Coraz więcej wskazuje na to, że prowadzona przez Berlin polityka narzucenia pozostałym państwo strefy euro konieczności wprowadzania cięć w wydatkach budżetowych poniosła fiasko. Otwarty sprzeciw płynie z Grecji i Francji, ale pozostałe państwa, choć nie protestują przeciwko tym założeniom, również deklarują, że nie są w stanie im sprostać. Szczyt G8 pokazał, że taka polityka nie podoba się praktycznie nikomu poza Niemcami. Wygląda na to, że pozostają one osamotnione w swojej wizji walki z kryzysem przy pomocy ograniczania wydatków.
Niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung” w komentarzu po szczycie G8 napisał, że Berlin postawił zbyt wygórowane warunki Grecji, Hiszpanii i Portugalii. Konieczne jest złagodzenie polityki oszczędności, aby umożliwić państwom szybszy rozwój gospodarczy. Zdaniem dziennika Unia Europejska stała się „najbardziej niebezpiecznym punktem zapalnym gospodarki światowej”, a Angela Merkel obarczana jest odpowiedzialnością za tę sytuację.
Wesprzyj nas już teraz!
Jedynie w Niemczech dobrze oceniana jest prowadzona przez nią polityka dyscypliny finansowej. Inne państwa, również spoza Europy, mają na ten temat zgoła odmienne zdanie. Jeszcze dwa lata temu Merkel w kwestii redukcji deficytów najbardziej uprzemysłowionych państw miała poparcie brytyjskiego premiera Davida Camerona. Niestety w tym czasie Wielka Brytania wpadła w recesję, co, według gazety, wiązało się z wprowadzaniem w życie programu oszczędnościowego.
Według „Sueddeutsche Zeitung”, prezydent Francji Francois Hollande z pewnością przeforsuje swoje pomysły na wzrost gospodarczy, choćby miał to zrobić w brutalny sposób. Po czym, zdaniem gazety, Niemcy i Francja znów będą mogły z czystym sumieniem stanowić „serce europejskiej polityki antykryzysowej” (czyli UE zamieni dyktat Niemiec, na dyktat Francji, skoro Hollande zapowiedział wymuszenie wprowadzenia w życie swojej wizji walki z kryzysem).
Wygląda jednak na to, że prezydentowi Francji nie pójdzie tak łatwo narzucenie swojej dominacji w polityce UE. Już słychać głosy, że forsowany przez niego, przy wsparciu Włoch oraz Wielkiej Brytanii, pomysł wprowadzenia euroobligacji spotka się ze zdecydowaną odmową ze strony Berlina. Według rzecznika niemieckiego rządu Georga Streitera nie jest to żadna recepta na pokonanie trwającego kryzysu.
Tak więc zapewne będziemy świadkami francusko – niemieckiej próby sił. A stawka jest niemała. Zarówno Angela Merkel jak i Francois Hollande zobowiązali się wobec obywateli do obrony swoich pozycji. Od tego zależą ich dalsze polityczne losy. Z tą różnicą, że Hollande wybory ma już za sobą, a przed sobą pięć lat rządów. W Niemczech wybory parlamentarne odbędą się w przyszłym roku, a dotkliwa porażka macierzystej partii Angeli Merkel – CDU w wyborach do parlamentu Nadrenii Północnej-Westfalii na pewno nie nastraja jej optymistycznie. Pani kanclerz nie może więc sobie pozwolić na lekceważenie opinii rodaków. Po raz kolejny okazuje się, że nie istnieje coś takiego jak wspólny europejski interes. Na przykładzie Niemiec i Francji widać, że pozostałe kraje UE stały się zakładnikami narodowych interesów tych dwóch państw. Tylko w imię czego my mamy poświęcać nasze narodowe interesy?
ISz
Źródło: forsal.pl, money.pl