8 maja 2017

Cóż dziwnego w tym, że lewicowo-liberalny tygodnik w dużym kraju europejskim atakuje papieża? Nic dziwnego. Dziwne jest jednak to, że atakuje obecnego papieża, a jeszcze dziwniejsze jest powód, dla którego to czyni.

 

17 kwietnia na łamach „Spiegel Online” ukazał się artykuł Jana Fleischhauera zatytułowany „Papież – Spontan” (Der Sponti-Papst), w którym redaktor tego czołowego na rynku niemieckim liberalnego pisma zarzucił papieżowi Franciszkowi ni mniej ni więcej tylko chęć „przypodobania się duchowi czasów”, a przez to „powtarzanie błędów, które już wcześniej popełnił Kościół ewangelicki”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Artykuł utrzymany jest w iście hitchhockowskiej atmosferze. Najpierw trzęsienie ziemi (jak na liberalny tygodnik), czyli zdanie otwierające zaraz za leadem: „Jedynym Kościołem, który można traktować na poważnie, jest Kościół katolicki”. A potem napięcie rośnie. Autor buduje je wspominając własną drogę duchową. Przyznaje, że tekst pisze „z dystansu człowieka, który odpadł od wiary”. Dziesięć lat temu wystąpił oficjalnie ze swojej macierzystej wspólnoty ewangelickiej, z którą jako młody człowiek był związany przede wszystkim z racji społecznego i charytatywnego zaangażowania zboru na rzecz Trzeciego Świata, wspierania inicjatyw Amnesty International, etc. Jednak – jak przyznaje redaktor „Spiegla” – gdy zmieniły się jego polityczne poglądy, skończył się również jego związek ze wspólnotą ewangelicką. Nie było więzi duchowej, bo nie mogło jej być, „ponieważ duchowe korzenie protestantyzmu są cienkie, mało jest tam czegoś, co mogłoby przytrzymać [w Kościele ewangelickim] w sytuacji zmiany światopoglądu. Kościół, w którym nawet nie jest wymagana wiara w istnienie nieba i piekła jest dla każdego, kto chce trwać przy wierze, przegraną sprawą”.

 

Trzeba przyznać, że mocne słowa, zważywszy na to kto i gdzie je opublikował. Dalej zaś napięcie rośnie cały czas. Pisze więc redaktor „Spiegla”, że „jeśli to wszystko nie jest złudzeniem, Kościół katolicki jest w trakcie powtarzania błędów protestantów. Na czele Kościoła stoi obecnie człowiek, który przejawia zadziwiający brak szacunku dla wszystkiego co wyrosło organicznie i jest przekazane przez tradycję i ma upodobanie w zaskakiwaniu ludu rzucanymi co rusz anegdotami i obelgami”.

 

Budowane przez Fleischhauera napięcie sięga natomiast zenitu w momencie, gdy przystępuje on do oceny tzw. posoborowej odnowy Kościoła. Następują zdania, których nie powstydziłoby się żadne tradycjonalistyczne pismo. Jak te o tzw. reformie liturgii: „jednym ruchem ręki pozbył się Kościół ważnych części swojego wielowiekowego rytu, ponieważ chciał dołączyć do ducha czasu. Księża już dłużej nie stali przed ołtarzem, ale za nim, jakby za stołem prowadzących dziennik telewizyjny. […] Osobie niewierzącej może to wydawać się drobnostką, ale oczywiście nie jest nią. Gdy ktoś raz uczestniczył we Mszy sprawowanej w starym rycie trydenckim, wie, co Kościół utracił, gdy uległ rauszowi roku 68”.

 

Redaktor liberalnego pisma – znany z tego, że jesienią 2016 roku nie szczędził słów krytyki pod adresem kardynała Marxa za zdjęcie przez niego krzyża napierśnego na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie w imię „niedrażnienia uczuć religijnych muzułmańskich gospodarzy” – powrócił do tematu islamu także w omawianym artykule. Przypomniał, że obecnie to islam jest najbardziej dynamicznie rozwijająca się religia w skali globalnej, i to w sytuacji, gdy „raczej nie słyszy się, by imamowie rozważali zakaz czytania sur Koranu w oryginale z tego powodu, że wierni spoza świata arabskiego nie rozumieją tego języka, albo rozważali uwolnienie meczetów od niepotrzebnych wież, tak aby lepiej wpasować świątynie w otoczenie”.

 

Jaki będzie końcowy efekt naśladowania przez obecny Kościół wszystkich błędów protestanckich? „Na końcu pojawi się podobne, co u protestantów pytanie: jeśli Kościół rozwadnia wszystko to, co odróżnia go od oferty tego świata składanej dla ludzkiej zmysłowości, po co komu jeszcze Kościół?” – odpowiada redaktor „Spiegla”.

 

Liberalny publicysta, który odpadł od luteranizmu, pisze niczym katolicki tradycjonalista. Niemiecki kardynał zawstydzony krzyżem w mieście, w którym dokonały się największe tajemnice Wiary. Oto, mówiąc językiem Feliksa Konecznego, „kołobłęd”, w którym znajdują się obecnie Niemcy. Nie można oczywiście wykluczyć, że cytowany tutaj redaktor „Spiegla” poszukuje wiary. Instynktownie szuka oryginału, nie podróbek. Stąd te szokujące jak na łamy liberalnego czasopisma zdania.

 

Fleischhauer w swojej krytyce ulegania przez Kościół katolicki pod rządami obecnego papieża „duchowi czasu” powołuje się na krytyczne uwagi jednego z najwybitniejszych żyjących pisarzy niemieckich Martina Mosebacha, autora książki „Herezja braku formy” będącej wielką apologią tradycyjnej katolickiej liturgii i sztuki sakralnej, a jednocześnie atakującej tzw. reformy posoborowe jako wyraz tytułowej „herezji braku formy”.

 

Mosebach w wywiadzie udzielonym „Spieglowi” 23 maja 2015 roku na pytanie czego chce papież Franciszek, odpowiedział: „bardzo ciężko jest  coś konkretnego wywnioskować z jego wypowiedzi i działań. Ten papież tworzy nastrój, tworzy atmosferę. Jednak atmosfera nie jest nauczaniem. Bardzo znamienne było to, co powiedział: Kimże ja jestem, aby sądzić? Ładne zdanie, apostolskie, ale jako papież nie powinien go mówić”.

 

Mosebach zwracał ponadto uwagę, że właśnie „czymś niepokojącym w papieżu Franciszku” jest nastrój, który on wytwarza, „jak gdyby wynalazł on całkiem nowy Kościół, który jeszcze w ten sposób nigdy nie zaistniał. Jak gdyby Franciszek korygował błędny, datujący się od tysiącleci jego rozwój i tworzy Kościół nowego typu, bez dogmatów, bez mistyki. Kościół, który całkowicie odnajduje się w zgodzie z obecnym konsensusem społecznym”.

 

Niemiecki pisarz przyznaje w dalszej części wywiadu, iż „niejednokrotnie odnosi wrażenie, jak gdyby Franciszek czerpał korzyści kosztem Kościoła. Na przykład nadzwyczaj obcesowo obchodzi się on z biskupami. Gdyby papież Benedykt w ten sposób obszedł się tylko z jednym z biskupów, to bym dopiero był krzyk”.

 

Martin Mosebach poruszył również problem mocno akcentowanej przez obecnego papieża skromności – w stroju (także liturgicznym), w środkach transportu i lokum, z którego korzysta. Przyznam, że odnośnie tej kwestii zawsze zadaję sobie pytanie: czy Jan Paweł II lub Benedykt XVI okazali pokorę, czy wręcz coś odwrotnego, gdy bez zbędnych ceregieli zamieszkali w Pałacu Apostolskim? Czy powrót (częściowy) Benedykta XVI do używania pięknych strojów liturgicznych i do zasiadania na pięknym tronie papieskim był wyrazem przypodobywania się współczesnemu światu, czy wręcz odwrotnie: znakiem sprzeciwu wobec świata? Czy gdyby dzisiaj papież przywdziałby tiarę, byłoby to oznaką ulegania światowości, czy raczej oznaką pokornego wskazania od kogo tak naprawdę pochodzi władza?

 

Nurtowany takimi pytaniami, z tym większym zainteresowaniem przeczytałem opinię Martina Mosebacha na ten temat. Niemiecki pisarz interpretuje skromność w stroju, którą odznacza się obecny papież jako „krytykę pod adresem poprzednika”. „Jednak tym co naprawdę jest w tym fatalne to efekt, jakoby ornaty papieża były kwestią smaku. A nie są. Poddanie się urzędowi [papieskiemu] polega również na bezwarunkowym przyjęciu przynależnego doń stroju. Idealny papież musiałby zakładać określające jego urząd szaty z taką rezygnacją, z jaką strój więzienny zakłada osadzony w zakładzie karnym”. I dalej: „najlepszym papieżem jest ten, który całkowicie chowa się za swoim urzędem. Taki, który chyli się przed nim, ugina się jak pod wielkim ciężarem. Szaty, które w dawnych czasach nosili papieże były tego wyrazem. Papieże znikali dosłownie pod swoimi ornatami. I nie należało ich w ogóle oglądać, wszak byli tylko Namiestnikami Chrystusa. […] Brakuje mi u Franciszka tej gotowości, by ugiąć się przed swoim urzędem. To byłaby pokora i skromność. A to, czy papież śpi w hotelu, czy w pałacu, jest nieistotne”.

 

Grzegorz Kucharczyk




 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 32 506 zł cel: 500 000 zł
7%
wybierz kwotę:
Wspieram