6 kwietnia 2018

Niedziele bez handlu, czyli…? Wielka szansa dla rodzin

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: unsplash.com)

Niedziele wolne od handlu – choć za nami dopiero dwie takie – już pokazały jak wielkie zaniedbania ciągła praca poczyniła pośród polskich rodzin. W pogoni za zyskiem – czy to z konieczności, czy z chęci spełniania pragnienia bogacenia się, aby dorównać Zachodowi Polacy zaczęli zapominać o tym, co jest naprawdę cenne. Rodzina trafiła na margines i zaczęła pełnić rolę tworu niezrozumiałego.

 

Uwolnienie niedziel od handlu oparło się w zasadzie o argumenty natury pracowniczej. Skolonizowane przez zagranicznych molochów centra handlowe bazują bowiem na polskich pracownikach, co tu dużo mówić, zniewolonych miejscem pracy. Bo choć nastał „czas pracownika”, wiele osób nie decyduje się na zmianę miejsca pracy, godząc się na dyktowane warunki. Z niepewną miną pracownicy sami siebie przekonują, że to „dobra praca”, że „za niedzielę dostanę wolne w inny dzień”, a to znów, że praca w 12 – godzinnym systemie „wcale nie jest taka zła”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Mało kto patrzy na skutki tego rodzaju rozwiązania, ciesząc się z dodatkowych pieniędzy, które pozwolą na polepszenie komfortu życia, a czasem stają się niezbędne do zachowania pewnego minimum godnej egzystencji. W tej pogoni zaczyna jednak brakować czasu dla rodziny. Co ciekawe, w dyskusji o zakazie niedzielnego handlu media głównego nurtu piętnowały rządzących za to, że przecież klienci całymi rodzinami spędzają czas wolny w centrach handlowych, a zabierając im tę możliwość, uderza się… właśnie w rodziny. I w wolność – bo przecież zakupy w niedzielę są rzekomo jej emanacją.

 

Z drugiej strony są jednak rodziny pracujących w przybytkach handlowych – rozdarte, pozbawione wspólnego świątecznego dnia i pewnego naturalnego rytmu tygodnia, w którym przecież należy znaleźć czas dla bliskich, ale i na sprawy inne niż „ziemskie”.

 

Co już pokazał nam eksperyment z wolnymi niedzielami? Że rodziny chcą być razem, że doceniają wspólnie spędzony czas, ale zdaje się – poprzez dotychczasowe ciągłe rozdarcie – nieco zatraciły umiejętność bycia razem. „Miejsce”, w którym na świat przyszedł sam Bóg, poprzez nasze zaniedbanie, stało się pewnym tworem kulturowym, nie do końca dla wszystkich zrozumiałym. Bo czy chodzi tylko o to, by jakoś przetrwać i z ulgą wypuścić dorosłe potomstwo w świat?

 

„Instytucja rodziny” wskutek „braku czasu” niewątpliwie podupadła. Wzorzec Świętej Rodziny zastępowany jest „kultem smartfona”. Więzi rodzinne słabną… Tak wychowany (wytresowany) człowiek jest łatwo sterowalny, nastawiony na bezrefleksyjną pracę, zysk i konsumpcję. To marzenie lewackich ideologów. Ale nam przecież nie o to chodzi. Wolne niedziele (rzecz jasna nie są one takie dla wszystkich) trzeba zatem wykorzystać jak najlepiej.

 

W jednym z komentarzy Piotr Duda, szef NSZZ „Solidarność” ocenił nawet, że to rozwiązanie – z założenia przecież pro-pracownicze – jest też niejako przedłużeniem programu „500+”, gdyż daje rodzinom możliwość wspólnego przebywania. A tego – co można było zobaczyć w ostatnim czasie – Polacy muszą się nauczyć. Iluż to rodziców, którzy na co dzień pochłonięci są pracą (oddających swe pociechy pod opiekę nianiom, albo instytucjom państwowych), nie wiedziało nie tyle jak wypełnić ten wolny dzień (liczba spacerowiczów w pierwszą prawdziwie wiosenną niedzielę tej zimy była wręcz imponująca), ale jak być ze sobą razem… bez błądzenia bez celu i potrzeby po galeriach handlowych, bez „e-uspokajacza” czy innego rozwiązania „tylko daj mi już spokój”.

 

Co ważne, po dwóch pierwszych niedzielach bez handlu ponad połowa Polaków (52 proc.) uznała, że jest to dobre rozwiązanie (sondaż IBRIS dla dziennika „Rzeczpospolita”), a co trzeci z nas ocenił, że to „zdecydowanie dobry” pomysł (przy 41 proc. niezadowolonych). 81,5 procent ankietowanych zadeklarowało, że spędziła niedzielę w domu, z rodziną. Smuci natomiast, że zaledwie 28,1 procent badanych zadeklarowało, że w czasie wolnej niedzieli uczestniczyło we Mszy św. Nie można wykluczyć, że pokutuje tu „nawyk” związany właśnie z nieustanną gonitwą za pieniądzem.

 

Warto przywołać słowa kard. Carlo Caffarry, który podkreślał znaczenie rodziny i określał ją mianem „fundamentu stworzenia”. Hierarcha przestrzegał też, że wojna szatana z Bogiem rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: ludzkiego serca i kultury. Przypomniał przy tym, że gdy Jan Paweł II powierzył mu utworzenie Papieskiego Instytutu dla studiów nad Małżeństwem i Rodziną, w odpowiedzi na prośbę o modlitwę otrzymał od św. Łucji list, w którym wizjonerka z Fatimy napisała, że „decydująca konfrontacja między Królestwem Bożym i szatanem będzie dotyczyć małżeństwa i rodziny”. „Jestem przekonany, że to co powiedziała siostra Łucja, wypełnia się w naszych czasach” – mówił kard. Caffarra.

 

Tragiczne statystyki rozwodowe, także te z Polski – nie pozwalają nie bić na alarm. Z pewnością brak wspólnie spędzanego czasu nie pomaga w budowaniu wspólnego życia i uczeniu się siebie nawzajem. Wolne niedziele trzeba zatem potraktować – nie tylko jako „dzień wolny” – ale jako szansę dla rodziny, okazję na odbudowę więzi. Niewątpliwie bowiem rodzina wymaga dziś reparacji. Ale nie uda się tego uczynić bez powrotu do Źródła.

 

Teza ta została potwierdzona w badaniach naukowych prowadzonych w Stanach Zjednoczonych, a powtórzonych w polskich warunkach. Okazało się, że wśród katolików, osób zachowujący bliski kontakt z Bogiem odsetek rozwodów jest znacznie niższy, niż w innych związkach. Ma to związek z realizowanym w tych rodzinach „wychowywaniem do wartości” i wspólnym odkrywaniu, że życie i rodzina nie są zbudowane tylko na człowieku, a do swojego życia, małżeństwa, rodziny trzeba zaprosić Boga. Osoby, którym brak tej świadomości – już w dorosłym życiu – mają problemy z budowaniem trwałych związków, a małżeństwo traktują jak element folkloru i sposób na zamknięcie ust krytykom życia w konkubinacie.

 

Pozostaje jeszcze pytanie, czy wolne niedziele przetrwają próbę czasu, czy też władza cofnie się – jak Węgrzy – pod presją tzw. opinii publicznej? PiS dotąd mocno broniło wprowadzanych przez siebie zmian. Tu zaś na szali stoi poparcie dużego związku zawodowego. Jego utrata mogłaby być bolesna z perspektywy czekających nas trzech lat wyborczych. Niemniej, to co może być z pozoru gwarantem zachowania wolnych niedziel, równie dobrze może spowodować ich rychły „pochówek”. Wszak politycy – co pokazuje choćby sposób podejścia do kwestii zwiększenia prawnej ochrony życia – w każdym rozważanym rozwiązaniu upatrywać będą korzyści czysto politycznych. Życie i rodzina – niestety – są tu tylko narzędziem, bo głównym celem jest utrzymanie władzy.

 

 

Marcin Austyn

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij