17 września 2014

Nierówna walka obrońców kresowych stanic

Pierwszymi, którzy inwazję Sowietów przyjęli niemal wprost na swoje piersi, byli żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza. 17 września 1939 roku stanęli oni do nierównej walki z wielokrotnie przewyższającymi ich liczebnie siłami wroga.

 

W okresie dwudziestolecia międzywojennego stosunki między Polską a ZSRS do 1932 roku regulował Traktat Ryski z 18 marca 1921. Trudno jednak mówić o uporządkowanych relacjach, bo ów traktat był – pisząc w wielkim skrócie – efektem przepędzenia Armii Czerwonej przez polskich żołnierzy z terytorium naszego kraju. Fundamentem paktu było więc upokorzenie jednej ze stron tamtej wojny.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dopiero w latach 30. rozpoczął się proces normalizacji stosunków polsko-sowieckich, co zupełnie słusznie może kojarzyć się nam z nie tak dawnym przecież odprężeniem polityki zagranicznej współczesnej Rosji. W lipcu 1932 roku Polska i Związek Sowiecki podpisały układ o nieagresji, prolongowany później w maju 1934 do końca… 1945 roku. Stalinowi do uzyskania statusu „gołębia pokoju” brakowało jeszcze uwiarygodnienia się przed społecznością międzynarodową. Do takowego doszło w Londynie, 3 lipca 1933 roku, gdzie ZSRS podpisał tzw. protokół Litwinowa określający definicję agresora oraz działań stanowiących agresję.

 

Stalin niespecjalnie brał sobie jednak do serca poczynione zobowiązania, o czym – jak wiadomo – boleśnie przekonaliśmy się na własnej skórze.

 

Opuszczeni i zapomniani

 

Moskwa, uporawszy się z czystkami dokonywanymi na przeciwnikach politycznych, postanowiła przejść pod koniec lat 30. do ofensywy dyplomatycznej. Jej efektem było zawarcie niemiecko-rosyjskiego paktu Ribbentrop – Mołotow, sankcjonującego podział terytoriów Europy Wschodniej, w tym Polski.

 

Stalin wypowiedział Polsce wojnę 17 września 1939 roku. Dwa dni wcześniej Armia Czerwona otrzymała rozkaz przystąpienia do ataku, który uargumentowano w ten sposób: „Naród białoruski, ukraiński i polski spływają krwią w wojnie rozpoczętej przez rządzącą klikę obszarniczo-kapitalistyczną Polski i Niemiec. Robotnicy i chłopi Białorusi, Ukrainy i Polski powstali do walki ze swoim odwiecznym wrogiem – obszarnikami i kapitalistami”. Z kolei do ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Moskwie trafiła specjalna nota, informująca o podjętej decyzji. Od początku do końca była ona zakłamana, wszak dla Sowietów właśnie fałsz stanowi najtwardszy oręż służący usprawiedliwieniu popełnionych zbrodni. „Państwo polskie i rząd polski faktycznie przestały istnieć. Tym samym utraciły moc obowiązującą traktaty zawarte miedzy ZSRS a Polską” – napisali agresorzy.

 

W polskiej historiografii rzadko zwraca się uwagę na walki naszych żołnierzy z Armią Czerwoną w kampanii wrześniowej. Ta ostatnia kojarzona jest bowiem wyłącznie z wojną polsko-niemiecką. Aż dziw bierze, że to, co działo się na ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej, nadal pozostaje w cieniu walk toczonych z Wehrmachtem. Nie da się tego usprawiedliwić inaczej, jak poważnym zaniedbaniem edukacji historycznej, choć na pewno niemały wpływ na taki stan rzeczy miała propagowana przez lata PRL oficjalna wersja historii, która – jeśli już w ogóle zajmowała się tym, co działo się po 17 września 1939 roku – snuła wzruszającą opowieść o wyzwalaniu białoruskich, ukraińskich i polskich robotników oraz chłopów z jarzma wojny narzuconego im przez obszarników.

 

Bitwa pod Szackiem

 

Szkoda, że starcia z Sowietami pokrywa dzisiaj kurz zapomnienia, bo polski żołnierz bił się z armią Stalina nie mniej mężnie niż z hitlerowskim Wehrmachtem. Nie wszystkie jednostki zgromadzone w obszarze sowieckiej agresji podporządkowały się rozkazowi marszałka Rydza-Śmigłego, część żołnierzy uznała go bowiem za prowokację. Polskie wojsko i ochotnicy bijąc się z Armią Czerwoną składali daninę krwi w obronie polskich miast – Wilna, Lwowa czy Grodna.

 

Szczególnym bohaterstwem wykazały się jednak jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza, które jako pierwsze przyjmowały uderzenie Armii Czerwonej. Ich dowódca, gen. Wilhelm Orlik-Ruckemann, mimo, że dysponował siłami niewielkimi w stosunku do agresora, wydał swoim podwładnym rozkaz przeciwstawienia się wszelkim próbom przekroczenia granicy przez wojska sowieckie. Jednostki KOP z trudem podejmowały walkę z przeważającymi siłami wroga. Już 19 września na granicy polsko-rosyjskiej pod Oszmianami, po zaciętej walce skapitulował szwadron „Krasne” a pod Dubnem kolejny – „Derdakały”. Sowieci opanowywali stopniowo kolejne garnizony graniczne. Padały więc Baranowice, Ostróg i Krzemieńce.

 

Jednak Orlik-Ruckemann nie myślał o poddaniu się, szczególnie, że dwóm batalionom Korpusu („Kleck” i „Ludwikowo”) udało się nad ranem 20 września odrzucić atak wojsk pancernych i jednostek piechoty nieprzyjaciela spod Ossowa do Dubojów. Dowódca wiedząc, że sytuacja nie jest beznadziejna, ocenił jako realną szansę przebicia się do centralnej Polski. Ściągnąwszy w tym celu podległe sobie jednostki utworzył zgromadzenie liczące około 9 tysięcy żołnierzy. Ruszyli oni forsownym marszem, kierując się na Warszawę. KOP-owcom udało się przerwać pozycje sowieckie i przekroczyć Bug.

 

Nie sposób było jednak uniknąć walki z Sowietami. Doszło do niej ostatecznie w okolicach wsi Szack. Wroga armia uderzyła na żołnierzy Korpusu, wyprzedzając ich atak. Grząski teren nie pomagał czołgom 411. batalionu pancernego i Polacy, dopuściwszy je nieco bliżej, rozbili atak wroga. Głównym celem KOP było jednak uderzenie na Szack, przeprowadzone zresztą skutecznie. Walkę o wieś żołnierze Orlika-Ruckemanna stoczyli krwawo: walcząc bagnetami. Zdobycie Szacka było ważnym momentem strategicznym w działaniach KOP, bowiem przyniosło wyczerpanemu zgrupowaniu chwile wytchnienia – zdobyto tam nie tylko broń, ale także żywność. Niestety, wkrótce Sowieci przeprowadzili kontratak, a próba zastosowania przez Polaków manewru oskrzydlającego nie powiodła się. W konsekwencji, mimo bohaterskiej postawy podwładnych, Orlik-Ruckemann musiał zrezygnować z dalszego marszu w zgrupowaniu, wydając rozkaz rozproszenia oddziałów.

 

Krótka historia Korpusu

 

KOP stanowił niezwykłą formację, powołaną do obrony wschodniej granicy przede wszystkim przed sowieckimi dywersantami. Historia tej formacji była krótka, bo jedynie 15-letnia, ale zasługi KOP dla zachowania spokoju w zapalnych regionach granicznych są nieocenione. Świetnie wyszkoleni żołnierze stanowili szpicę państwa polskiego, gotową jako pierwsza przyjąć na siebie atak wroga. Tak też postąpili po 17 września 1939 roku, kiedy wielu z nich starcie z Sowietami przepłaciło życiem, do końca broniąc granic Rzeczpospolitej.

 

Dziś, 75 lat po sowieckim najeździe, warto wspomnieć mężnych strażników kresowych stanic.

 

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij