Dla Niemiec, Rosja jest strategicznym partnerem. Pomimo zadeklarowanego ochłodzenia we wzajemnych relacjach po aneksji Krymu, współpraca polityczna i gospodarcza obu państw rozwija się dziś bardzo dobrze. Berlin traktuje państwo moskiewskie nie tylko jako dostawcę surowców i rynek zbytu dla swoich towarów, ale także jako sojusznika w walce z wpływami USA w Europie.
Sankcje: prawdziwy cios w Rosję czy propaganda?
Wesprzyj nas już teraz!
W czwartek 19 grudnia Unia Europejska przedłużyła o sześć miesięcy sankcje gospodarcze wobec Rosji. Decyzja ta zapadła rzekomo pod wpływem stanowiska kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Emmanuela Macrona, którzy mieliby nie być zadowoleni z przebiegu ostatnich rozmów o sytuacji na Ukrainie w formacie normandzkim (Rosja-Ukraina-Niemcy-Francja).
Restrykcje ograniczają kilku rosyjskim instytucjom finansowym, energetycznym i obronnym dostęp do unijnych rynków kapitałowych. Zakazany jest eksport i import broni, eksport produktów podwójnego zastosowania do celów militarnych oraz ograniczenie dostępu Rosji do technologii i usług cennych strategicznie. Choć sankcje są dla Rosji pewną trudnością, w istocie wydają się być przede wszystkim propagandą i symboliczną ofiarą składaną na ołtarzu politycznej poprawności. Poniżej krótko przyjrzę się, jaką politykę wobec Rosji – mimo sankcji – prowadzą Niemcy, co, jak sądzę, pozwoli uzasadnić tezę o naturze nakładanych na Moskwę ograniczeń.
Rosja jako partner strategiczny
Rosja jest dla Niemiec strategicznym partnerem z kilku powodów. Po pierwsze, Berlin postrzega państwo moskiewskie jako gigantyczny rezerwuar surowców energetycznych, dzięki coraz lepszej infrastrukturze dostępnych na wyciągnięcie ręki – i to tanio. Po drugie, choć rosyjska gospodarka nie jest w najlepszej kondycji, to za Odrą od lat pokutuje przekonanie o wielkim potencjalnie rynkowym Federacji, jeżeli tylko ta wreszcie się wzbogaci; ponad 140 mln obywateli to – teoretycznie – niebagatelna rzesza klientów dla niemieckiego eksportu. Po trzecie, gdyby Niemcy zrezygnowali z rozwijania współpracy z Rosją, byliby w większej mierze zależni od Stanów Zjednoczonych. Tego tymczasem nikt w Berlinie nie chce; w niemieckim narodzie pokutuje głęboki antyamerykanizm, rozbudzany żywo jeszcze przez nazistów, a po II wojnie światowej dodatkowo zaostrzony militarną klęską w starciu z Anglosasami i – bądź co bądź – okupacją.
Pobieżny nawet rzut oka na niemieckie media pozwala zauważyć wprost gigantyczną, niemalże maniakalną niechęć do prezydenta USA Donalda Trumpa; trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że wszystkie trudności jakie Trump sprawia Niemcom są przez nich wyolbrzymiane i… bardzo skrzętnie wykorzystywane do tego, by zyskiwać argumenty na rzecz swoistej emancypacji spod amerykańskiego parasola. Po zakończeniu zimnej wojny w RFN uznano, że Europie Zachodniej nie grozi żaden konflikt zbrojny, a na Rosję, mimo wszystkich rzucanych publice deklaracji, mało kto patrzy jak na potencjalnego przeciwnika. Rosja jest Niemcom potrzebna – a Niemcy Rosji, uważa się w Berlinie – i zgodnie z tym działa.
Prawa człowieka? Fraszka
Choć rząd niemiecki lubi pokazywać się jako światowy awangardzista w walce o prawa człowieka, to rzeczywistość okazuje się być dalece inna od szumnej propagandy. Gdy 25 września 2001 roku nowy prezydent Rosji, Władimir Putin, przemawiał w Bundestagu płynną niemczyzną, zapowiadając rychłą demokratyzację swojego państwa i nowe otwarcie w stosunkach z Europą, politycy wszystkich partii bili mu gorące brawa. W publicznych wypowiedziach deklarowano powszechną wiarę w to, że Rosję uda się wkrótce wciągnąć „do Europy”. Putin ściskał się z kanclerzem Gerhardem Schröderem, fotografował się z uśmiechniętym przewodniczącym Bundestagu Wolfgangiem Thiersem.
Niemcy i Rosja zintensyfikowali rozmowy o rozbudowie infrastruktury tranzytu surowców; w 2005 roku sformalizowano plany budowy pierwszej nitki gazociągu Nord Stream. Panowało przeświadczenie, że czas na nową Ostpolitik w stylu Willy’ego Brandta; silna współpraca gospodarcza z Moskwą miała doprowadzić do nieuchronnego przyjęcia przez Rosjan europejskich standardów prawnych i zasad współżycia kultywowanych w społeczeństwach demokracji liberalnej.
7 października 2006 roku zamordowano dziennikarkę Annę Politkowską; wkrótce otruty został Aleksander Litwinienko. Te zbrodnie, w perzynę obracające mit o demokratyzacji Rosji, nie stały się bynajmniej przyczyną żadnego realnego kryzysu w niemiecko-rosyjskich relacjach – i to mimo zmian u sterów władzy w Niemczech.
Nowa kanclerz z CDU, Angela Merkel, tak samo jak Schröder reprezentowała niezmienne interesy biznesu RFN. Już w 2007 roku zadeklarowała, że Berlin i Moskwę łączy „strategiczne partnerstwo”, a w rok później zapewniała opinię publiczną o „strategicznych stosunkach” obu stolic. „Niemcy i Rosję łączą blisko przyjazne i strategiczne stosunki. Możemy je rozwinąć i rozbudować. Uważam to za możliwe i konieczne” – powiedział w jednym z wystąpień adresowanych do całego narodu niemieckiego. Ta retoryka nie uległa zmianie do dziś, mimo wszystkich rosyjskich zbrodni i wojen.
Niemiecki interes się nie zmienił
Mimo braku jakichkolwiek postępów w konflikcie ukraińskim Merkel po kilkuletniej przerwie przyjęła w 2018 roku Putina w jednej z podberlińskich miejscowości. Powszechnie komentowano to jako symbol „ocieplenia” rosyjsko-niemieckich relacji. I rzeczywiście, już na spotkaniu z Putinem w Soczi w 2018 roku Merkel powtórzyła słowa o „strategicznym interesie” Niemiec leżącym w utrzymaniu dobrych relacji z Rosją.
Całkiem niedawno, bo w listopadzie 2019 roku, powiedziała z kolei, że choć Berlin nie może odżegnywać się od wartości, to musi przecież uwzględniać „cele pragmatyczne” i stąd realizować swój interes rozumiany jako „dobre sąsiedztwo” z Rosją. Z kolei w przededniu 80. rocznicy podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow spotkanie odbyli szefowie MSZ obu państw, Heiko Maas i Siergiej Ławrow. Wcześniej, w lipcu, obaj politycy pojawili się na forum Dialogu Petersburskiego, inicjatywy powołanej w 2001 roku przez Schrödera i Putina w celu umacniania niemiecko-rosyjskich kontaktów politycznych i biznesowych.
Poważne ożywienie w handlu
Rosja nigdy nie była kluczowym partnerem handlowym Niemiec. Jeszcze przed wprowadzeniem sankcji rynek rosyjski odpowiadał tylko za 2,4 proc. niemieckiego eksportu. Dziś chłonie zaledwie 2 procent, w liczbach bezwzględnych to 25 mld euro; całość obrotów handlowych Rosji i Niemiec jest dziś warta ok. 62 mld euro. To mniej, niż kilka lat temu, ale nie jest to jedynie efektem sankcji; dużą rolę odgrywa osłabienie rubla na skutek zawirowań na światowym rynku surowców energetycznych, w tym ropy. Wszystkie idzie zresztą naprzód. W 2018 roku niemiecko-rosyjskie obroty handlowe wzrosły o 8 proc. w skali rok do roku. Niemcy coraz więcej inwestują w państwie Putina; obecnie ich skumulowane inwestycje bezpośrednie w Federacji Rosyjskiej warte są ponad 20 mld euro. Na rosyjskim rynku działa ponad 5000 niemieckich firm; w Niemczech – ponad 1770 firm z kapitałem rosyjskim.
Za Odrą robi się zresztą wiele, by szybko poprawić bilans handlowy. W czerwcu tego roku minister gospodarki Niemiec Peter Altmaier i jego rosyjski odpowiednik Maksim Orieszkin podpisali w Petersburgu list intencyjny ws. współpracy gospodarczej. Jak tłumaczył szef niemiecko-rosyjskiej Izby Handlowej, Matthias Schepp, Berlin chciałby „postawić na nogi” rosyjską gospodarkę, zwiększając jej wydajność dzięki „nowemu partnerstwu” z Niemcami. Altmaier deklarował, że relacje handlowe między oboma krajami mogłyby ulec pogłębieniu.
Podpisanie listu było w Niemczech szeroko komentowane, nierzadko również krytycznie; rzecz miała jednak pełne poparcie obu największych partii, CDU i SPD. W Petersburgu Altmaierowi towarzyszyli zresztą premierzy Saksonii, chadek Michael Kretschmer, oraz Meklemburgii-Pomorza Przedniego, socjalistka Manuela Schwesig. List był ponadto swoistym przypieczętowaniem faktów: Zaledwie dwa miesiące wcześniej Niemcy otworzyli pod Moskwą wielką fabrykę Mercedes-Benz, zdolną potencjalnie do produkcji nawet 25 tysięcy samochodów rocznie. Altmaier i Władimir Putin pozowali wówczas do zdjęć; szef niemieckiego resortu gospodarki zachwalał rosyjski przemysł i kompetencje rosyjskich pracowników. Fabrykę Mercedesa nazwał nawet „latarnią morską” w rosyjsko-niemieckich stosunkach.
Ku zniesieniu sankcji
Niemcy zresztą, gdyby tylko nie krępowały ich względy propagandowe i konieczność uspokajania państw Europy Środkowo-Wschodniej, niewątpliwie już dawno znieśliby wszelkie sankcje nałożone na Rosję. Jeszcze w poprzednim rządzie Merkel wielokrotnie za takim krokiem wypowiadał się ówczesny szef SPD, wicekanclerz i minister gospodarki, Siegmar Gabriel. Do zniesienia restrykcji nawołują zresztą politycy wszystkich partii, może poza Zielonymi. W lipcowym wydaniu „Spiegla” premierzy czterech wschodnich landów Niemiec – Reiner Haseloff (CDU) z Saksonii-Anhaltu, Dietmar Woidke (SPD) z Brandenburgii, Manuela Schwesig (SPD) z Meklemburgii-Pomorza Przedniego i Michael Kretschmer (CDU) z Saksonii – opowiedzieli się za stopniowym znoszeniem sankcji wobec Rosji.
Z kolei w październiku frakcja AfD w Bundestagu zażądała w październiku zniesienia sankcji nałożonych na Rosję. Według partii sankcje „nie spowodowały zwiększenia wewnątrzpolitycznego nacisku na rząd Rosji”, ale wprost przeciwnie, doprowadziły do zwiększenia popularności prezydenta Putina. O zniesienie sankcji nieustannie upominają się też politycy postkomunistycznej Lewicy. To samo mówią, oczywiści, przedstawiciele świata biznesu. „W naszym stosunku do Rosji potrzebny jest nowe strategiczne nastawienie” – mówił niedawno Michael Harms, kierownik związku przemysłu i biznesu, Ost-Auschuss/Osteuropaverein.
Jego zdaniem sankcje nie doprowadziły do zmiany zachowania w Rosji. „Przeciwnie, sankcje doprowadziły do tego, że rosyjskie społeczeństwo zebrało się jeszcze ciaśniej wokół prezydenta Putina”, stwierdził. Niemcy według Harmsa ponoszą tymczasem główny ciężar sankcji i stąd sankcje należy „znieść najszybciej jak to tylko możliwe”; Berlin powinien w ocenie tego wpływowego przedstawiciela świata biznesu jak najszybciej umacniać więzy łączące go z Moskwą, bo w przeciwnym razie Europa zostanie „rozerwana” pomiędzy Chiny i USA.
Nieco wcześniej, podczas XV niemiecko-rosyjskiej konferencji miast partnerskich, przewodniczący Związku Niemieckich Stowarzyszeń Wschód-Zachód Péter Franke apelował już nawet nie o zniesienie sankcji, ale o szybkie włącznie do współpracy z biznesem niemieckich miast… krymskich, jako już w pełni rosyjskich.
Nord Stream 2, czyli ostateczne pozbawienie złudzeń
O prawdziwej naturze stosunków niemiecko-rosyjskich nic zresztą nie przekonuje lepiej niż procedowana mimo wszystkich trudności i protestów budowa gazociągu Nord Stream 2. Gdy Gazociąg Północny zostanie już zgodnie z planem rozbudowany, Rosjanie będą mogli transportować do Niemiec dwukrotnie więcej gazu niż dziś, bo aż 110 mld m3 rocznie. Dzięki temu Moskwa będzie w stanie pokryć niemal całe niemieckie zapotrzebowanie na gaz; Berlin stanie się też bardzo silnym gazowym hubem w Europie Środkowej. Przez rozbudowany Nord Stream płynąć będzie około 25 proc. gazu, jaki rocznie zużywa cała Unia Europejska. Polska, oczywiście, może na tym tylko stracić; w jeszcze gorszej sytuacji jest Ukraina, która będzie po rozbudowie gazociągu silniej podatna na rosyjski szantaż finansowy i energetyczny. Dla Niemców nie ma to jednak znaczenia, tym więcej, że dzięki Nord Streamowi nie będą musieli kupować gazu amerykańskiego, a na tym Berlinowi bardzo zależy.
Gdy w połowie grudnia Waszyngton ogłosił rychłe nałożenie sankcji na firmy partycypujące w budowie gazociągu, niemiecka prasa aż huczała z oburzenia. Najciekawsza była chyba reakcja bawarskiej lewicowej „Süddeutsche Zeitung”; dziennik ten napisał wprost, że Niemcy potrzebują rosyjskiego gazu, by w pełni uniezależnić się od Ameryki i nie być zdanym na anglosaski dyktat energetyczny i polityczny. Społeczeństwo niemieckie chyba w pełni podziela takie przekonania: według majowego sondażu przeprowadzonego na zlecenie telewizji ZDF współczesnym USA ufa tylko 14 proc. obywateli RFN, podczas gdy Rosji… 36 procent. Więcej Niemców uważa, że silniejszym zagrożeniem dla Europy niż Putin jest… Trump.
Nie możemy mieć żadnych złudzeń: Rosja była, jest i będzie dla Niemców strategicznym partnerem; nawet jeżeli z perspektywy czysto handlowej to Polska i inne kraje naszego regionu są ważniejsze dla niemieckiego biznesu, to nigdy nie zastąpimy Niemcom Rosji jako dostawcy energii ani jako oparcia w walce z USA o hegemonię w Europie.
Rosja jest Niemcom potrzebna, Niemcy – Rosji. A komu potrzebni są Polacy? Jak powiedział kiedyś jeden z byłych prezydentów naszego kraju, są, owszem, potrzebni największym sąsiadom; będą doskonale sprawdzać się obsługując stacje benzynowe na drogach łączących oba europejskie mocarstwa.
Paweł Chmielewski
Zapraszamy na wyjątkową debatę: Rosja Putina fałszywą nadzieją dla chrześcijaństwa
W debacie wezmą udział:
prof. Andrzej Nowak,
prof. Mieczysław Ryba,
prof. Henryk Głębocki,
red. Grzegorz Górny,
red. Piotr Doerre.
Prowadzenie red. Łukasz Karpiel.
Termin:
21 stycznia 2020 roku, godz. 18.30 – 21.30
Miejsce:
Centrum Prasowe Foksal, Dom Dziennikarza
Warszawa, ul. Foksal 3/5, Sala A
WSTĘP WOLNY!!!
Polecamy również nasz e-tygodnik. Aby go pobrać należy kliknąć TUTAJ.