Grupa Press Club Polska zarzuca żołnierzom atak na reporterów wykonujących pracę na granicy. Podczas pracy w przygranicznym terytorium dziennikarze zostali zatrzymani przez wojsko i zmuszeni do opuszczenia samochodu. Zdaniem Press Clubu czynności wykonywano bezpodstawnie. Towarzyszyć im miała „wyjątkowa agresja”. Reporterzy skarżyli się na szarpanie i niewybredny język służbistów. Sieć obiegło nagranie, w którym jeden z wojskowych kieruje wulgarne słowa pod adresem niestosującego się do poleceń członka Press Clubu. Według MON interwencja była przeprowadzona właściwie, a zarzuty są wyssane z palca.
16 listopada 2021 na granicy miało dojść do nieuzasadnionej napaści na dziennikarzy fotografujących posterunki wojskowe w pobliżu Michałowa. Grupa Press Club Polska wydała wczoraj oświadczenie w sprawie wydarzenia. Zarzuca w nim siłom zbrojnym przekroczenie kompetencji, nadmierną agresją i bezpodstawne zatrzymanie członków organizacji. „Zaatakowani, przed wykonaniem zdjęć (…) podeszli do bramy, przedstawili się wartownikowi jako dziennikarze i uprzedzili, że będą z zewnątrz wykonywać fotografie. Po wykonaniu zdjęć wsiedli do samochodu i chcieli wrócić do Michałowa. Wtedy drogę zastąpiły im osoby w mundurach Wojska Polskiego, które następnie wyciągnęły fotoreporterów z samochodu, szarpiąc ich przy tym i używając wulgaryzmów. Pozbawionych kurtek dziennikarzy skuto kajdankami i przetrzymywano ponad godzinę, do przyjazdu policji”. Reporterzy zapowiadają, że skierują sprawę do prokuratury.
Do sprawy odniosło się Ministerstwo Obrony Narodowej. Jak zakomunikował organ, „żołnierze nie stosowali przemocy”, a interwencja przebiegła w pełni zgodnie z zasadami. Dziennikarze nie posiadali bowiem żadnych oznak, które umożliwiałyby ich odróżnienie, poruszali się wzdłuż obozowiska zamaskowani i w kapturach. „Na wezwanie do zaprzestania fotografowania Panowie udali się do pojazdu i próbowali odjechać”.
Wesprzyj nas już teraz!
MON podkreślał, że żołnierze działają w atmosferze eskalującego konfliktu pomiędzy Polską a Białorusią, a obecność fotografów mogła z uzasadnionych przyczyn wzbudzać ich obawy. Wojsko „Nie potwierdza, że przed wykonaniem zdjęć dziennikarze się przedstawili i uprzedzili, że będą wykonywać fotografie”, napisano w oświadczeniu resortu. – Doskonale wiemy, że w warunkach takich jak tam – narastającego napięcia, tak jak tam w pasie przygranicznym, przy sytuacji wyjątkowej, każdy może powiedzieć, że jest dziennikarzem. Każdy powinien mieć oznakowania zgodne z prawem, tak żeby nie utrudniać, nie szukać sensacji tam, gdzie jej nie ma, tylko pomóc tam, gdzie jest to potrzebne – komentował zdarzenie Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, gen. Tomasz Piotrowski.
Stanowczo nie zgadzamy się, że to był "atak na fotoreporterów". Interwencja była w pełni uprawniona https://t.co/Q5iRSLVrMi pic.twitter.com/G8I4Rir6Sd
— Ministerstwo Obrony Narodowej 🇵🇱 (@MON_GOV_PL) November 17, 2021
Do mediów przedostało się krótkie nagranie głosowe dokumentujące fragment zatrzymania. Wezwani do opuszczenia samochodu reporterzy robili to niechętnie, wdając się w dyskusję z funkcjonariuszami, wobec czego żołnierz użył wulgarnego słownictwa i domagał się wykonania polecenia. Fakt ten wzburzył część opinii publicznej. Dziennikarz Rzeczypospolitej, Michał Szułdrzyński, przekonywał w mediach społecznościowych, że użycie wulgaryzmów to akt „hańby dla polskiego munduru”. Odpowiedział mu przewodniczący Ruchu Narodowego, poseł Robert Winnicki. „Na dźwięk jednej żołnierskiej k**wy, notabene uzasadnionej sytuacją, mdleją dziennikarze, którzy nie mieli rok temu problemu z pławieniem się w rynsztoku manif arcywulgarnej Lempart”, komentował parlamentarzysta.
Na dźwięk jednej, żołnierskiej „k..wy”, notabene uzasadnionej sytuacją, mdleją dziennikarze, którzy nie mieli rok temu problemu z pławieniem się w rynsztoku manif arcywulgarnej Lempart.
Może chcielibyście uchodzić za ludzi smaku, subtelności i kultury ale sorry, nie jesteście.
— Robert Winnicki (@RobertWinnicki) November 17, 2021
Źródła: wpolityce.pl, dorzeczy.pl, rp.pl, twitter/ Robert Winnicki, twitter/MON
FA