We Francji toczył się ważny proces o zakres wolności słowa. Odsłonił różne miary stosowania cenzury. Nad Sekwaną istnieje „prawo do bluźnierstwa”, które pozwala karykaturować Mahometa, ale też obscenicznie obrażać Pana Jezusa. Można bezpardonowo atakować polityków prawicy, zwłaszcza narodowej, ale już żart rysunkowy z czarnoskórej deputowanej, prowadzi na… ławę oskarżonych.
Bohaterami tej historii są pochodząca z Ghany, skrajnie lewicowa deputowana Danielé Obono i prawicowy tygodnik „Valeurs Actuelles”. Obydwie strony spotkały się w sądzie, a ich argumentacja ilustruje przepaść świata normalności i świata progresywizmu, a przy tym znacznie wykracza poza granice dyskusji ideologicznych w samej Francji.
Wesprzyj nas już teraz!
Kim jest Daniela Obono?
Danièle Obono urodziła się 12 lipca 1980 roku w Libreville w Gabonie. We Francji pracowała jako bibliotekarka, uzyskała tytuł magistra historii i robiła doktorat z nauk politycznych w Instytucie Świata Afryki. W 2011 roku uzyskała naturalizację. Już w wieku 20 lat wspierała rolniczego watażkę José Bové i brała udział w demolce McDonalda w Millau. Tam spotkała aktywistów lewicowej organizacji Attac. Wkrótce dołączyła do trockistów. Byłą działaczką SPEB i Rewolucyjnej Ligi Komunistycznej. Ta w 2009 weszła w skład Nowej Partii Antykapitalistycznej. Obono weszła do władz NPA. W 2011 dołączyła do szerszej platformy, którą zakładała Francuska Partia Komunistyczna – Frontu Lewicy. Wspierała prezydencką kampanię wyborczą Jean-Luca Mélenchona w 2012 roku, a później weszła do założonej przez niego lewackiej partii Zbuntowana Francja (LFI). W 2017 roku została wybrana do parlamentu z 17. dzielnicy Paryża. Jednak do dzisiaj mówi o sobie „towarzyszka”.
Przedstawia się też jako alterglobalistka, feministka, antyimperialistka, antyrasistka, a ostatnio ekosocjalistka, antyislamofobka i panafrykanistka. Dodaje też, że jest „bolszo-trocko-marksistką”. W parlamencie walczy m.in. z ustawami ograniczającymi imigrację, podnosi tematy rozrachunków za „epokę niewolnictwa”, wspiera rozszerzanie aborcji, broni propozycji gwarancji zatrudnienia, chce tworzenia eksterytorialnych oaz dla narkomanów, itd., itp.
Co ciekawe, Obono broniła w 2012 roku prawa do „wolności wypowiedzi”, ale chodziło tu o niejakiego Saïdou, wokalistę grupy Zone d’expression populaire (ZEP) oraz socjologa Saïda Bouamamę, którzy zostali zaskarżeni za ubliżanie i ośmieszanie Francji (m.in. o słowa „nique la France”). Pytana o to poparcie 5 lat później mówiła, że wystąpiła w „obronie wolności wypowiedzi twórczej, bo to jedna z podstawowych wolności”, którą atakuje „faszosfera”. Jednak nie dla wszystkich ta „wolność tworzenia”… Na marginesie można dodać, że 11 grudnia 2018 r. Sąd Apelacyjny ostatecznie oddalił skargę stowaryszenia AGRIF na teksty i bluźnierstwa owych panów.
Potępiając rasizm, Obono sama jednak wspierała jego formy skierowane przeciw białym. W listopadzie 2017 r. syndykat SUD 93 organizował szkolenie związkowe w Seine-Saint-Denis. Były to warsztaty feministyczne, ale przeznaczone tylko dla osób z mniejszości etnicznych, bez wstępu dla białych kobiet. Minister edukacji Jean-Michel Blanquer potępiał wówczas organizowanie takich warsztatów oraz używanie określeń „nierasowy” i „rasowy”, co samo w sobie jest przejawem rasizmu. Trzy dni po krytyce ministra, Danièle Obono wzięła w obronę organizatorów szkolenia i uznała, że chodziło o „łatwiejszy przekaz wolności słowa”, co nie jest niebezpieczne, bo zaspokaja „w danym momencie potrzeby pewnych kategorii osób”. Spotkały ją za to nawet głosy krytyczne w szeregach własnej partii.
„Zbrodnia” Valeurs Actulles
„Valeurs” wielokrotnie przedstawiał fikcyjne komiksy historyczne, w których występowali w roli bohaterów współcześni politycy. Na dworze Karola Wielkiego umiejscowiono François Fillona, w okopach I wojny epidemiologa dra Didiera Raoulta, uzbrojonego w swoją chlorochinę, itd. W sierpniu 2020 roku tygodnik zakpił jednak właśnie z radykalnej deputowanej LFI, a zwłaszcza jej walki z rasizmem. Kieruje ona swoje oskarżenia wyłącznie pod adresem cywilizacji zachodniej, więc redaktorzy uznali, że odpowiednią formą będzie tu komiks zatytułowany „Obono Afrykanka”. Dotyczył wymyślonej, ale prawdopodobnej historii. Przedstawiono w nim historię niewolnicy afrykańskiej sprzedanej przez wodzów plemienia arabskim handlarzom niewolników. Na rysunkach niewolnica ma rysy Danielle Obono. Zakuta w kajdany dostaje się na Bliski Wschód, gdzie wykupuje ją razem z innymi niewolnikami francuski misjonarz i przewozi do Francji. Nad estetyką historii można dyskutować, ale deputowana natychmiast uznała, że „przez jej osobę miliony obywateli, które reprezentuje zostały zaatakowane i znieważone”, więc złożyła skargę w prokuraturze.
No i się zaczęło. Do Danièle Obono zatelefonował z wyrazami wsparcia sam prezydent Emmanuel Macron. Politycy lewicy krytykowali „skrajną prawicę”, a nawet Marine Le Pen od żartu się „odcięła”. Zastępca dyrektora „Valeurs” Tugdual Denis osobiście przeprosił deputowaną i zapewniał, że cel publikacji nie był w żadnym wymiarze rasistowski. Redakcja w komunikacie prasowym napisała, że „historia jest fikcją, która przedstawia okropności niewolnictwa organizowanego w Afryce przez samych Afrykanów w XVIII wieku […]. Straszna prawda, której rdzenni mieszkańcy nie chcą
uznać”.
Przed rozprawą
Rozprawa w sądzie i przesłuchania stron obywały się rok później. Proces przykuł uwagę mediów, bo sala sądowa stała się pośrednio agorą dyskusji o zakresie wolności słowa i cenzurze „w imię różnorodności etnicznej”. Prawicowi publicyści przypominali, że Republika zezwala na wszystkie „bluźnierstwa”, ale zarazem promuje rewolucyjny rasizm „antyrasistów”, który niszczy podstawy społeczeństwa.
Jeszcze przed rozprawą, zwolennicy Obono mówili o poniżających ilustracjach, a także o rasistowskim i seksistowskim charakterze komiksu. Antoine Perraud z Mediapart twierdził, że to publikacja „rasistowska, heterofobiczna i negrofobiczna”, która spełnia definicję rasizmu. Sama Danièle Obono potępiała rasizm wywodzący się z „skrajnej prawicy”. Prokurator paryski, który wszczął śledztwo zakwalifikował komiks jako przestępstwo „rasistowską zniewagę”.
Z kolei publicysta Eric Zemmour nazwał to „fałszywym oskarżeniem”. Jego zdaniem chodziło o karykaturę uzasadnioną tym, że we Francji można przecież drwić ze wszystkiego i wszystkich. Dorzucił tezę o „zamerykanizowanemu delirium” poprawności, które stało się globalne. Dla obozu Obono „różnorodność to bogactwo”, a dla jej przeciwników jest to „niszczenie i rozwadnianie tożsamości”. Obrona Francji, jej wartości i obyczajów staje się już „ideologią” skrajnej prawicy.
Pod gmachem sądu i na sali
Te dwa obozy starły się w sądzie i pod sądem, gdzie działacze Zbuntowanej Francji (LFI) organizowali wiece poparcia dla Obono. Przybyli też członkowie redakcji tygodnika, by dodać otuchy kolegom. Na esplanadzie przed gmachem sądu w Paryżu padały uwagi o „białych katosach” (katolikach). W mediach społecznościowych zwolennicy Jean-Luc Mélenchona wzywali do zorganizowania dużego wiecu w celu walki ze „skrajnie prawicowymi ideami”. Przyszło jednak tylko kilkadziesiąt osób (około 30). Była Antifa filmująca smartfonami redakcję „Valeurs” i kilku głośnych aktywistów od „walki z rasizmem” z takich organizacji jak SOS Racisme, Liga Praw Człowieka (LDH), Mrap, Mémoire et Partage, la Maison des potes. Organizacje te występowały na procesie w roli oskarżycieli posiłkowych.
Na widowni zasiedli deputowani LFI i około 10 adwokatów powódki. Na ławie oskarżonych trzy osoby odpowiedzialne za publikację. Na świadków obrony wezwano m.in. byłego szefa „Charlie Hebdo”,a świadka oskarżenia byłego mistrza świata w piłce nożnej. Wysłuchania stron trwały 10 godzin. Redaktor naczelny „Charlie Hebdo” z lat 1992-2004, a następnie redaktor prowadzący i publicysta tego lewicowego i obrazoburczego tygodnika, Philippe Val skrytykował zarzut publicznego zniesławienia. Nic dziwnego, bo jego gazeta takie procesy zna dobrze z praktyki i na ogół je wygrywała. Jako świadek tłumaczył, że przyszedł „bardziej bronić zasady, niż tych, którzy z niej korzystają”. Dodał, że tygodnik wyraża „zdecydowane opinie”, które można by określić jako „reakcyjne”, ale nigdy nie rasistowskie.
Piłkarz Lilian Thuram, mistrz świata z 1998 roku, to z kolei wyznawca antyrasizmu, który przybył zeznawać na korzyść Danièle Obono. Zasiadł w pierwszym rzędzie. Kilka metrów za nim znalazł się niejaki Sylvain Afoua, członek Black African Defense League, który kilka dni po publikacji komiksu „Obono Afrykanka” włamał się do biur redakcji „Valeurs”. Popularny piłkarz i celebryta, który jest ciemnoskóry, potwierdzał istnienie we Francji rasizmu i sam stawiał się w roli jednej z ofiar. Thuram założył stowarzyszenie „Edukacja przeciwko rasizmowi”, a jego zdaniem tekst i rysunki tygodnika „budziły traumę” i były „mową rasistowską”.
Kto wynalazł w Afryce handel niewolnikami?
Autor komiksu Laurent Dandrieu bronił się, że jedynym celem było „wskazanie pewnych sprzeczności” w poglądach politycznych Danièle Obono i sprowadzania przez nią „wszystkiego do koloru skóry”. Mówił o „instrumentalizacji tematu niewolnictwa w celu wywołania w świecie zachodnim poczucia winy” i „umniejszaniu udziału w tym handlu samych Afrykanów”. To tłumaczenie wywołało ataki prawników powoda. Dandrieu tłumaczył, że nie chodziło o „odczłowieczenie lub upokorzenie” deputowanej LFI, ale o przypomnienie, że niewolnictwo nie jest wcale wynalazkiem Zachodu.
Dodał, że fikcyjna postać Danièle Obono w jego komiksie była inspirowana życiem Józefiny Bakhita. W wieku 9 lat została porwana właśnie przez arabskich handlarzy niewolników. Wielokrotnie odsprzedawana, doświadczyła licznych cierpień, m.in. na jej skórze wykonywano nożem tatuaże, a rany zasypywano solą. Gdy miała 15 lat, kupił ją włoski konsul Callisto Legnani, który zabrał ją później ze sobą do Włoch. Tam została zakonnicą i została w 2002 roku kanonizowana przez papieża Jana Pawła II. Prawnicy Obono mocno atakowali autora komiksu. Padały pytania zwierające gotowe tezy, jak np. – „czy zdajesz sobie sprawę, że Twój tekst zawiera nieświadomy rasizm?”
Oskarżenia
Kolejnym świadkiem, powołanym przez oskarżycieli, była 74-letnia pisarka i „antyfaszystka” Anne-Marie Garat. Mówiła jednak więcej o sobie, niż o przedmiocie sprawy, co wprowadziło na salę element… „czarnego humoru” (tak zresztą brzmi tytuł jednej z jej książek). Garat rozdawała obecnym swoje CV, chwaliła się nagrodą Femina uzyskaną w 1992 roku. Szeroko opisywała swoją powieść o „niewolniczej przeszłości Bordeaux” i dodawała z dumą, że została opublikowała w okresie zamieszek po śmierci w USA Afroamerykanina George’a Floyda… Na przedmiot sprawy musiała być naprowadzania przez prawników Danièle Obono. W końcu oznajmiła, że komiks koncentruje się na handlu niewolnikami w samej Afryce, aby „zminimalizować transatlantycki handel niewolnikami”… „Flirtują ze wszystkimi najbardziej wyświechtanymi frazesami myśli rasistowskiej” – grzmiała pisarka na temat redkacji i dopiero ta deklaracja wyraźnie zadowoliła zwolenników Obono.
Deputowana Obono mówiła z kolei o cierpieniach swojej rodziny skonfrontowanej z polityczną fikcją gazety, o zaprzeczeniu człowieczeństwa jej i rodziny, „mojej matki, która nie urodziła niewolnika”. Odrzuciła redakcyjne przeprosiny i mówiła, że „czeka na sprawiedliwość i pragnie ich potępienia”. Jej adwokaci mówili jeszcze o „symbolicznym gwałcie”, a tezy Obono wspierali dodatkowo rozmaici prezesi stowarzyszeń antyrasistowskich.
Prokurator Yves Badorc zażądał na koniec kary po 1500 euro dla autora i osób odpowiedzialnych za publikację. Uznał, że zawiera „inwektywy”. „Rasistowskie obelgi pod przykrywką twórczości są równie niebezpieczne jak frontalny atak” – stwierdził w mowie końcowej. W każdym innym przypadku „twórczość” jednak okazywała się niemal zawsze we francuskim sądzie okolicznością łagodzącą. Obrońcy wnieśli o oddalenie pozwu.
Wyrok zostanie wydany 29 września, ale chodzi tutaj przede wszystkim o wprowadzenie do wymiaru sprawiedliwości dwóch osobnych miar i ocen, a także cenzury, w zależności od koloru politycznego i wyznawanej przez pozwanych ideologii. W świecie „postępu” istnieje pewien schemat ofiary i agresora, manichejski podział na „dobrych” lewicowców i „złych” prawicowców. W świecie marzeń tych „nowych rasistów” osoby „urasowione” są zawsze ofiarami „nieurasowionych” (czyt. białych). Rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana, role są już coraz częściej nawet odwracane, a rzekome ofiary korzystające w czasach BLM z „immunitetu pigmentu”, wprowadzają w każdym aspekcie ocenę ludzi przez pryzmat koloru skóry. Jednak właśnie przez absolutyzację takiego pryzmatu stają się sami rzecznikami odmiany najbardziej prymitywnej formy rasizmu au rebours.
Bogdan Dobosz