Czy teoria ewolucji jest do pogodzenia z Pismem Świętym i Tradycją Kościoła? Na to pytanie odpowiedział o. dr Michał Chaberek OP. Z kolei inni prelegenci – reprezentujący międzynarodowy świat nauki – dowodzili, że teoria ta jest nie do pogodzenia z aktualnym stanem wiedzy biologicznej czy ustaleniami paleontologicznymi! Przedstawiamy relację z drugiego dnia konferencji Wiara i nauka w dobie sekularyzacji. Inteligentny projekt – ewolucja – stworzenie.
Katolicy czytają Pismo Święte w kontekście Tradycji – zaznaczył na wstępie o. Chaberek, wygłaszający pierwszy tego dnia wykład Ewolucja a Pismo Święte – czy da się je uzgodnić? Oznacza to, że Pisma Świętego nie odczytujemy na własną rękę, lecz przez pryzmat nauki Pana Jezusa przekazanej Apostołom, rozwijanej przez Ojców Apostolskich, Ojców Kościoła, Sobory Święte, a potem przez scholastyków. Dzięki nim otrzymaliśmy tę nieprzerwaną linię rozumienia Pisma Świętego, jakie otrzymaliśmy za sprawą samego wcielonego Słowa Bożego.
Z dwóch źródeł objawienia – Pisma Świętego i Tradycji – wynikają trzy punkty, co do których nie ma wątpliwości, iż stanowią oficjalnie przyjęte i niezmienne nauczanie Kościoła:
Wesprzyj nas już teraz!
- Słowa, iż na początku Bóg stworzył niebo i ziemię należy rozumieć jako stworzenie świata z niczego (ślady takiego rozumienia pochodzą np. od Atenagorasa z Aten, 177 r. czy Teofila z Antiochii, zm. w 183 r., o stworzeniu ex nihilo mówił też Sobór Laterański IV w roku 1215, który zdogmatyzował tę naukę).
- Opus formationis, a więc kwestia sposobu uformowania świata określa, że Bóg nie tylko stworzył wszystko z niczego, ale również stworzonej materii nadawał kształt w określonym czasie. W ramach tego procesu wyróżnia się dzieło rozdzielenia (opus disctinctionis), a więc nieba od ziemi, dnia od nocy itd. oraz dzieło ozdobienia (opus ornatus), czyli stworzenie stworzenie gatunków. Św. Tomasz z Akwinu ujął kwestię stworzenia ex nihilo językiem Arystotelesa, podkreślając, iż w stworzeniu świata nie było przejścia od możności do aktu (tak jak w przypadku wszelkiego innego tworzenia i działania), lecz samo stworzenie było aktem – stworzenie było prostym wyłonieniem bytu, a nie procesem (jak twierdzi teoria ewolucji).
- Pochodzenie człowieka było odrębnym przedmiotem zainteresowania nauki katolickiej, która stwierdza, iż pierwsi rodzice faktycznie istnieli (o czym coraz rzadziej się dziś mówi, nawet na katechezie). Człowiek powstał z prochu ziemi, a raj był konkretnym miejscem na ziemi, gdzie zamieszkał człowiek. Pierwsze uformowanie ciała ludzkiego nie mogło stać się żadną mocną przyrodzoną, lecz bezpośrednio przez Boga.
Na to, jak podkreślił o. Chaberek, zgadzali się wszyscy katoliccy uczeni aż do XIX wieku, kiedy Karol Darwin skodyfikował teorię ewolucji. Ale nie był on pierwszym. Prekursorem tej teorii był już jego dziadek, Erazm, który w dziele Zeonomia (1794 rok) zasugerował czysto hipotetycznie, nie popierając tego żadnymi twardymi dowodami (pisząc w stylu co by było gdyby), że najwyższa pierwsza przyczyna miałaby rzekomo dać całej materii jedno „wspólne pochodzenie”, z którego następnie bez udziału Boga wszystko powstawało „samoistnie”. Dzieło to znalazło się na Indeksie ksiąg zakazanych.
Innym, nawet bardziej znanym, ewolucjonistą XIX-wiecznym był Robert Chambers, autor pracy Ślady naturalnej historii stworzenia (1844). Książka ta, w przeciwieństwie do O powstawaniu gatunków Darwina, trafiła pod strzechy. Sugerował on – równie abstrakcyjnie – że może istnieć jakaś „inna idea”, która tłumaczy to, jak „Boski Sprawca” stworzył żywe organizmy. Podawał przy tym bardzo luźną analogię, że skoro rzeki mogą tworzyć koryta, a góry samoistnie powstawać, to należy rozciągnąć tę zasadę na inne stworzenia, które też miałyby „stwarzać” się w jakiś samoistny czy też „naturalny” sposób.
Wreszcie Karol Darwin przeciwstawił „wiarę w oddzielne i niezliczone akty stworzenia” i przyjęcie koncepcji „walki o byt i zasady doboru naturalnego”, która dopiero rzekomo tłumaczy powstanie człowieka, zakładając, że w naturze występuje rozwój, to znaczy uzyskiwanie przewagi przez jedne organizmy nad drugimi.
Teoria ta – jak wskazał o. Michał Chaberek – nawet w próbie uzgodnienia jej z wiarą jest w pewien sposób deistyczna, gdyż zakłada jeden akt stworzenia, po którym natura „sama” miałaby się powielać, bez każdorazowego aktu stworzenia, gdy powstaje nowy człowiek obdarzony nieśmiertelną duszą.
Istotne jest również pytanie o samo założenie rzekomego ciągłego rozwoju w naturze. Według Pisma Świętego i Tradycji po tym jak Bóg „odpoczął” nie powstają już nowe gatunki – struktury w naturze raczej giną niż powstają. Inaczej twierdzi teoria ewolucji, wedle której ciągle mają powstawać nowe formy życia.
W XIX wieku teoria ewolucji podzieliła świat katolicki. Część bardziej „postępowych” teologów zaczęła podważać sam oczywisty i podstawowy fakt przyjęcia przez naukę Kościoła wymienionych wyżej trzech punktów dotyczących stworzenia świata. Próbowali oni dopasować naukę Kościoła do teorii ewolucji, np. odrzucając szczegółowe punkty dotyczące sposobu stworzenia, twierdząc, iż rzekomo Księga Rodzaju mówi tylko o tym, że wszystko pochodzi od Boga, a nie o tym, w jaki sposób od Niego pochodzi. Poszli też jeszcze krok dalej, sugerując, że Pismo w ogóle nie ma autorytetu w dziedzinie wiedzy naturalnej, co głosił choćby jezuita Franz von Hummelauer.
W tej ostatniej kwestii prelegent zgodził się, że Biblia nie jest podręcznikiem biologii, tłumaczącym zjawiska naturalne na ziemi, co nie znaczy jednak, iż nie ma w niej także zasadniczych faktów biologicznych czy historycznych.
Jak przypomniał dominikanin, papież Leon XIII powołał Papieską Komisję Biblijną, która zajęła się m. in. aktywnym odpowiadaniem na kolejne pomysły ewolucjonistów. Tak w roku 1909 powstał dokument 1909 wskazujący na brak solidnych fundamentów teorii rewolucji oraz stosowane przez nią absurdalne zarzuty, takie jak „poetyzm” czy „alegoryzm” Biblii jako argumenty przeciwko jej historyczności.
Wspomniana komisja potwierdziła naukę Kościoła o sposobie stworzenia i formowania świata przez Boga. Jednocześnie doprecyzowała pewne kwestie sporne. Otóż, jak tłumaczył o. Chaberek, jeżeli pewne rzeczy nie były jasno wytłumaczone przez Ojców i przyjęte w drodze teologicznego konsensusu albo mogły być metaforyczne, to nie należy tłumaczyć ich dosłownie. Z drugiej strony pewne rzeczy nie są dla Boga niemożliwe (np., że diabeł mógł komunikować się w jakiś sposób przez węża z pierwszymi rodzicami), ale jak np. Bóg mówi, że postawił bramę i straż po wygnaniu ludzi z raju, to należy przyjąć, że jest to metafora, gdyż nie ma na świecie takiego miejsca – dosłowność byłaby to w oczywisty sposób nie do pogodzenia z rozumowym poznaniem rzeczywistości. Również, dla przykładu, kwestii słowa dzień na oznaczenie etapów tworzenia świata nie trzeba rozumieć ściśle jako jeden dzień, ale jako jakiś odcinek czasu. Ale co jest w mocy Boga, jak choćby przemiana chleba w Jego Ciało, to jest dziełem jego mocy, a nie przenośnią.
Konkludując, o. Michał Chaberek OP zaznaczył, iż z pominięciem Tradycji można by teoretycznie wywieść z Pisma Świętego pogodzenie z teorią ewolucji, ale gdy weźmiemy pod uwagę Tradycję, to jest to niemożliwe.
Co czyni nas ludźmi? Geny – oddziaływanie genów – a może coś więcej?
Co czyni nas ludźmi? Czy fakt, że posiadamy większość wspólnego DNA z szympansem jest jakimkolwiek naukowym dowodem na to, że istnieje między tymi dwoma gatunkami jakaś zależność pochodzenia? Te kwestie podjął drugi prelegent, prof. Richard von Sternberg, autor wystąpienia Ponad kodami DNA: epigenetyka i faksymile Księgi Rodzaju. Czynniki, które czynią różnicę w strukturach logicznych genomów ssaków.
Jednym z elementów wyróżniających nas od innych gatunków o podobnym DNA jest to, że w strukturze logicznej genomów ssaczych występują pewne istotne różnice – wskazał. Nawet gdybyśmy byli w 99,9 procentach podobni do szympansów, to sposoby, w jakie DNA jest używane w tych dwóch gatunkach jest zupełnie różne.
Przez długi czas dziedziczenie DNA – jako swoistej „księgi życia” – kod życia – projektu – czegos rzekomo statycznego – miało być przekazywane bez zmian. Ale DNA choćby w naszych komórkach mózgowych zmienia się w trakcie samego rozwoju – zmienia się cała sekwencja – więc udowodniono, że nie jest tak, jak ludzie myśleli dotychczas.
Badacze sceptyczni wobec teorii ewolucji, analizując kwestie związane z klasyczną mechaniką kwantową, teorią atomową i informacyjną, zadawali ponadto pytanie: jak to możliwe, by jednowymiarowa substancja chemiczna mogła zakodować czterowymiarową istotę? Czyli po prostu jak z znacznie prymitywniejszej formy istnienia miałby „wyewoluować” człowiek czy nawet bezrozumne zwierzę… W oparciu o dostępne informacje, jak podkreślił prof. Sternberg, jest to nie do udowodnienia – musi być zatem jakiś wyższy porządek informacji.
DNA jest wprawdzie stabilnym układem (można je pozyskać nawet z kopalin), ale nie działa samo z siebie, z samego DNA nie powstanie nowe życie. Nie może też „tak po prostu” (jak twierdzą ewolucjoniści przejść przeobrazić się w DNA innego gatunku).
Prelegent przywołał badanie przeprowadzone przez Guntera Wagnera i Petera Stadlera, którzy dokonali po raz pierwszy przejścia od jednego gatunku do drugiego i odkryli przy tym, że jest tylko jeden sposób, by mogła nastąpić taka tranzycja – tylko gdyby wszystkie formy przejściowe były od samego początku stworzone jako „wyposażone” w taki kierunek zmiany. Ponadto doszli do wniosku, że tego typu zmiana musiałby nastąpić gwałtownie, co przeczy powolnemu, stopniowemu ewoluowaniu gatunków w teorii Darwina i jego spadkobierców.
Co istotne – jak przekonywał prof. Sternberg – zupełnie niewystarczające jest proste porównanie DNA człowieka i innych ssaków, jak choćby delfinów, z którymi również dzielimy bardzo podobny kod genetyczny. Jesteśmy podobni do różnych gatunków, ale to nie znaczy, że w jakikolwiek sposób od nich „pochodzimy”…
Liczba elementów, które nazywamy genami często nie jest linearna – pozycje w chromosomie tworzą terytoria podlegające równoległej ekspresji, można powiedzieć, że zbierają się w grupy i „komunikują” się wymieniając się różnymi funkcjami – to, co kontroluje gen, może być w zupełnie innym chromosomie – mówi się o domenach związanych topologicznie, specyficznych dla komórek albo typowych dla danego etapu rozwoju (np. prenatalnego w różnych jego stadiach).
Głównym powodem, dla którego nie jesteśmy szympansami jest sposób, w jaki używamy genów – jak komórka wykorzystuje dany gen – w 1000 różnych sposobów specyficznych dla homo sapiens sapiens. Kiedy jeden konkretny gen jest transkrybowany – może kodować setki tysięcy różnych wiadomości, a nawet miliony. W zależności od formy łączenia tworzą się różne warianty białek (około 20-25 tysięcy sekwencji kodowania białek, a liczba białek to setki tysięcy).
Ważna jest zatem nie sama sekwencja DNA, ale co się dzieje z wiadomościami, które DNA produkuje. Ponadto w mózgu, w centralnym układzie nerwowym, występują zupełnie inne układy rodzin genetycznych pomiędzy człowiekiem i małpą.
Kiedy wysekcjonowano genom ludzki powstało, od roku 2007 mnóstwo badań i publikacji, z którym płynie jasny wniosek: Geny reprezentują wyższego rodzaju warunki ramowe, według których tworzą się indywidualne transkrypcje – podkreślił profesor. DNA nie jest zatem czymś, co można włożyć do probówki, ale dynamicznym systemem informacyjnym. Jest jak maszyna, której „system operacyjny” jest abstrakcyjny i nie da się go zamknąć wyabstrahować i w ten sposób porównać z innym gatunkiem.
Projekt badawczy, który się tym zajmuje – ENCODE project – podważył materialna podstawę biologii ewolucyjnej – dlatego ewolucjoniści domagają się uznania go za „nienaukowy” i jego zakazania.
Ale istotne jest pytanie, jakie się stąd rodzi. Skoro mamy całą serię procedur decyzyjnych, w których pośredniczy ta metadynamiczna sieć, to co tym procesem kieruje? I gdzie są wszystkie wytyczne? Musi istnieć jakiś podmiot, który tym kieruje, jakiś „programista”. Jest to pytanie zasadnicze i na to pytanie nauka – szczególnie w nurcie darwinistycznym – nie potrafi odpowiedzieć, dochodzi jednak do punktu, w którym ta kontrowersja powstaje.
W 2010 roku w czasopiśmie „Nature” ukazał się artykuł zatytułowany Życie jest skomplikowane – podsumowujący 10 lat od sekwencji genomu ludzkiego. Mamy zatem litery DNA, ale mamy też ciałko migdałowate i nieskończoną złożoność procesów – możemy tylko częściowo, w przybliżeniu stworzyć obraz, ale ekspresja genomu wydaje się nieskończenie złożona, więc powstaje pytanie: jak przekształcać coś nieskończenie złożonego w coś innego, co jest również nieskończenie złożone oraz czy przypadkowo mogło się zdarzyć, że… małpa stała się człowiekiem?
Słowem, DNA nie wystarczy, by jeden gatunek przeszedł w inny – zaznaczył prof. Richard von Sternberg. DNA to magazyn danych, ale musi być podmiot, który działa – ktoś musi te informacje wykorzystywać. Epigenom jest przedmiotem w tym sensie „wirtualnym”, a źródła informacji epigenetycznej nie udało się odszukać – ona przejawia się w różnych strukturach, ale nie pochodzi z nich. Dlaczego więc nie jesteśmy z szympansami? Wynika to z owej „wirtualnej” siły, która kieruje materią w nas. Myślę, że w człowieku ta siła znajduje się w duszy – to ona stanowi o tym, że jesteśmy ludźmi – reasumował prelegent.
Czy teoria Darwina była przyczyną… ludobójstwa?
Darwina, z jego, delikatnie mówiąc, osobliwym pomysłem na pochodzenie człowieka, nie przyjęto entuzjastycznie w środowisku naukowym, często z niego drwiono, czego wyrazem jest słynna karykatura ukazująca jego głowę wieńczącą ciało małpy – mówił dr Ramulo Carleial, który wygłosił wykład Co to znaczy być człowiekiem? Nowa analiza zapisu kopalnego człowiekowatych.
Co odróżnia człowieka od innych zwierząt? Czy ludzkość wyewoluowała od przodka, który nie był człowiekiem i co mówią o tym wykopaliska? Na te pytania odpowiadał prelegent.
Gdy spojrzymy na własne ciało, okazuje się, że nie jesteśmy wcale tak niezwykli. Występuje różnice w mechanizmach obronnych, jak grubość skóry, brak pazurów czy pewnych umiejętności (jak wspinanie się, latanie), siła. Ludzkie ciało jest dość słabe – ono nie czyni nas szczególnymi na tle zwierząt.
Co więc czyni? To, że jesteśmy stworzeniami racjonalnymi i dlatego potrafimy przezwyciężać słabość własnej natury, tworząc broń, ubranie, schronienie – nasza inteligencja rekompensuje nasze względnie słabe ciało. Ale ta inteligencja jest czymś niematerialnym i to uświadomili sobie już greccy filozofowie. Arystoteles dowodził, że ludzka dusza jest niematerialna, że może przetrwać śmierć, a tak nie dzieje się z materią. Św. Tomasz z Akwinu zgadzał się z Arystotelesem i pisał, że zasada intelektualnego działania, jaką jest dusza jest bezcielesna i samoistna; dusza została stworzona bezpośrednio przez Boga – Bóg utworzył człowieka z materii i tchnął w nią życie, a więc duszę.
Tak przyjmowano przez kilka tysiącleci. Następnie pojawili się ewolucjoniści ze swoimi konstatacjami: Nie uważamy, że to Bóg stworzył człowieka, wydaje nam się, że był to proces naturalistyczny, a człowiek powstał z bardziej prymitywnych form bytu; inteligencja jest wyłącznie różnicą stopnia, a nie rodzaju. Darwin zredukował człowieczeństwo do poziomu zwierząt – mówił dr Carleial – nie jesteśmy więc według niego jakościowo różni od zwierząt.
Z takim poglądem nie zgodził się ostatecznie owoczesny badacz, Alfred Russel Wallace, który doszedł do wniosku, że człowiek jest nowym i odrębnym porządkiem bytu. O tym naukowcu nie mówi się dziś w podręcznikach, choć był współautorem teorii ewolucji, ale potem zdał sobie sprawę, że ludzi odróżnia coś fundamentalnie innego. Jego nazwisko jest jednym z niewygodnych dla entuzjastów teorii Darwina.
Inny nurt teorii ewolucji tworzą współcześni ewolucjoniści teistyczni, a więc ci, którzy próbują zharmonizować pojęcia stworzenia i ewolucji, twierdząc, że Bóg tchnął ludzką duszę w gatunek człowiekowaty dopiero w pewnym momencie historii.
Dzielą się oni na trzy grupy według trzech różnych wariantów owego „tchnięcia duszy w małpę”. Według nich albo (1) małpa otrzymuje duszę rozumną albo (2) nie ma czegoś takiego jak dusza rozumna, a ewolucja naturalnie przechodzi do „większej” inteligencji albo też (3) ewolucja zmienia ciało, czyli małpa zmienia się i w tym momencie dopiero otrzymuje ludzką duszę. Na te trzy koncepcje odpowiedział autor wykładu:
Ad. do 1: Małpa z ludzkim intelektem mogłaby utracić cechy adaptacyjne, gdyż była przystosowana do przetrwania wśród innych gatunków zwierzęcych (owłosioną skórę, siłę, umiejętność wspinania się); zamieniając się w człowieka, straciłaby cechy adaptacyjne wskutek dryftu genetycznego; metafizycznie taka pozycja jest nie do obrony, gdyż dusza i ciało muszą być wobec siebie proporcjonalne – dusza i ciało Adama musiały być stworzone jednocześnie.
Ad. do 2: Tu małpa już na pewno musiałaby stracić cechy adaptacyjne, a to byłby negatywny dobór naturalny; takie małpy nie miałyby szans przetrwać; gdyby część z nich ewoluowała., to reszta albo inne gatunki, by je wyparły – jak więc miałoby dokonać się takie przejście?
Ad. do 3: Ciało nie mogło wyewoluować pierwsze, gdyż wymagałoby ludzkiej duszy, żeby poradzić sobie, a dusza też nie mogła wyewoluować sama, gdyż jest komponentem ludzkiego ciała.
Ewolucjoniści sami przyznają, że jeśli przyjrzeć się narracji dotyczącej ewolucji człowiekowatych, to występuje tu zamieszanie w różnych koncepcjach.
Ale co mówią nam wykopaliska? Jako całość noszą na sobie wiele niedoskonałości. Kontrowersyjne jest choćby to, że na podstawie przypadkowo odnalezionej szczęki i zębów ewolucjoniści narysowali resztę, a potem odkryto, że były to szczątki małpy. Pierwszy odlew słynnej „Lucy” nadawał jej kształt małpy, ale współczesne odlewy są już bardziej ludzkie… Zapis kopalny jest ciągle reklasyfikowany i zmieniane jest jego datowane, nierzadkie są też przykłady oszustw – przekonywał prelegent, podając przykład jak preparowano czaszkę człowieka ze spiłowanymi zębami orangutana. Istotny jest fakt, że na podstawie tych fragmentarycznych szczątków preparowano teorie naukowe.
Australopitek i inne przykłady człowiekowatych to kolejny argument ewolucjonistów. Twierdzą oni, że tym, co nas odróżnia od innych gatunków jest pojemność czaszki, wielkość mózgu. Wprowadza to jednak jeszcze większe zamieszanie, gdyż te przypadłości są zmienne, co pokazuje choćby fizjonomia współcześnie żyjących ludzi, nie wspominając o różnych anomaliach genetycznych. Proste porównanie człowieka niższego o mniejszej głowie z wyższym każe zadać pytanie o zasadność takiego argumentu. Jako przykład doktor podał czaszkę pigmeja – kiedy patrzymy na kształt i rozmiar mózgu, to możemy popaść w wielki błąd, bo stwierdzilibyśmy, że pigmej to… inny gatunek.
Takie myślenie miewało zresztą tragiczne konsekwencje. Tak oto pigmej Ota Beng był przetrzymywany w klatce i pokazywany w ZOO, bo uważano, że jest bliższy małpy niż człowieka, co skończyło się jego samobójstwem. Podobna pseudonauka bigoteria oparta o klasyfikowanie człowieka na podstawie cech ciała doprowadziła do masowych mordów na ludności afrykańskiej. W imię tak prymitywnego, naturalistycznego rozumienia gatunkowej tożsamości człowieka posuwano się, jak pokazuje historia, do zbrodni przeciwko ludzkości.
Co natomiast wyróżnia ludzi od małp w zapisie kopalnym? Jest szereg takich cech, przede wszystkim zaś dwunożność. Poza tym połączenie kręgosłupa z miednicą, kości biodrowe, dłonie czy stopy. Dwunożność implikuje racjonalność i człowieczeństwo – istnieje konsensus wśród naukowców, że wszyscy przedstawiciele rodzaju homo byli dwunożni.
Współczesne badania wskazują także, że Lucy była dwunożna. Prowadzono badania na temat kości biodrowej Australopiteka i okazało się, że nie jest różna od współczesnych ludzi. Nie znaleziono cech, które nie współgrają z dwunożnością, czyli nie udowodniono, że to małpa. Także odciski stóp Australopiteków przypominają ludzkie ślady, a zwierzęta nie dwunożne zostawiłyby inne ślady.
Słowem, na podstawie dowodów morfologicznych stwierdzamy, że Lucy jest człowiekiem – czyli szczątki sprzed nawet 6-7 milionów mogą być szczątkami istot dwunożnych, a więc ludzi.
Jeżeli mowa o wykopaliskach, to pozostaje szereg problemów metodologicznych. Jak stwierdzić, czy artefakt należy do człowieka czy do małpy, skoro mamy ich tylko fragmenty, a ponadto i człowiek i małpa mogli używać prostych narzędzi (jak patyk czy kamień), dlatego trzeba odróżnić narzędzie ludzkie poprzez sposób jego przygotowania – czy wymagał on użycia drugiego narzędzia – oraz przez to, że ludzie używają narzędzi powszechnie i przechowują je, a to również jest trudne do stwierdzenia.
Jak skonstatował badacz, nauka nie udowadnia pochodzenia od małpy. Natomiast z metafizycznego punktu widzenia, do którego prowadzą nas granice tejże nauki należy przyjąć, iż człowieka definiuje dusza, której małpa nie może otrzymać, a które definiuje specyficzną godność naszego gatunku.
„Nieciągłości paleontologiczne” budziły wściekłość samego Darwina…
Darwinizm chciał być naturalistycznym wytłumaczeniem pochodzenia życia, ale w tym celu musiałby wytłumaczyć liczne różnice w powstawaniu organizmów. Natura non facit saltus (natura nie czyni skoków) – mówił wiele frazy sam Darwin, zauważając poważne braki w swojej teorii. Temu zagadnieniu poświęcił swój wykład prof. Günter Bechly – Nieciągłości zapisu kopalnego. Problem dla neodarwinizmu.
Sam Darwin stwierdzał również, że w geologii występuje skrajna niedoskonałość zapisu i przyznawał, że jest to największa słabość jego teorii.
George Gaylord Simpson – jeden z najwybitniejszych paleontologów i zwolennik Darwina – również uznawał fakt, że większość artefaktów pojawia się nagle – i nie są one poprzedzone sekwencją poprzedników. Nie da się odtworzyć linii rozwoju na ich podstawie.
Pierwszy moment, gdy życie mogło trwale zaistnieć miał miejsce 3,8 miliarda lat temu, a nie po 2 mld z powolnej ewolucji, jak twierdzili darwiniści. Proces tworzenia materii biologicznej ze światła zaczął się, gdy mamy pierwsze ślady życia, co potwierdza, że żywe istoty nie rozwijały się przez miliony lat…
Sami zwolennicy Darwina mówią o szeregu faktów naukowych, które nie sposób potraktować jako dowody ich teorii. Nazywają je zatem „eksplozjami” czy też „rewolucjami”, co nie zmienia faktu, iż obrazują one zgoła odmienny sposób tworzenia się materii, a przede wszystkim organizmów żywych.
Jednym z takich faktów jest eksplozja kambryjska, a więc moment w prehistorii, gdy nagle pojawiło się mnóstwo makroorganizmów. W bardzo krótkim czasie zauważamy istnienie wielu organizmów wielokomórkowych, pierwszych bezkręgowców i mięczaków, kilkadziesiąt typów różnych zwierząt, z czego większość bez żadnych prekursorów – przytaczał prelegent. Nawet naukowcy mainstreamowi przyznali, że wcześniej takie organizmy nie istniały.
Darwiniści bardzo często przechodzą do porządku dziennego nad brakiem dowodów i hipotetycznie przyjmują, że coś wcześniej „musiało” istnieć – nie są natomiast w stanie tego dowieść.
Autorzy rozlicznych badańprzyznają, że 550 mln lat temu nie istniały zwierzęta, a potem nagle (w skali omawianych zjawisk), a więc w zaledwie 13 milionów lat pojawia się istny „wysyp” całkiem nowych gatunków. Na poziomie czysto naukowym nie ma zatem danych, by udowodnić, że zwierzęta rozwijały się ewolucyjnie.
Nawet w samej wodzie widzimy, jak gwałtownie pojawiły się rozwinięte organizmy rybne (zwierzęta pływające aktywnie) i nagle zaczynają dominować – dodał dr Bechly. Stoi za tym szereg odkryć powszechnie przyjętych w nauce, stanowiących ustalenia mainstreamu, z którymi darwiniści nie są w stanie polemizować, mogą jedynie snuć niepotwierdzone hipotezy. Samo pojęcie rewolucji dewoniańskiej dowodzi, iż tego typu zmiany nie dokonywały się ewolucyjnie.
Peter Ward, który krytykował teorię inteligentnego projektu, i tak przyznał, że eksplozja w Triasie była podstawowa dla rozwoju życia morskiego w kambrze, co oznacza, że ekspozja kambryjska nie jest wyjątkiem od reguły. Różne grupy organizmów powstawały w krótkim czasie.
W ten sposób wreszcie dochodzimy do eksplozji dinozaurów – znów mamy do czynienia z gwałtowną zmianą: z braku dinozaurów do występowania wszystkich dinozaurów. To samo u gadów morskich, ten sam wzór znajdujemy u roślin kwitnących w dolnej kredzie (kwiaty zostały uformowane niczym Afrodyta wyłaniająca się z piany – konstatował autor wykładu).
Darwin już to wszystko wiedział i nazywał to okropną, wstrętną tajemnicą…
To samo należy oczywiście odnieść do wielkiego wybuchu gatunku ludzkiego. Wreszcie Gene Hunt przebadał całą wiedzę na temat artefaktów paleontologicznych i nie był w stanie twierdząco odpowiedzieć na pytanie, czy naukowcy znaleźli cokolwiek, co potwierdzałoby teorię ewolucyjnego powstawania gatunków.
W roku 2016 odbyła się konferencja Towarzystwa Biologicznego w Londynie, gdzie stwierdzono, że współczesna krytyka naukowa nie jest sprzeczna z teorią inteligentnego projektu. Mówiono o tym, czego neodarwinizm nie potrafi udowodnić: złożoności fenotypowej, nowości fenotypicznej, nowych elementów w historii życia, niestopniowych zmian.Jeżeli darwinizm nie potrafi wytłumaczyć wzorca zapisu kopalnego, pojawienia się tak wielu nowości w tak krótkim okresie czasu, to znaczy, że zawiódł jako teoria naukowa – podsumował prof. Bechly.
Idealnie zestrojny świat powstał „sam z siebie”?
Dzisiejsze rozważania domknął wykład prof. Guillermo Gonzaleza – Co to znaczy, że wszechświat jest perfekcyjnie zestrojony? Prelegent dowodził na podstawie ustaleń fizyki kwantowej, iż nauka wciąż rozkłada ręce w kwestii wyjaśnienia, jak funkcjonuje tak doskonale uporządkowane uniwersum, w jakim żyjemy.
Co potrzeba, aby wszechświat był zamieszkiwalny? – pytał. Stabilnej materii i interakcji pomiędzy cząstkami materii, a także regularności rządzonej określonymi prawami, to jest praw fizyki, które się nie zmieniają oraz struktur, które trwają i funkcjonują w określonej hierarchii.
Od najmniejszych cząsteczek idziemy do atomów, które budują materię, materia tworzy planety, one galaktykę, wszystko spaja oddziaływanie magnetyczne. Struktury materii są utrzymywane w równowadze przez siły grawitacji, elektromagnetyczne, siły oddziaływania słabego i silnego.
Gdyby własności ziemi były choć trochę inne, to złożone życie i życie w ogóle nie byłyby możliwe – oznacza to, że wszystkie te siły i prawa mogą działać tylko i wyłącznie w idealnym zestrojeniu, jakie posiadają, a najmniejsza zmiana nie tylko zaburzyłaby harmonię wszechświata, ale właśnie uczyniła życie niemożliwym.
Od 60 lat fizycy piszą do dostrojeniu, a zaczął Fred Hoyle, co jest dziwne – jak zauważył prof. Gonzalez, ponieważ był agnostykiem. inni Paul Davies mówił, że obecny układ materii wskazuje na bardzo szczególny wybór początkowych warunków. Podobnego zdania byli Martin Reese czy też Stephen Hawking.
Na owo zestrojenie wszechświata składają się trzy czynniki: prawa i zasady; stałe fizyczne; początkowe warunki. Wielkim odkryciem była też stała kosmologiczna. Zaś ostateczny hipotetyczny wniosek jest taki, że jeżeli życie we wszechświecie ma być wytłumaczalne, to potrzebujemy więcej niż jedną galaktykę. Innymi sowy, warunki pozwalające na dający się zamieszkać wszechświat są z naukowego punktu widzenia wysoce nieprawdopodobne.
Stąd Paul Davies wywodzi swoją teorię multiwersum (wielu wszechświatów) i próbuje nią tłumaczyć omawiane zagadnienie. Jednak jego wieloświat nie zapełnia pełnego opisu istnienia – wymaga uporządkowania wielu niewyjaśnionych dziedzin fizyki, żeby ta teoria mogła funkcjonować. Tu dochodzimy do granic poznania naukowego i do wniosku, że trudno przy użyciu dostępnych metodologii wyjaśnić tak złożone zależności, jakie składają się na prosty fakt istnienia wszechświata…
oprac. Filip Obara
Relacja z pierwszego dnia konferencji:
Teoria ewolucji oddala od wiary. Naukowcy o stworzeniu i inteligentnym projekcie