski historyk Tytus Liwiusz mówił, że „słowa uczą, przykłady pociągają” (Verba docent, exempla trahunt). Doświadczenie pokazuje, że nawet większą moc niż słowa mają gesty, bo mówić może każdy, ale nie każdy wykona to, co powiedział. Pewnym odniesieniem będzie tu biblijna przypowieść o dwóch synach (Mt 21 28-31). Niewątpliwie w historiach życia ludzi, których pragnieniem było czynienie dobra, odnajdujemy zachętę do pełnienia serdecznych uczynków. Światło tego przykładu bynajmniej nie powinno być chowane pod korcem. Co jest więc złego w promocji świadectwa własnej ofiarności?

Odpowiadając na to pytanie, należy w pierwszej kolejności zauważyć, że w świecie wizualnej ekspresji powodzenie akcji dobroczynnych w dużej mierze zależy od nagłośnienia ich w mediach. Ogólnie wiele dobrego można uczynić w charytatywnych dziełach polegających na organizacji zbiórek pieniężnych lub rzeczowych, których adresatem są najbardziej potrzebujący. Zasadniczo nie ma więc nic złego w zwykłej filantropii. Problem może się pojawić przy okazji ostentacyjnie świadczonej dobroci, którą nazbyt łatwo można by uznać za „ich” dobroć. Przykładem niech będzie europoseł Janusz Lewandowski, który w osobliwym wpisie na Twitterze pochwalił się, że podczas podróży ze Strasburga do Warszawy poprosił obsługę samolotu, by przekazano mu nierozdane wafelki, aby następnie ofiarować je…ukraińskim dzieciom na Dworcu Centralnym. Natychmiast pojawiły się prześmiewcze opinie, że działacza politycznego z PO stać jest na więcej szczodrobliwości. W takich sytuacjach narazić się również można na podejrzenie, że ogłaszana „wszem wobec w sieci” dobroczynność zrodziła się z nieczystych intencji.

Ponadto, publiczne wezwania znanych osób do pomocy uciekającej przed wojną ludności ukraińskiej mogą sprawiać wrażenie, że pomaganie uchodźcom jest moralnym obowiązkiem każdego, a nie realizacją pragnienia, które wynika z „dobroci serca”. Konsekwencją takiej postawy może być niechęć jednych wobec drugich, którzy z różnych powodów nie chcą lub nie mogą świadczyć pomocy. Głębszy namysł nad zagrożeniami związanymi z nieskrywaną działalnością dobroczynną pozwala dostrzec pokusę samozadowolenia, jakiej ulec mogą czyniący dobro w sposób ostentacyjny. I tu wchodzimy w wewnętrzną materię poruszanej problematyki. Przyjęcie wynikającej z antropologii biblijnej prawdy o człowieku pozwoli lepiej zrozumieć argumenty strony nawołującej do „cichego” pomagania. W tej optyce możemy zobaczyć, że prawdziwe dobro dokonuje się w ludzkim wnętrzu. W sercu grzesznego człowieka rozgrywa się ostatecznie to, czy jest on bezinteresowny, czy szuka własnej chwały lub własnego interesu, choćby nawet duchowego. Z tego powodu należy czynić dobro w ukryciu, tam gdzie nikt nie widzi, by nie narażać się na pokusy towarzyszące działaniom na pokaz. Słowo Boże poucza nas: „Niech nie wie lewa ręka, co czyni prawa” (por. Mt 6,3). Taki uczynek jest dopiero wyrazem miłości i nie ma tu sprzeczności, że ktoś to potem zobaczy.

Wydaje się, że warunkiem prawdziwego dobra jest również pokora. Nie wystarczy, żeby pomagający był dobry, powinien być jeszcze pokorny. Traktowanie potrzebującego z szacunkiem i troską sprawi, że to dobro jako owoc miłości trafi nie tylko do jego rąk, ale też do jego serca. Istotę pokory w czynieniu dobra znakomicie oddaje wypowiedź XIX-wiecznego księdza jałmużnika z diecezji turyńskiej, Józefa Benedykta Cottolenego: „Nie tylko niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa, ale niech prawa ręka nie wie, co sama czyni”.

Przykładem takiej postawy, w radykalnym jej ujęciu, jest opisane w liście do Jacka Różańskiego przez Juliana Tuwima zdarzenie. Po wojnie do znanego poety miała przyjść kobieta z prośbą o interwencję u Bieruta, ówczesnego Prezydenta RP, w sprawie sądzonego przez komunistów męża, kapitana Narodowych Sił Zbrojnych. „W roku 1947 odnalazłem w Otwocku grób mojej Matki, zamordowanej przez hitlerowców – pisał Tuwim. Jej najświętsze zwłoki przewiozłem w maju 1947 r. do Łodzi. I dopiero wtedy dowiedziałem się, zupełnie przypadkowo i nie od p. Kozarzewskiej, żony skazanego, że w czasach okupacji rodzina ta (jak parę innych rodzin) niosła pomoc mojej Matce – nie znającej Jej, wiedząc tylko, że to moja Matka – matka poety. Byłem do głębi wstrząśnięty faktem przemilczenia przez p. Kozarzewską (…)tej okoliczności, gdy zwracała się z prośbą o interwencję u Prezydenta Bieruta”.

Takie przykłady dopiero wiele uczą i…bardzo pociągają.

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij