Po zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa polski rząd ma problem, związany choćby z osobą ambasadora Polski w USA Bogdana Klicha, człowieka nieskrywającego wrogości wobec nowego prezydenta Ameryki. Tusk i spółka nie są jednak osamotnieni. Z analogicznymi trudnościami – może na jeszcze większą skalę – będą musieli zmierzyć się również politycy koalicji rządowej w Niemczech.
W 2021 roku kanclerzem Niemiec został Olaf Scholz z SPD, stając na czele koalicji złożonej jeszcze z dwóch partii, Zielonych i FDP. Niemieckie władze są jednoznacznie lewicowe; w związku z tym zwłaszcza środowiska SPD i Zielonych nie kryły nigdy zdecydowanego poparcia dla obozu Demokratów w USA. Te nastroje odzwierciedlała niemiecka lewicowa prasa, zwłaszcza bliski SPD „Der Spiegel”, nieustannie oskarżając Trumpa o najgorsze zbrodnie.
W agitację przeciwko Trumpowi włączali się nawet niemieccy politycy. Jeszcze we wrześniu Ministerstwo Sprawa Zagranicznych Niemiec, kierowane przez Zieloną Annalenę Baerbock, w obraźliwym tonie krytykowało wypowiedzi Trumpa na temat niemieckiej energetyki. Do antytrumpowskiej nagonki włączał się nawet najmniejszy partner koalicji, liberalna FDP; jedna z czołowych polityków tej partii ds. spraw zagranicznych, Marie-Agnes Strack-Zimmermann, niedwuznacznie sugerowała Trumpowi po prostu obłęd.
Sam kanclerz Olaf Scholz pogratulował Trumpowi zwycięstwa wyborczego, jakkolwiek czekał z tym prawie dwie godziny dłużej niż na przykład prezydent Francji Emmanuel Macron. Niemiecka prasa spodziewa się, że dla Scholza największym wyzwaniem staną się naciski administracji Trumpa na wydatki zbrojeniowe, co może przybrać formę zaostrzenia polityki handlowej między USA a Niemcami.
Nie oznacza to jednak, że dla Berlina wszystko musi się potoczyć źle. Nawet jeżeli sama koalicja rządowa będzie mieć dodatkowe trudności, co pewnie tylko przyspieszy jej klęskę wyborczą w wyborach do Bundestagu w 2025 roku (sondaże dla nich są po prostu fatalne), Niemcy będą dla nowej obsady w Waszyngtonie kluczowym partnerem w doprowadzeniu do zakończenia wojny na Ukrainie. Na końcu wojny elitom RFN gorąco zależy; jak przypomina często Władimir Putin, Nord Stream może przecież znowu przesyłać gaz.
Pach