20 maja br. ruszył proces niemieckiego żołnierza oskarżanego o rzekome przygotowywanie zamachów na czołowych polityków w kraju, podszywając się pod uchodźcę z Syrii. W kontekście zbliżających się wyborów do Bundestagu i działań podjętych przez służby wobec „ekstremizmu prawicowego” oraz zamieszania wokół elitarnej jednostki komandosów KSK, postępowanie budzi obawy związane z możliwymi protestami tzw. skrajnej prawicy – przekonuje portal euractiv.com.
Oskarżenia o sympatie wielu żołnierzy Bundeswhery z opozycyjnymi ugrupowaniami prawicowymi, zwłaszcza z powodu proimigranckiej polityki rządu, wywołały silne napięcie między siłami zbrojnymi a ówczesną minister obrony Ursulą von Der Leyen, która obecnie pełni funkcję przewodniczącej Komisji Europejskiej.
32-letniego Franco Albrechta oskarża się o spiskowanie i przygotowywanie „poważnego aktu przemocy, który zagrażał państwu”, a także oszustwa i rzekomo nielegalne posiadanie broni oraz materiałów wybuchowych.
Porucznik Bundeswehry miał rzekomo przywłaszczyć sobie broń i materiały wybuchowe należące do armii, by przeprowadzić ataki m.in. na wysokich rangą polityków, w tym ówczesnego ministra sprawiedliwości Heiko Maasa.
Wesprzyj nas już teraz!
Chociaż mężczyzna nie zna arabskiego, zdaniem śledczych, z powodzeniem podszywał się pod uchodźcę z Syrii, aby „przekierować podejrzenia na osoby ubiegające się o azyl w Niemczech w późniejszych dochodzeniach” w sprawie ewentualnego zamachu. Albrechta aresztowano w 2017 roku podczas „próby odzyskania nazistowskiego pistoletu,” który ukrył w toalecie na międzynarodowym lotnisku w Wiedniu, Porucznik zaprzecza oskarżeniom. Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności.
Rozpoczęcie rozprawy wielokrotnie opóźniano z powodu wątpliwości co do tego, który sąd jest właściwy do rozpoznania sprawy. Ostatecznie wskazuje się, że wyrok może zapaść tuż przed wyborami w sierpniu.
Albrecht pochodzi z niemiecko-włoskiej rodziny i nigdy nie ukrywał swoich – jak zaznacza euractiv.com – „skrajnie prawicowych poglądów”.
Mężczyzna miał mieć kopię książki Adolfa Hitlera „Mein Kampf” i twierdził, że imigracja jest formą ludobójstwa. Zdecydowanie sprzeciwiał się masowemu napływowi migrantów do Niemiec. Twierdził, że zagraża to bezpieczeństwu narodowemu. By ujawnić patologie systemu udawał uchodźcę, ubiegając się o azyl we własnym kraju. Miał stosować makijaż, zaciemniać twarz i udawać chrześcijańskiego sprzedawcę owoców z Damaszku. Został zarejestrowany jako „David Benjamin”, chociaż nie mówił po arabsku. Przydzielono mu też miejsce w schronisku i miesięczne świadczenia w wysokości 409 euro. Po mistyfikacji powrócił do koszar w Illkirch na granicy francuskiej.
„Podwójna tożsamość” mężczyzny została odkryta po aresztowaniu w 2017 roku wskutek porównania z odciskami palców. Jego działania obnażyły patologie niemieckiego systemu imigracyjnego. W latach 2015-2016 do kraju napłynęło – na wyraźne zaproszenie kanclerz Merkel – ponad miliona osób ubiegających się o azyl, w tym wiele z Syrii.
Porucznik zaznaczył, że wie, iż to co zrobił było nielegalne, ale zaprzeczył, by planował zamachy. Dodał, że działał „w celu ochrony swojej rodziny w nagłych wypadkach”.
Prokuratorzy upierają się, że Albrecht chciał dokonać zamachu podszywając się pod uchodźcę. Ich zdaniem zamierzał wykorzystać pistolet, jak i inną broń oraz materiały wybuchowe, by dokonać zamachu na ministra Maasa i wicemarszałek parlamentu Claudię Roth lub jakąś działaczkę na rzecz praw człowieka.
Te doniesienia i podjęte przez ówczesną minister obrony Ursulą non Der Leyen, działania w celu rozprawienia się z sympatiami wojskowych ze „skrajną prawicą,” poważnie nadwerężyły relacje między władzą a wojskowymi.
Następczyni von der Leyen, Annegret Kramp-Karrenbauer nakazała nawet częściowe rozwiązanie elitarnej jednostki KSK w związku z „neonazistowskimi” sympatiami niektórych komandosów. Minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer uznał „prawicowy ekstremizm” za „największe zagrożenie dla bezpieczeństwa Niemiec”. Zapowiedział podjęcie ostrzejszych środków w celu zwalczania tzw. mowy nienawiści w internecie.
W marcu br. ukończono raport okresowy, który ma dokumentować „dziesiątki skrajnie prawicowych incydentów” w elitarnych siłach komandosów. Badanie rozpoczęto w 2017 r.
Elitarne jednostki komandosów KSK powstały w odpowiedzi na incydent, jaki miał miejsce z udziałem niemieckich dziennikarzy w czasie rzezi w Rwandzie w 1994 r. Siedmiu pracowników Deutsche Welle i ich krewnych desperacko szukało pomocy, chcąc się ewakuować z radiostacji nadającej w Kigali. Z pomocą ostatecznie przyszli im belgijscy spadochroniarze, a nie niemieckie siły.
Elitarna jednostka ściśle tajnych sił Kommando Spezialkräfte (KSK) była wzorowana na podobnych jednostkach w USA i Wielkiej Brytanii.
Dirk Laabs, autor książki: „Wrogowie państwa w mundurach” twierdzi, że coraz liczniejsze incydenty z udziałem wojskowych, kwestionujących politykę rządu „wskazują na systematyczny problem.” Jego zdaniem, siły zbrojne i policja są zinfiltrowane przez prawicowe grupy. Laabs przekonuje, że określenie „elitarna jednostka” jest niezrozumiałe, ponieważ wśród komandosów jest wielka presja i frustracja z powodu niedocenienia pośród społeczeństwa.
Stwarza to toksyczną atmosferę, co z kolei przekłada się na to, że żołnierze czują się bezkarni. Przekonuje, że wyżsi oficerowie przymykają oczy na „skrajnie prawicowe” incydenty i naruszenia, przez co niejako blokują żołnierzy o innych poglądach, którzy się nie wypowiadają, tylko milczą.
Laabs surowo ocenił stan mentalny komandosów, dodając, że szeregi jednostek elitarnych zasila „cała masa chwiejnych, słabo prowadzonych młodych, skrajnie prawicowych żołnierzy”.
Po incydencie w kwietniu 2017 r. ostatecznie zdecydowano o rozwiązaniu 2 kompanii KSK. DW zaznacza, że „na pożegnalnym przyjęciu szefa 2. kompanii donoszono o muzyce skrajnie prawicowej i pozdrowieniach Hitlera”.
Śledczy niemieccy przeprowadzali w ostatnich latach naloty na domy komandosów, szukając nielegalnej broni i materiałów wybuchowych.
Minister obrony Kramp-Karrenbauer dała KSK czas do lata na zrobienie porządku w jednostce. Obecny szef KSK kilka miesięcy temu wezwał podległych komandosów do zwrotu posiadanej borni i materiałów zabranych z jednostki, obiecując, że nie poniosą żadnych konsekwencji.
Źródło: euractiv.com / dw.com
AS