Każdy przeciwnik aborcji i obrońca życia wie, że człowiek nienarodzony jest wart tyle samo, co ten narodzony. Że dziecka w łonie matki nie wolno zabijać, tak jak nie zabijamy przechodniów na ulicy, niezależnie od tego kim byli ich ojcowie lub czy są zdrowi. Problemy wśród pro-liferów pojawią się, gdy przychodzi pochylić się nad konkretami. Część polskich obrońców życia uważa, że nie wolno karać kobiety, która kazała zamordować własne dziecko. Tacy ludzie, chociaż ich retoryka pełna jest odwołań do nauczania Kościoła, stają w jednym szeregu z lewactwem twierdzącym, że życie nienarodzone, to życie gorszego sortu.
Obrońcy życia (a raczej ich specyficzna grupa) chcący bezkarności kobiet dopuszczających się aborcji głoszą, że obywatelski projekt ustawy, który wkrótce będzie rozpatrywany przez Sejm, jest „zbyt radykalny”. Czy aby na pewno?
Wesprzyj nas już teraz!
Każdy zakaz, któremu nie towarzyszy realna konsekwencja jego złamania, nie jest zakazem poważnym. Znane są państwa europejskie, w których nie zalegalizowano marihuany – pozostaje ona substancją nielegalną, choć władza państwowa zrezygnowała z tak zwanej penalizacji, czyli słynnej ostatnio nad Wisłą „karalności”. Co to w praktyce oznacza? Niczym nieskrępowany dostęp do używki! Takie samo rozwiązanie proponują osoby niezgadzające się z postulowaną w obywatelskim projekcie Stop Aborcji „karalnością kobiet”. Słowem: zbrodnia, ale bez kary.
A przecież dziecko, żywa istota i ochrona jego życia, to zagadnienie nieporównanie poważniejsze niż legalizacja używki. Narkoman może się wyleczyć, a zabitemu dziecku życia nie wróci już nic. Dlatego karalność dzieciobójstwa wydaje się oczywistością – kto bowiem myśli logicznie, musi popierać prawno-karną odpowiedzialność za czyny.
Wbrew powszechnej propagandzie lewackich przedstawicieli przemysłu aborcyjnego oraz różnej maści pożytecznych naiwniaków, propozycja odpowiedzialności karnej za dopuszczenie się przez kobietę aborcji, nie jest żadnym radykalizmem. Zapisy zawarte w przygotowanym przez Instytut Ordo Iuris projekcie ustawy są bowiem zaledwie wyznaczeniem dobrego kierunku, swoistym zwrotem debaty publicznej we właściwą stronę. Wcale jednak nie spełniają w stu procentach postulatu zrównania praw nienarodzonych dzieci z prawami każdego narodzonego obywatela.
Zdaje się, że twórcy inicjatywy obywatelskiej, zapewne przewidując rzucanie im pod nogi licznych kłód, ograniczyli swoje postulaty do skrajnego minimum. Proponowana odpowiedzialność za dzieciobójstwo jest w projekcie Ordo Iuris jedynie straszakiem, by feministki w sposób manifestacyjny i na złość obrońcom życia nie mordowały na pokaz swoich poczętych dzieci – do czego, jak się zdaje, są zdolne.
Jednak osoby na poważnie uznające ludzkie życie, także to jeszcze nienarodzone, za wartość, muszą propozycje zapisane w projekcie ustawy potraktować jako półśrodek, za rozwiązanie tymczasowe, konieczne jedynie z racji sytuacji społecznej i politycznej w naszym kraju. Przywiązywać się do niego nie należy.
Pełny szacunek do nienarodzonych i przyznawanie im godności ludzkiej wymaga, by aborcyjności ponosili taką odpowiedzialność jak mordercy. A przecież w polskim prawie za morderstwo grozi od 8 lat pozbawienia wolności do dożywocia. I to właśnie taka kara powinna spotykać dzieciobójców. To prosta konsekwencja antyaborcyjnej logiki i nauczania Kościoła. Co więcej, w myśl obowiązującego w Polsce prawa, wcale nie potrzeba tworzyć zapisów o karaniu za aborcję. Wystarczy raz na zawsze stwierdzić, że pozbawienie życia człowieka, nieważne czy ma lat 70, 17, 7 czy dopiero ma się urodzić, to morderstwo i jako takie podlega karze.
Na dłuższą metę nie może istnieć rozróżnienie na ludzkie życie chronione w pełni i częściowo. Wszak ludzkość (w tym nawet liberalny świat zachodni) odrzuciła segregację jako metodę życia społeczeństw.
Gdybyśmy mieli nad Wisłą prawo karzące za zabicie Polaka dożywociem, a za zabójstwo czarnoskórego obywatela jakiegoś afrykańskiego kraju czterema laty pozbawienia wolności, feministki i wszelkiej maści środowiska postępowe krzyczałyby o rasizmie. Jednak sam pomysł analogicznej zasady co do życia poczętego i nienarodzonego atakują jako „radykalny i surowy”, gdy tymczasem jest on de facto jedynie bardzo potrzebnym, ale półśrodkiem.
Pomyślmy – co stałoby się, gdyby zaproponować, by za zabójstwo Żyda karać łagodniej niż za zabójstwo Polaka. Ideologie dzielące nas na ludzi i podludzi zostały odrzucone przez świat zachodni. Dlaczego więc lewica, wspólnie z niektórymi obrońcami życia, ani myśli karać zleceniodawcę (którym w większości przypadków jest przecież matka udająca się na zabieg) za jakiekolwiek zabójstwo dziecka nienarodzonego? Czy według ich zamysłów dziecko poczęte jest warte mniej, niż Żyd dla Niemca-nazisty?
Odpowiedzialność za zbrodnie musi obowiązywać. Chociaż kara w projekcie obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej Stop Aborcji jest symboliczna, wyznacza jak najbardziej właściwy trend. W PRL-u dzieciobójstwo było legalne, a dostęp do niego niemal nieograniczony. Dzisiaj polskie prawo chroni życie, z wyjątkiem kilku sytuacji, ale społeczeństwo coraz częściej opowiada się za całkowitym zakazem aborcji. Widać więc zmiany na lepsze. Popierajmy więc projekt przygotowany przez Instytut Ordo Iuris z całą stanowczością, wywierajmy presję na polityków, by zmienili prawo, a potem walczmy o zaostrzenie kar.
Małą łyżeczką, ale stale. Idźmy w dobrą stronę.
Michał Wałach