Już w 2022 roku niemiecka koalicja rządząca zainicjowała prace nad ustawą o „wspieraniu demokracji”. Projekt zakładał nie tylko skierowanie kolejnych środków publicznych do lewicowych organizacji, ale nawet… rządową cenzurę legalnych (sic!) treści w mediach społecznościowych pod pozorem walki z „nienawiścią” i „ekstremizmem”. Krytycy propozycji ostrzegali, że zagraża ona wolności słowa. Co więcej, nawet zdaniem ekspertów Bundestagu inicjatywa nie ma racji bytu i wykracza poza uprawnienia władz federalnych.
Zamysł ustawy o wsparciu demokracji przedstawiły przed dwoma laty minister rodziny Lisa Paus, wywodząca się z partii Zielonych oraz szefowa resortu spraw wewnętrznych Nancy Faeser związana z SDP. W swoim dokument miał zagwarantować kolejne środki organizacjom pozarządowym działającym na rzecz „demokracji”, „różnorodności” oraz przeciwdziałających „ekstremizmowi” i „nienawiści”. Podmioty tego rodzaju miały otrzymywać środki m.in. na edukację polityczną obywateli. W jej zakresie nowe uzyskać miał również rząd.
Co jednak najbardziej szokujące, ustawa miała przyznać władzom szerokie uprawnienia cenzorskie. Jak donosi portal jungefreiheit.de, inicjatywa Faeser i Paus dąży do zapewnienia władzom prawa do cenzury nawet legalnych treści zamieszczonych w mediach społecznościowych (sic!). Pod pozorem ich „nienawistnego” charakteru państwo mogłoby żądać od twórcy usunięcia materiałów, nawet jeśli nie naruszają one porządku prawnego.
Wesprzyj nas już teraz!
„Dzięki temu w przyszłości będzie można łatwo zaradzić nieznanym wcześniej przejawom wrogości wobec ludzi i demokracji”, czytamy w opisie projektu, zamieszczonego na stronie niemieckiego ministerstwa rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży.
Projekt od początku wzbudził spore kontrowersje. Od propozycji odcięła się jedna z tworzących koalicję rządzącą partii – liberalne FPD. Politycy ugrupowania wyraźnie podkreślali, że skutkiem przyjęcia podobnych przepisów będzie ograniczanie wolności słowa i debaty publicznej.
Wiceprzewodniczący tego ugrupowania, Wolfgang Kubicki, podkreślał, że w istocie to cenzorskie postulaty stanowią zagrożenie dla demokracji. „Trzeba zadać sobie pytane, kto w rzeczywistości jest zagrożeniem dla naszego porządku konstytucyjnego: ci, którzy poruszają się w granicach tego, co dozwolone, czy ci, którzy chcą ograniczać przestrzeń wolności według własnego upodobania”, komentował.
Przeciwko inicjatywie opowiedzieli się też eksperci Bundestagu. Rada Naukowa niemieckiego parlamentu orzekła, że rząd federalny nie ma kompetencji by wprowadzić podobne przepisy; naruszałoby to prerogatywy krajów związkowych.
Źródła: blid.de, jungefreiheit.de, bmfsfj.de
FA