W odpowiedzi na kryzys nadużyć seksualnych w Kościele katolickim Niemcy chcą przeprowadzić rewolucję w ocenie homoseksualizmu.
Raport
Wesprzyj nas już teraz!
Pod koniec września Konferencja Episkopatu Niemiec zaprezentowała oficjalnie raport na temat nadużyć seksualnych popełnianych w Niemczech przez duchownych w latach 1946-2014. Raport został sporządzony na zlecenie biskupów przez konsorcjum badawcze pod kierunkiem psychiatry z Mannheim, Haralda Dreßinga. Uczestniczyli w nim też naukowcy z Instytutu Kryminologicznego oraz Instytutu Gerontologii Uniwersytetu w Heidelbergu, a także badacze z Katedry Kryminologii na Uniwersytecie w Gießen. Raport mówi o 1670 księżach i zakonnikach, którzy molestowali łącznie 3677 ofiar. Oskarżonych jest więc 5,1 proc. wszystkich posługujących w tym okresie księży, 2,1 proc. zakonników oraz 1 proc. diakonów. Naukowcy przebadali 38 tys. akt ze wszystkich diecezji. 62,8 proc. ofiar molestowania było płci męskiej. Jeżeli wziąć pod uwagę tylko czyny zakazane, to chłopcy i młodzi mężczyźni stanowią aż 80,2 proc. ofiar. Ponad 50 proc. ofiar nie miało nawet 14 lat. W ok. 17 proc. przypadków doszło do jakiejś formy gwałtu.
Wnioski? Zróbmy rewolucję
Pobieżny rzut oka na te dane liczbowe kazałby zadać pytanie o związek przestępstw seksualnych popełnianych przez duchownych z ich tzw. orientacją seksualną. I rzeczywiście, w raporcie poświęca się temu tematowi wiele miejsca; efekty są jednak zaskakujące. Po pierwsze autorzy stwierdzają, że tylko od 14 do 19 proc. molestujących księży mogło być homoseksualistami. Większość kapłanów dokonujących nadużyć na chłopcach nie miałaby zatem żadnych skłonności do osób tej samej płci, a wybierała chłopców wyłącznie ze względu na ich rzekomo „większą dostępność”.
Po drugie, badacze radzą Kościołowi katolickiemu, by „pilnie przemyślał zasadnicze odrzucanie wyświęcania homoseksualnych mężczyzn”. Kościół miałby raczej otwarcie akceptować homoseksualistów w szeregach kapłańskich. Zdaniem autorów pozwoliłoby to wytworzyć „lepszy” klimat; obecnie mają bowiem panować w Kościele „nastroje homofobiczne”, co sprzyja zakłamywaniu przez homoseksualnych księży własnej seksualności. Stąd, radzą badacze, w nauczaniu należy odejść od takich sformułowań jak „głęboko zakorzenione skłonności homoseksualne”, które są jakoby sprzeczne z osiągnięciami nauki. Zamiast tego trzeba wypracować „tolerancyjną” atmosferę.
Biskupi są na „tak”
Receptą autorów raportu jest przeprowadzenie rewolucji seksualnej. Kościół powinien zmienić ocenę homoseksualizmu na pozytywną, akceptować homoseksualnych księży w seminariach – i znieść celibat, co w tym kontekście musiałoby oznaczać też akceptację aktywności seksualnej księży homoseksualistów. Wydawałoby się, że taki program katolicka hierarcha będzie zmuszona z góry odrzucić. Jest jednak inaczej. „Specyficzne dla Kościoła katolickiego wyzwania, jak kwestia bezżennej formy życia księży i różne aspekty katolickiej moralności seksualnej, zostaną przez nas przebadane z udziałem fachowców z różnych dyscyplin, w ramach transparentnego procesu debaty” – obwieszczono w oficjalnym komunikacie. Kilka dni później, już podczas trwania Synodu Biskupów o młodzieży, przewodniczący Episkopatu Niemiec kard. Reinhard Marx powiedział, że Kościół musi w szczerej dyskusji pochylić się nad takimi problemami jak seksualność i moralność seksualna oraz celibat.
Powitać księży – homoseksualistów
Co ma to oznaczać w praktyce? „Jest tylko jedna droga: powitać homoseksualnych księży i uznać ich za równowartościowych. Rozmawiać o seksualności, zamiast odbierać ją w posłudze kapłańskiej jako skazę” – pisał tuż po opublikowaniu raportu publicysta Björn Odendahl z podległego Episkopatowi portalu Katholisch.de. Podobnym tropem poszedł bp Stephan Ackermann, który odpowiada w Niemczech za prowadzenie spraw nadużyć seksualnych. Zaapelował o to, by „nie tabuizować” homoseksualizmu. Już kilka lat temu Ackermann mówił publicznie, że w jego ocenie „nie można mówić po prostu, że homoseksualizm jest sprzeczny z naturą”.
Kościół w Niemczech wciela zresztą takie poglądy już w życie. Wikariusz generalny archidiecezji Monachium – a więc archidiecezji kard. Marxa – ks. Peter Beer mówił w niedawnym wywiadzie, że jest w Kościele wielu homoseksualnych duchownych, którzy wykonują dobrą posługę. Przekonywał, że wiązać orientację homoseksualną z pedofilią jest po prostu dyskryminacją. „Naukowcy uważają, że nadużycia seksualne popełniane przez mężczyzn na chłopcach nie mogą być klasyfikowane jako motywowane prawdziwym homoseksualizmem, ale są raczej wyrazem niedojrzałej, niejasnej seksualności” – przekonywał.
W ten sposób dał wyraz kompletnego lekceważenia wytycznych Stolicy Apostolskiej; już w 2005 roku Watykan zabronił przyjmować do seminariów kandydatów o skłonnościach homoseksualnych, co potwierdzono w roku 2016, za pontyfikatu Franciszka. Od lutego tego roku wiadomo, że przy Episkopacie Niemiec działa specjalna komisja, która zajmuje się sprawą oceny homoseksualizmu. Jej istnienie obwieścił sam kard. Marx krótko po tym, jak mówił w mediach o możliwości udzielania błogosławieństwa parom jednopłciowym. Tuż przed nim o tym samym mówił wiceszef Episkopatu, bp Franz-Josef Bode. Wygląda na to, że sprawa nadużyć seksualnych może być idealnym narzędziem, by przeprowadzić rewolucję w ocenie związków homoseksualnych.
Niewielu odważnych
Mało kto prezentuje zdrowe stanowisko. Wyjątkiem jest biskup pomocniczy szwajcarskiego Chur, Marian Eleganti. Na początku września, na kanwie sprawy byłego już kardynała Theodore’a McCarricka, zaapelował o stanowcze przestrzeganie watykańskich wytycznych odnośnie homoseksualnych kandydatów do seminariów. „Oczekuję, że osoby na odpowiedzialnych stanowiskach w Kościele będą trzymać się tych wskazań i podejmą stosowne kroki. Należy do tego publiczne uznanie faktu, że mamy wśród duchowieństwa w Kościele od dziesięcioleci do czynienia przede wszystkim z homoseksualnymi przestępcami. Przy całym szacunku wobec osób o skłonnościach homoseksualnych, które nie popełniają żadnych seksualnych nadużyć, nie jest już pomocne przymykanie oczu na fakty w ramach zajmowania się nadużyciami seksualnymi. Bez pełnej przejrzystości i uczciwości nie będzie ani wiarygodnego wyjaśnienia, ani skutecznej prewencji” – pisał biskup.
Hierarcha już wcześniej wypowiadał się w podobny jasny sposób. W odpowiedzi został ostro skrytykowany przez diecezje Bazylei i St. Gallen, które uznały, że jest „niepoważny” i „rani” osoby homoseksualne (szwajcarska diecezja Bazylei od wielu lat toleruje księży, którzy otwarcie błogosławią związki jednopłciowe; to ks. Felix Terrier z parafii Aesch; parafia w Frenkendorff-Füllinsdorf). Do tego głosu przyłączył się tylko kard. Gerhard Müller, w rozmowie z telewizją EWTN. Jak wskazał trzeźwo, ofiarami padają w większości nie dzieci, ale dorastający chłopcy lub młodzieńcy, mamy więc do czynienia „z atakami raczej nie pedofilskimi, ale homoseksualnymi”.
Ten wstrętny celibat
Autorzy radzą też przyjrzeć się celibatowi, bo w ich przekonaniu zobowiązywanie kapłanów do życia w bezżenności może w połączeniu z „niedojrzałością seksualną” prowadzić do licznych problemów. O nowym podejściu do celibatu mówi się w Niemczech już od dawna. Niemieccy biskupi nie kwestionują jego właściwej sensowności; nie ma poważnych głosów, które zaprzeczałyby wartości tej formy życia księży. Idzie się raczej drogą wprowadzania wyjątków. Jak powiedział ostatnio na przykład arcybiskup Bambergu Ludwig Schick, widzi on możliwość wprowadzenia „dyspensy” od obowiązku zachowywania celibatu, tak, by w Niemczech mogli posługiwać viri probati – żonaci mężczyźni o ustalonej opinii, jeszcze do niedawna lansowani przez progresistów jako wynalazek przeznaczony tylko dla obszaru Amazonii. Podobne rozwiązanie wspiera wielu niemieckich hierarchów, na przykład bp Franz Jung z Würzburga czy Franz-Josef Bode z Osnabrück, ale tu, inaczej niż z homoseksualizmem, rozstrzygnięć należy spodziewać się dopiero za rok – po Synodzie Biskupów poświęconym właśnie Amazonii. Jest jednak prawdopodobne, że pójdzie w kierunku zarysowanym właśnie przez abp. Schicka. Mówił o tym niedawno sam watykański sekretarz stanu, potężny kard. Pietro Parolin. W rozmowie z włoskim dziennikiem Il Fatto Quotidiano powiedział, że celibat kapłanów może być dyskutowany, choć nie należy oczekiwać „drastycznych zmian”. A więc „tylko” dyspensa?
Ramię w ramię z państwem
O ile w sprawie celibatu dyskusja dopiero nas czeka, to gdy idzie o homoseksualizm, kierownictwo niemieckiego episkopatu wydaje się być całkowicie zdeterminowane, by przeprowadzić rewolucję. Nie pozostaje obojętnym fakt, że w ubiegłym roku „małżeństwa” jednopłciowe zalegalizował za Odrą Bundestag. W związku z tym powstał duży rozdźwięk między kościelnym a państwowym podejściem do związków homoseksualnych, co rodzi pewne problemy – i presję. Jak widać, Niemcy zamierzają się poddać i przyjąć do pewnego stopnia świecki punkt widzenia.
Sytuacja przypomina do pewnego stopnia spór o aborcję z lat 90. Po zjednoczeniu Niemiec kobiety chcące zabić swoje dziecko musiały uzyskać świadectwo odbycia rozmowy w specjalnej poradni rodzinnej. Samo świadectwo o niczym nie przesądzało, ale jego otrzymanie było konieczne do przeprowadzenia aborcji – i tylko do tego. Stąd nazywano je „biletem śmierci”. Po wprowadzeniu nowego prawa katolickie, podległe biskupom poradnie rodzinne stanęły przed dużym dylematem: wycofać się z tego obszaru publicznej działalności czy raczej wystawiać „bilety śmierci”, umywając ręce, bo decyzję podejmuje ostatecznie kobieta? Stolica Apostolska wezwała Niemców jednoznacznie do zerwania współpracy z państwem w tym zakresie, ale większość biskupów nie chciała się z tym zgodzić. Dopiero po kilku latach bardzo intensywnego i często gorącego dialogu św. Jan Paweł II zdołał wymusić na Niemcach porzucenie uczestnictwa w ohydnym procederze aborcyjnym. Także i dziś okazuje się, że biskupi za Odrą wolą iść raczej ramię w ramię ze świeckim państwem niż z Jezusem. Pozostaje otwartym pytaniem, czy Stolica Apostolska będzie mieć tyle siły i odwagi, by podobnie jak w sprawie aborcji, wymusić na Niemcach powrót do zdrowej nauki?
Paweł Chmielewski