13 kwietnia 2017

Niemiecka cywilizacja śmierci

(fot.REUTERS/Fabrizio Bensch/FORUM)

W Niemczech pod rządami chadeckiej Angeli Merkel rozpędu nabiera cywilizacja śmierci. Choć CDU nominalnie jest partią „chrześcijańską”, w praktyce akceptuje masowe mordy na dzieciach nienarodzonych. Krok po kroku liberalizowane jest też prawo eutanazyjne.


Chrześcijańskie wartości są ważne dla Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – deklarują politycy niemieckiej CDU, w tym sama kanclerz Angela Merkel. Co to jednak miałoby w praktyce znaczyć, tego już nikt nie mówi. Chyba, że wyjątkowo mętnie, jak sama kanclerz. Pod koniec ubiegłego roku pytana o islamskie zagrożenie wezwała do manifestowania wartości chrześcijańskich… śpiewaniem kolęd. Bo przecież politykę niemiecką od dawna kształtują już wyłącznie „wartości” liberalne – niestety, także gdy chodzi o zabijanie ludzi. Niemcy odstają wprawdzie od Holendrów, Belgów czy Francuzów, ale budowa cywilizacji śmierci za Odrą cały czas idzie naprzód.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zabijanie dzieci nielegalne, ale niekaralne

Konsensus aborcyjny wypracowano w zjednoczonych Niemczech w 1993 roku, idąc za ustaleniami przyjętymi w RFN wkrótce po rewolucji seksualnej 1968. Zabijanie dzieci nienarodzonych jest za Odrą zgodne z prawem zasadniczo w trzech wypadkach: zagrożenia życia lub zdrowia (także psychicznego) matki; uszkodzenia „płodu”; ciąży będącej efektem czynu zabronionego. Poza tymi wypadkami aborcja jest nielegalna, ale… do 12. tygodnia ciąży niekaralna. By zabić dziecko w ciągu trzech pierwszych miesięcy wystarczy udać się do instytucji, która posiada państwowe uprawnienia do wydawania „certyfikatu śmierci”. To wystawiane przez lekarza zezwolenie na dokonanie aborcji.

 

Ograniczenia są niewielkie – trzeba odczekać przynajmniej trzy dni między uzyskaniem zezwolenia a dokonaniem aborcji; dziecka nie może zabić ten sam lekarz, który wystawił certyfikat. Ponad 96 proc. aborcji w Niemczech to właśnie aborcje nielegalne, ale niekaralne, wykonywane na podstawie uzyskanego zezwolenia. W latach 90. tych przeciwko depenalizacji aborcji Kościół katolicki protestował głośno. Dziś biskupi bardzo rzadko podejmują temat zabijania nienarodzonych. Przyznają wprawdzie w każdym wywiadzie, w którym są o to pytani, że aborcja jest czynem nieakceptowalnym. Jednak jak powtarza nieustannie przewodniczący episkopatu Niemiec kardynał Reinhard Marx, same przepisy nie wystarczą i z zabijaniem nienarodzonych trzeba walczyć na przykład zwiększając wsparcie finansowe dla matek. W bogatych Niemczech brzmi to absurdalnie i takie jest w istocie. W efekcie na chadeckie władze nikt nie wywiera presji w sprawie hekatomby nienarodzonych. Co więcej w przeszłości zdarzało się, że instytucje podległe Kościołowi katolickiemu współpracowały z organizacjami odpowiedzialnymi za świadczenie „usług” aborcyjnych, na przykład firmą pro familia będącą częścią International Planned Parenthood Federation. Zastanawia też postawa niemieckiej Caritas. Na swojej stronie internetowej organizacja ta pisze wprawdzie, że nie wystawia zaświadczeń uprawniających do zabicia dziecka, ale cytuje wypowiedź współpracującej z nią socjolog, zapewniając, że doradztwo okołoporodowe oferowane przez Caritas pozwala „w spokoju podjąć decyzję za lub przeciw dziecku”.

 

Ofiary

Według oficjalnych statystyk w ubiegłym roku zabito w Niemczech 98 721 dzieci poczętych. To najniższa liczba od lat. W roku 2006 aborcji wykonano 119 710, a w rekordowym roku 2001 – 134 964. Teoretycznie idzie więc ku dobremu. Na spadek liczby aborcji trzeba jednak spojrzeć sceptycznie. Po pierwsze, niemieckie społeczeństwo się starzeje, więc kobiet w wieku rozrodczym jest coraz mniej. Liczba urodzeń wprawdzie nie spada dramatycznie, ale odpowiadają za to w dużej mierze miliony imigrantów, zwłaszcza z Turcji, z wyraźnie większą dzietnością od rodowitych Niemców. Po drugie, od dwóch lat w RFN szerzy się stosowanie tak zwanej pigułki „po”. Od marca 2015 roku środek ten jest dostępny za relatywnie niską cenę w powszechnym obrocie. Każdego miesiąca sprzedaje się go około 60 tysięcy sztuk. Jeżeli nawet tylko niewielka część z zażytych przez kobiety pigułek doprowadza do poronienia, to i tak liczba faktycznych aborcji musi radykalnie wzrosnąć. Niemki dokonują też późnych aborcji, robiąc to albo robiąc to w podziemiu aborcyjnym w samych Niemczech, albo uprawiając tak zwaną „turystykę aborcyjną”. W wielu klinikach śmierci w Holandii czy Anglii dzieci można zabijać do 22. lub nawet 24. tygodnia ciąży. Fora niemieckich feministek pełne są historii o „zabiegach” w późnej fazie ciąży przeprowadzonych za granicą.

 

Pełzająca liberalizacja eutanazji

Kto się już urodził, teoretycznie nie może zostać uśmiercony. Nie pozwala się na przykład na zabijanie „cierpiących” noworodków tak, jak w Holandii. Jednak ludzie starsi i chorzy są chronieni coraz gorzej; państwo zaczyna się wręcz czuć zobowiązane do niesienia im „pomocy” w umieraniu. Choć CDU wystrzega się jak ognia mówienia o legalnej eutanazji, de facto wszystko zmierza właśnie w tym kierunku.

 

W grudniu 2015 roku w Bundestagu przegłosowano ustawę, według której zorganizowana eutanazja jest karalna. Stąd niemożliwe jest zakładanie w Niemczech żadnych klinik udzielających „pomocy” w umieraniu. Episkopat wyraził dla tego prawa gorącą aprobatę, choć zawiera bardzo ważną lukę. Niekaralne jest mianowicie udzielenie choremu „pomocy” w samobójstwie przez krewnych wraz z zajmującym się pacjentem lekarzem. W praktyce zatem jeżeli chory cierpi, to rodzina decydując się na skrócenie jego życia i zorganizowanie mu samobójstwa nie poniesie żadnej odpowiedzialności. Co więcej, od tego roku samobójcom niezdolnym do samodzielnego odbierania sobie życia musi „pomagać” państwo.

Federalny Sąd Administracyjny w Lipsku stwierdził na początku marca, że państwo niemieckie w przypadkach „szczególnych i ekstremalnych” jest zobowiązane do udzielenia potrzebnej „pomocy”. Chodzi mianowicie o zmuszenie państwowego Federalnego Instytutu Środków Leczniczych i Produktów Medycznych do zaopatrywania niektórych pacjentów w substancje, dzięki której popełnią samobójstwo. Lipski trybunał stwierdził, że niemieccy obywatele muszą mieć zagwarantowane prawo do podjęcia samodzielnej decyzji o sposobie i czasie zakończenia życia. Stąd w przypadku, w którym pacjent bez pomocy nie jest w stanie odebrać sobie życia, musi otrzymać „pomoc” państwa. Decyzja zapadła po trzynastu latach sporów sądowych – w 2004 roku niemal całkowicie sparaliżowana kobieta domagała się od instytucji publicznych wydania jej śmiercionośnej trucizny. Wtedy odmówiono, ale, jak orzekł teraz sąd, niezgodnie z prawem.

 

Jest źle, a może być…

Choć chadecja Angeli Merkel rządzi Niemcami już od dwunastu lat, partia nie zrobiła nic, by ograniczyć prawo do zabijania dzieci. Przyzwala też stopniową na liberalizację „pomocy w samobójstwie”. Nie ma za Odrą żadnego ugrupowania, które sprzeciwiałoby się obecnemu stanowi rzeczy, z wyjątkiem Alternatywy dla Niemiec (AfD), która niekiedy wspomina nieśmiało o ograniczaniu hekatomby nienarodzonych. Partia ta jednak nie tylko cieszy się dość niewielkim poparciem, ale jest dodatkowo ze względu na swoje stanowisko względem imigrantów z niezwykłą siłą zwalczana przez niemiecki episkopat. Kardynał Marx mówi wprost, że katolik nie może głosować na AfD. Czy ma rację, trudno powiedzieć, szkoda jednak, że ani on ani inni niemieccy biskupi nie znajdują podobnie ostrych słów pod adresem rządzących, którzy akceptują cywilizację śmierci. Zamiast tego to właśnie Kościół katolicki jest jednym z najsilniejszych popleczników CDU. Może to zresztą i dobrze, bo główna konkurencja polityczna spod znaku Martina Schulza nie zadowala się bynajmniej status quo. Pełna legalizacja późnej aborcji i „prawa do umierania” to cel, do którego wciąż można dążyć. Niemcy rozpaczliwie potrzebują polityki prawdziwie chrześcijańskiej, ale na tę nie ma żadnych widoków. Chadecja jest chadecją już tylko nominalnie, a jej ścisły sojusz z Kościołem niemal gwarantuje, że biskupi nie poprą innych inicjatyw na prawicy. Tych zresztą wcale nie widać, bo AfD, choć mówi często o odbudowie „chrześcijańskiego Zachodu”, politykę chrześcijańską zdaje się traktować czysto instrumentalnie, grając po prostu na społecznej niechęci do postępującej islamizacji. Podsumowując: Z ochroną życia w Niemczech jest źle – i wszystko wskazuje na to, że może być tylko gorzej.

 

 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij