Od 13 czerwca 2024 roku na około 60 km granicy z Białorusią w Podlaskiem obowiązuje strefa buforowa z zakazem przebywania w niej osób z zewnątrz. To powoduje poważne kłopoty finansowe firm turystycznych, gdyż wakacyjni goście rezygnują z zarezerwowanych wcześniej kwater i usług. Tymczasem po chwilowej „odwilży” imigranci znów coraz liczniej i agresywniej forsują granicę. Ci, którym uda się przejść, są postrachem dla mieszkańców przygranicznych miejscowości.
Strach wyjść z domu
Wesprzyj nas już teraz!
Mieszkańcy przygranicznych miejscowości boją się o swój majątek oraz swoje bezpieczeństwo. – U nas ludzie boją się na dłużej wyjść z domu, bo było tak nie raz, że po powrocie zastajemy imigrantów na podwórku, jak szabrują. Boimy się o swoje bezpieczeństwo, szczególnie kiedy wiemy z mediów, że na granicy imigranci potrafią być bardzo agresywni. Przecież niedawno zabili tam młodego żołnierza – powiedział nam mieszkaniec jednej z wiosek niedaleko Hajnówki.
O dużym stresie mieszkańców przygranicznej wsi Czerlonka, położonej w gminie Białowieża poinformowała Rada Sołecka. „Codziennie, większość dnia a nawet w nocy, na przystanku autobusowym w naszej miejscowości przesiadują imigranci, którzy przeszli przez granicę. Ludzie boją stanąć na przystanku w oczekiwaniu na autobus. Wieczorami strach wyjść na ulice, bo ci imigranci, młodzi silni mężczyźni, wyglądają groźnie” – pisze sołtys Czerlonki w liście skierowanym do mediów.
Według pozyskanych przez nas informacji, przystanek autobusowy w Czerlonce jest punktem zbiorczym zorganizowanym przez organizacje zrzeszające aktywistów, udzielających pomocy imigrantom w celu uzyskania przez nich legalnego pobytu w Polsce. Na przystanku tym imigrantom dostarczane są dokumenty dotyczące przekazania pełnomocnictwa w ich sprawach dla członków organizacji pomocowych – głównie Podlaskiego Pomocniczego Pogotowia Humanitarnego oraz wnioski o azyl w Polsce. Imigranci wypełniają te dokumenty na przystanku w Czerlonce, a później są przewożeni do ośrodków otwartych.
Katastrofa branży turystycznej
Wprowadzenie strefy buforowej to dla mieszkańców znajdujących się w niej miejscowości kolejny mocny cios. Pierwszym było maksymalne ograniczenie pozyskania drewna opałowego z Puszczy Białowieskiej, co skutkuje sytuacją, że ludzie mieszkający w lesie, nie mają czym ogrzać domów. Teraz przyszła plaga rezygnacji turystów z zarezerwowanych wcześniej kwater. A turystyka jest głównym źródłem dochodu bardzo wielu tutejszych rodzinnych gospodarstw.
– Mam kilkanaście kwater – domków w otulinie puszczy niedaleko granicy z Białorusią. Były zarezerwowane na wakacje, a teraz, po wprowadzeni strefy buforowej wszyscy turyści zrezygnowali z wynajmu. To dla nie wielki cios finansowy – powiedział nam jeden z właścicieli kwater agroturystycznych.
Napięta sytuacja na granicy jest klęską nie tylko dla przedsiębiorców branży turystycznej z rejonu objętego strefą buforową, ale też z terenów położonych nawet kilkadziesiąt kilometrów od granicy.
– Kiedy zwiększyła się liczba ataków imigrantów na granicę i na jej obrońców, szczególnie po tragicznej śmierci żołnierza śmiertelnie ugodzonego nożem przez imigranta, turyści którzy zarezerwowali u nas wcześniej kajaki na spływy po rzekach m.in. Supraśl, Narew, Czarna Hańcza, wycofali się – mówi właściciel jednej z wypożyczalni kajaków ulokowanej niedaleko Supraśla, około 40 kilometrów od granicy z Białorusią i jakieś 80 kilometrów od strefy buforowej. – Turyści, którzy rezygnowali, jako powód podawali „U was jest strefa wojenna, więc jest niebezpiecznie”. Moim zdaniem takie błędne przekonanie, to efekt siania strachu w mediach – tłumaczy przedsiębiorca.
Strefy zatrzymała imigrantów… na chwilę
Tydzień po wprowadzeniu strefy buforowej ogłoszono dumnie sukces, iż w ciągu tego pierwszego tygodnia liczba ataków na granicę zmalała o 30 procent. Ten spadkowy trend jednak się nie utrzymał. Obecnie liczba imigrantów próbujących przejść granicę, znów rośnie. – Po wprowadzeniu strefy buforowej przemytnicy oraz służby białoruskie, które napychają imigrantów na granicę, musieli się przeorganizować. To im zajęło tydzień, a teraz znów machina przemytnicza wraca na dawne tory – mówi funkcjonariusz Straży Granicznej, który chce być anonimowy. W ciągu ostatniego weekendu (21-23 czerwiec) odnotowano 330 prób sforsowania granicy.
Imigrancki teatr
Jak się okazuje imigranci są doskonałymi aktorami. Rolą opanowaną przez nich do perfekcji nosi tytuł „Ja chcieć dostać azyl w Polsce”. Od kilku miesięcy Rosja i Białoruś zmieniła strukturę narodowościową imigrantów, których transportuje na granicę. Obecnie to głównie obywatele państw, w których toczą się konflikty zbrojne, takich jak m.in. Erytrea czy Syria, i z tego powodu Polska nie może ich deportować do ich ojczyzn, gdyż potencjalnie mogli by tam być represjonowani. Imigranci zatrzymani po przekroczeniu granicy są umieszczani w ośrodkach zamkniętych. Tu przeważnie składają wnioski o udzielenie im azylu. Ośrodki te są cały czas przepełnione. Następnie imigranci przenoszeni są do ośrodków otwartych, aby tam oczekiwali na decyzje odpowiednich urzędów w sprawie udzielenia, bądź nie udzielenia, im statusu azylanta.
Najczęściej jednak wcale na to nie czekają, tylko po cichu opuszczają ośrodki otwarte i są przewożeni przez przemytników do Niemiec i innych państw Europy Zachodniej. Jeszcze częściej imigranci, którzy przekroczyli granicę polsko – białoruską „przechwytywani” są w terenie (przeważnie w Puszczy Białowieskiej) przez aktywistów z tzw. grup humanitarnych, którzy dostarczają im wnioski o azyl. Imigranci je wypełniają, przekazują pełnomocnictwa dla aktywistów. Wtedy imigranci od razu trafiają do ośrodków otwartych, aby po chwili odjechać do ziemi obiecanej na Zachodzie.
Najbardziej naiwni (jeżeli przyjąć wersję, że to tylko naiwność) są aktywiści. W swoich wpisach umieszczanych w mediach społecznościowych nie raz przedstawiali sytuacje z poszkodowanymi imigrantami, które miały wzbudzić w czytających współczucie. To powoduje m.in. większą hojność darczyńców. Aktywiści nie sprawdzają, czy jest tak, jak mówią cudzoziemcy. Niestety imigranci często, jak aktorzy, odgrywają scenki rodzajowe. Wszystko po to, aby umieścić ich w ośrodkach dla imigrantów, które traktują oni jak etap w drodze na drodze na Zachód Europy. Tu jest im udzielana pomoc materialna (z budżetu państwa, czyli z naszych kieszeni), z której bardzo chętnie korzystają, po czym, bez pożegnania, jadą dalej.
W ubiegłym roku w Ośrodku Otwartym Fundacji Dialog przebywało około 300 nielegalnych imigrantów. Deklarowali oni chęć pozostania w Polsce. Na ich utrzymanie w ośrodku otwartym Fundacji Dialog Straż Graniczna przekazała 1,5 mln zł. Po niedługim czasie w ośrodku z 300 imigrantów pozostało 3 i „szukaj wiatru w polu”.
Strefa
Strefa buforowa została wprowadzona na 90 dni na podstawie rozporządzenia MSWiA. Na odcinku granicznym o długości ponad 40 km nie wolno przebywać w pasie o szerokości 200 metrów od linii granicy, na odcinku 16 kilometrów pas ten ma aż około 2 km szerokości.
Strefa buforowa na granicy z Białorusią rozciąga się między placówkami Straży Granicznej w Narewce, Białowieży, Dubiczach Cerkiewnych oraz Czeremsze.
Na odcinku około 44 km obszar objęty zakazem wstępu – to 200 m od linii granicy państwowej. Natomiast na odcinku około 16 km – położonym w rejonie rezerwatów przyrody – strefa jest szersza i wynosi około 2 km.
Według statystyk POSG, od początku roku, głównie w rejonie strefy, było w blisko 19 tysięcy prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski. Od początku czerwca było to około 3,2 tysiąca takich prób. W maju odnotowano ich ponad 8 tysięcy, w kwietniu prawie 3,4 tysięcy. Zatrzymywane osoby pochodziły z 35 krajów.
Od początku roku SG zatrzymała również ponad dwieście osób podejrzanych o pomocnictwo i organizację nielegalnego przekraczania granicy z Białorusi do Polski w Podlaskiem.
Adam Białous