„W Sarbii, oddalonej od Bzowa o 20 km, śmieci pojawiły się na początku 2018 r. Zjawiły się niespodziewanie, bez zapowiedzi. We wsi nikt nie wiedział, że starostwo zgodziło się na składowanie odpadów na terenie niedziałającej wytwórni mas bitumicznych. Zorientowali się dopiero, gdy wielkie ciężarówki zaczęły regularnie kursować przez wieś. Choć nie od razu, bo samochody były nieoznakowane, nie wiadomo, co ze sobą niosły”, czytamy w weekendowym wydaniu „Dziennika Gazety Prawnej”.
„DGP” relacjonuje, jak wygląda w Polsce problem z nielegalnymi składowiskami, groźnymi odpadami, które są przywożone do Polski z Niemiec i co najmniej dziwnym zachowaniem niektórych samorządów w tej sprawie.
Śmieci zalegające w Sarbii (województwo wielkopolskie) oraz oddalonym o dwie godziny jazdy samochodem Babinie znajdują się na terenie należącym do jednej firmy. „Oba wyglądają dziś podobnie: porośnięte trawami, krzewami, mocno zaniedbane. Otoczone siatką i z bramą zamkniętą na kłódkę. O ile jednak w Sarbii górę odpadów widać wyraźnie, to w Babinie trzeba się mocno postarać, żeby ją dostrzec. I o ile w Sarbii o śmieciach wiedzą wszyscy, to w Babinie – mało kto”, czytamy w reportażu.
Wesprzyj nas już teraz!
„Składowisko w Babinie powstało na uboczu, co najmniej pół kilometra od najbliższych zabudowań. Ciężarówki mogły podjechać nocą, zrzucić ładunek na ziemię i nikt się tym nie interesował. W końcu to teren wytwórni mas bitumicznych, ciężarówki mają prawo tu jeździć. Zresztą, co się stało, to się nie odstanie. Problem w tym, co teraz z tymi odpadami zrobić”, dodano w kolejnym akapicie.
Skąd wzięły się odpady? Jakżeby inaczej – z Niemiec.
„Rola Niemców w całej historii jest niepodważalna. Oni zbudowali na przełomie XIX i XX w. jaworską cukrownię, oni – a konkretnie polska odnoga koncernu Südzucker – po 100 latach ją przejęli i zlikwidowali. Niemieckie metki powiewają do dziś na zalegających na tamtym terenie workach z odpadami. Obywatelem RFN jest prezes spółki odpowiedzialnej za ich sprowadzenie. To Ingo B., któremu prokuratura zarzuca m.in. nieprawidłowe postępowanie z odpadami i doprowadzenie w czerwcu 2019 r. do pożaru, który stworzył zagrożenie dla życia i zdrowia wielu osób”, podkreśla dziennik.
Takich nielegalnych składowisk niemieckich odpadów są w Polsce dziesiątki, a może i setki. Jak podchodzi do tego sami Niemcy? „DGP” przytacza stanowisko, jakie w tej sprawie opublikowały władze kraju zza Odry. Ich zdaniem za nielegalny import odpadów do Polski odpowiadają przede wszystkim…. ich odbiorcy w naszym kraju.
„Organy naszego sąsiada kwestionują także ustalenia polskich inspektorów dotyczące substancji znajdujących się na składowiskach. W mediach rzecznik resortu środowiska Christopher Stolzenberg zapewnia wprawdzie, że Berlin z niepokojem przyjmuje sygnały o nielegalnym przewozie śmieci, ale zaraz dodaje, że za egzekwowanie przepisów dotyczących odpadów odpowiadają władze regionalne i to w ich gestii leży ewentualny odbiór śmieci z Polski”, informuje gazeta.
Źródło: „MAGAZYN Dziennik Gazeta Prawna”, GazetaPrawna.pl
Polska zaskarża Niemcy do Komisji Europejskiej. Chodzi o przywożenie śmieci