„Gratulacje, zadarłaś z jednym z największych koncernów na świecie!” – usłyszała Abby Johnson od swojej byłej szefowej po tym jak z wybitnej pracownicy aborcyjnego kombinatu śmierci stała się gorliwą obrończynią najsłabszych spośród słabych. Jej sfilmowana historia podbiła kina w Ameryce, a wraz z początkiem listopada trafi na ekrany również w Polsce.
Życiorys Johnson jest mocną przestrogą, jak wielkie ciemności ogarniają człowieka uwikłanego w zabicie nienarodzonego dziecka. Odczłowieczenie niewinnej istoty, wyparcie ze świadomości tego, co tak naprawdę się uczyniło, utrata wrażliwości, agresja wobec tych, którzy próbują zerwać z aborcji zasłonę zakłamania. Olbrzymia przestrzeń samozniszczenia. U początku tego dramatu stoi jednak kłamstwo o tym, że płód to zaledwie pozbawiony godności zlepek komórek, tkanka, coś na kształt skrzepu, którego trzeba jak najszybciej, w miarę komfortowo i bezboleśnie, się pozbyć.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeśli nie ma przyznania się – najpierw przed sobą – do wyrządzonego zła, nie ma żalu, wyznania winy, sakramentalnego wybaczenia, nie będzie i uzdrowienia. Można próbować nosić ciężar nie do uniesienia i długo, przez wiele lat, to karkołomne przedsięwzięcie może się nawet udawać. W końcu jednak przyjdzie moment zderzenia się z prawdą. Zabicia własnego dziecka nie można tak po prostu wymazać ze swojego życia.
Aborcyjny kombinat miażdży, rozrywa na kawałki bądź wypala toksycznym roztworem Bogu ducha winne maleństwa. Jednak on również przetrąca sumienia dorosłych, mami, oślepia, wciska do ręki cyrograf. Ceną za karierę i materialne powodzenie jest nie tylko dusza tego, kto w tę diabelską transakcję dał się uwikłać. Zapłatą jest życie niewinnych. Autor filmu „Niemy krzyk” Bernard Nathanson przed swym nawróceniem osobiście zabił 75 tysięcy dzieci, w tym jedno własne. Abby Johnson przyczyniła się do zgonów 22 tysięcy istnień. Wcześniej jednak zamknęła drogę na ten świat dwojgu własnym dzieciom. Mimo towarzyszących temu strasznych doświadczeń, zaangażowała się w wolontariat, a później regularną pracę dla Planned Parenthood. W odruchu psychicznej samoobrony szybko zaimpregnowała się na prawdę o aborcji. Być może szukała, zapewne nie całkiem świadomie, potwierdzenia czy usprawiedliwienia swojego tragicznego, nieodwracalnego wyboru. Wmawiała sobie i innym, że pomaga kobietom, które znalazły się w trudnej sytuacji: pozostawionym samym sobie, będącym pod presją otoczenia. Abby wbrew najbliższym osobom – rodzicom i przyjacielowi, z którym później związała się na stałe – przez osiem lat była trybem w maszynerii zbrodni.
Teraz nawrócona aborcjonistka opowiada, jak działa ten system. Klientki separowane są od wpływu obrońców życia, modlących się i próbujących wyperswadować nieszczęsnym kobietom coś, czego będą zapewne kiedyś, zbyt późno, żałować. Natomiast psycholog Planned Parenthood uspokaja wątpiące kobiety i ukierunkowuje je na podjęcie „jedynie słusznej” decyzji. Na sali zabiegowej matki nie mogą zobaczyć ekranu USG, na którym widać ich dziecko. Cała działalność PP, wbrew ofercie mówiącej o różnych innych świadczeniach, nastawiona jest na tę jedną, najbardziej dochodową formę zarobku. Firma wyznacza szefom „klinik” targety, motywuje i nagradza. Jeśli nie płaczesz na widok rozczłonkowanych maleństw i nie rozmyślasz zbyt wiele, świetnie nadajesz się do tej pracy!
Film „Nieplanowane” demaskuje mroczne mechanizmy nowoczesnych fabryk śmierci, ale nie tylko. Naświetla metody korporacyjnego łamania ludzkich charakterów, gdy prawdziwą religię zastępuje kariera, a świątyniami stają się siedziby koncernów. Jeśli Bóg nie jest na pierwszym miejscu, nic nie jest na swoim miejscu – w taki sposób można tu odwrócić znaną myśl świętego Augustyna.
„Unplanned”, film bardzo wartościowy, ma też swoje słabsze strony. Widzowie, którzy znają obrazy: „Bóg nie umarł” i „Bóg nie umarł 2” rozpoznają bliźniaczy styl. Biorąc pod uwagę tematykę, wielu pewnie będzie razić banalna, zbyt lekka w formie muzyka towarzysząca niektórym scenom. W tym na wskroś amerykańskim filmie dominuje duch protestancki: zamiast księdza zapraszającego zranioną grzechem kobietę do konfesjonału, widzimy więc świeckiego lidera którejś z niezliczonych charyzmatycznych wspólnot. Twórcy serwują nam też promocję dorocznej pogańskiej hecy pod nazwą Halloween.
Autorzy „Nieplanowanego” czytują chyba polskie media, bo postanowili włączyć się w dyskusję o dopuszczalnych formach antyaborcyjnych kampanii społecznych. Obrońców życia prezentujących na transparentach fotografie ofiar prenatalnej selekcji ukazują jako agresywnych, przepełnionych nienawiścią troglodytów. Od tych ostatnich wyraźnie dystansują się w filmie „słuszni” proliferzy, nastawieni na pojednawcze kontakty z matkami, a nawet z pracownikami „kliniki”. Tylko po co przeciwstawiać jednych drugim? Straszną, odpychającą prawdę o aborcji sprzedawanej przez przemysł śmierci w landrynkowym opakowaniu lepiej chyba ujrzeć zawczasu na ulicznym plakacie niż poniewczasie – na własnym dziecku? Jakby to nie zabrzmiało, jesteśmy na cywilizacyjnej wojnie, w której padają, milionami, prawdziwe ofiary.
Skoro już o Polsce, to według badań społecznych, do uśmiercenia własnego dziecka przyznało się w naszym kraju 5 milionów kobiet. A przecież to nie tylko ich sprawa i ich wina. Są także ojcowie tych nienarodzonych, jest rzesza innych współsprawców: personelu, podżegających, często bliskich matek-dzieciobójczyń. Gdy pomyśli się, jak wielu to ludzi, mniej dziwi społeczna obojętność wobec największej hańby naszych czasów – systemowego ludobójstwa nienarodzonych.
Roman Motoła
„Nieplanowane” (Unplanned), wyk. Ashley Bratcher, Brooks Ryan, Robia Scott, Jared Lotz, Emma Elle Roberts, Robin DeMarco, Robert Thomason. Scenariusz i reżyseria: Chuck Konzelman, Cary Solomon. Dystrybucja: Rafael Film, Mikael.