23 grudnia 2021

Nieumiarkowane świętowanie [OPINIA]

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Z czym kojarzą Ci się Święta Bożego Narodzenia? Niestety, wielu – nawet praktykujących – katolików odpowie, że przede wszystkim z jedzeniem. Uginający się pod ciężarem posiłków świąteczny stół, wyrafinowana, ale przecież postna wigilia, prezenty, wśród których poczesne miejsce zajmują słodycze, na stałe wpisały się w krajobraz „polskich świąt”. Warto przy tej okazji zastanowić się naszym stosunkiem do jedzenia. Być może zapomnieliśmy, a współcześni kaznodzieje rzadko nam o tym przypominają, iż nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu znajduje się wśród grzechów głównych.

 

Grzech ten potrafi przybierać bardzo podstępne i niedające się łatwo zidentyfikować oblicze. Interesującą i bogatą w treści skłaniające do refleksji, definicję łakomstwa podaje „Wykład Nauki Chrześcijańskiej” św. Roberta Bellarmina. „Łakomstwo jest przywiązaniem nieporządnym do bogactw, a zależy na trzech rzeczach. Najprzód, na pożądaniu cudzego nie przestawając na swoim. Po wtóre, na żądzy mienia więcej niż dosyć, i na sknerstwie w oddawaniu ubogim rzeczy zbywających, do czego obowiązani jesteśmy. Po trzecie, na zbyt wielkim przywiązaniu do własnych rzeczy, chociażby ściśle potrzebnych; co się stąd poznaje, jeśli kto nie jest gotów poświęcić całe mienie swoje dla chwały Bożej, jeśliby tego było potrzeba. Dlatego to Paweł święty powiada iż łakomstwo jest niejako bałwochwalstwem (do Efez. V, 5), bo łakomca przekłada majętność swoją nad Boga, kiedy woli utracić raczej Boga aniżeli rzecz swoją. Grzechy pochodzące z łakomstwa są liczne, jako to: złodziejstwo, oszustwo, ucisk, okrucieństwo względem ubogich”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Atak na czystość

Demon obżarstwa namawiający do nieumiarkowania maskuje swoje działania w bardzo perfidny sposób. Ciągle jednak warto przypominać sobie o „ilościowym” wymiarze tego grzechu. Skutki jego praktykowania są dość łatwo dostrzegalne – otyłość, choroby, złe samopoczucie. Ten wymiar grzechu ma także swoją ukrytą płaszczyznę destrukcyjnego działania na sferę duchową. Nasz apetyt stanowi o naszej umiejętności samokontroli. Jeśli nie potrafimy zapanować nad naszą dietą, to prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie kontrolować innych aspektów naszego życia. Przesyt i obżarstwo bywa „przygotowaniem amunicji” do ataku na czystość. Do takich wniosków doszli zarówno żyjący w IV wieku mnich i mistyk Ewagriusz z Pontu jak i św. Robert. Również XX-wieczny brytyjski pisarz C.S. Lewis ukazywał ten nieoczywisty na pierwszy rzut oka związek. Rzadko w refleksjach nad zachowaniem czystości podejmuje się problem właściwej i umiarkowanej diety, z wielką szkodą dla życia duchowego. Czasem proste przyglądnięcie się swojemu menu, zarówno pod względem ilościowym jak i jakościowym może być odpowiedzią na pytanie – jak to się stało, co za siła pchnęła mnie do takiego czynu?

 

Asceza pychą podszyta

Wobec tego oczywistym wydaje się wniosek, że jednym z najskuteczniejszych i najbardziej znienawidzonych przez szatana środków do walki z obżarstwem jest asceza. Cnotą, którą trzeba praktykować, by nie podążać drogą, którą chce nas prowadzić demon obżarstwa, jest umiarkowanie. Jednak i tu narażeni jesteśmy na zwodzicielskie działanie Złego. Dziś, kiedy powszechny jest kult ciała wyrażający się w stosowaniu różnorakich diet, głodówek itp., ten wymiar obżarstwa jest szczególnie aktualny. Co ciekawe problem ten dostrzegał również Ewagriusz z Pontu, identyfikując go jako demona radykalizmu ascetycznego.

 

Uległy mu mnich chce naśladować radykalnych mistrzów i jednocześnie, aby nie ujawnić własnej słabości, odmawia przyjęcia pomocy innych. Mnich poszczący ponad miarę koncentruje się na swoim pseudodoskonaleniu i zapomina o potrzebach innych ludzi. Cała asceza nie zbliża do Boga, ale od Niego oddala. Prawdziwym jej źródłem jest bowiem pycha, która nie bez przyczyny otwiera katalog grzechów głównych.

 

Wyrafinowanie. Skryte oblicze nieumiarkowania

Aby jeszcze pełniej, choć bez wątpienia daleko od doskonałości, zdemaskować podstępne działanie demona obżarstwa trzeba skierować uwagę na jeszcze inne jego oblicze. W jego zdemaskowaniu pomocne będzie sięgnięcie do dzieła prof. Plinio Corrêa de Oliveira pt. „Rewolucja i kontrrewolucja”.

 

Doktor Plino uważa, że „w XIV w. dała się zauważyć w chrześcijańskiej Europie zmiana mentalności, a w wieku XV stała się ona jeszcze bardziej widoczna. Pragnienie ziemskich przyjemności stało się palącą żądzą. Rozrywki stawały się coraz częstsze i coraz bardziej wystawne, pochłaniając nieustannie umysły. W strojach, manierach, języku, literaturze i sztuce, narastająca tęsknota za życiem wypełnionym rozkoszami wyobraźni i zmysłów przyczyniała się do postępującego manifestowania zmysłowości i miękkości. Krok za krokiem, powaga i surowość poprzednich czasów traciły na wartości. Wszystko zmierzało ku wesołości, powabowi i świętowaniu”.

 

Czy współczesne kobiety i mężczyźni katujący się niezliczonymi dietami, wylewający hektolitry potu na siłowniach nie zachowują się podobnie? Samo dbanie o zdrowie jest jak najbardziej chwalebne i obowiązek taki wynika z V przykazania, ale czy oddawanie czci ciału i dążenie do jego nadnaturalnej doskonałości nie wynika z szatańskiego podszeptu wyrażającego zachwyt nad sobą  -„któż jak ja”, zamiast „któż jak Bóg”? Jest to jednak jedna z wielu dramatycznych konsekwencji rugowania Boga z życia współczesnych ludzi. Pustkę wywołaną odejściem od Stwórcy bardzo szybko wypełniają różnorodne pseudoduchowe poszukiwania prowadzące na manowce cuchnące siarką.

 

Gdyby słowa brazylijskiego myśliciela spróbować zastosować do naszych rozważań o obżarstwie i przenieść je na grunt współczesny, łatwiej dostrzeżemy kolejne niebezpieczeństwo płynące z grzechu nieumiarkowania – wyrafinowanie. Osoba domagająca się od konsumowanych posiłków, by stanowiły dla jej podniebienia rozkosz i powtarzalną przyjemność wcale nie musi ulegać „ilościowemu” wymiarowi obżarstwa. Wręcz przeciwnie, niewielkie ilości posiłku znamionują jego elitarność i dostarczają per se zmysłowej przyjemności. Z czasem okazuje się, iż to, co smakowało i dostarczało radości, już nie wystarcza. Nie zaspokaja pragnień. Poszukiwaniu tego „właściwego” smaku, który prawdopodobnie istnieje tylko w głowie osoby szukającej, jest skazane na porażkę, gdyż jest on produktem wyobrażeń i wspomnień. Daje jednak doskonałą okazję do zaburzenia np. relacji między małżonkami , czy wzbudzenia gniewu płynącego z niezaspokojonego pragnienia „doskonałego smaku”.

 

Parający się gotowaniem może dość łatwo ulec pysze wypływającej z niepowtarzalności swego talentu przekładającego się na zadowolonych gości i poczuciu wyższości nad tymi, którym „słoń nadepnął na język”.

 

Bylejakość w natarciu

Odbiciem wyrafinowania w krzywym zwierciadle jest odwracająca naszą uwagę od doskonałości Stwórcy, straszna choroba XX wieku,– bylejakość. Dotyka ona także w sfery konsumpcji. Wystarczy uważnie przyjrzeć się temu w jaki sposób i gdzie spożywane są posiłki. Refleksja nad ich jakością także nie skłoni do optymizmu. Zanika tradycja wspólnych posiłków, w domach rozpanoszyły się ławy i inne wyroby „stołopodobne” nieskłaniające do celebracji posiłków. Plastikowe widelce i noże, talerze, ceraty, a na nich brzydkie, niedbałe i niesmaczne posiłki. Byle szybciej zapełnić żołądek.

 

Nasze kubki smakowe zatrute jedzeniem maszynowym i „fastfoodowym” coraz trudniej rozróżniają smaki. Prostota zamieniła się w prostactwo, a ono odbiera nam godność stworzenia Bożego. Powstaje rozkoszny wręcz teren dla diabelskiego działania. Rodzina, która się nie spotyka i nie rozmawia, nie może długo opierać się szatańskiemu atakowi. Zbyt często ludzie zapominają, że to co jedzą oraz to w jaki sposób to robią, ma wpływ na ich życie duchowe. Bylejakość bardzo szybko zdobywa kolejne przyczółki i tryumfalnie wbija swój sztandar na zajętych terenach, przenikając ze sfery konsumpcji do sfery życia duchowego.

 

Święta, święta i…

Kolorowe magazyny, szczególnie w okresie przedświątecznym koncentrują naszą uwagę właśnie na kulinarno-estetycznym aspekcie celebrowania tych wyjątkowych dni. Pomija się lub zbywa kilkoma słowami właściwą treść świąt. Konsumpcjonizm, będący współczesną odsłoną grzechu nieumiarkowania, znajduje w poprzedzających Święta dniach wielu aktywnych „wyznawców”. Nawet osoby nieskłonne do zakupowych szaleństw ulegają szałowi zakupów. Dla zakupoholików nadchodzi okres szczególnego wzmożenia swej zaburzonej aktywności mobilizowanej przez usprawiedliwiające „przecież są święta”. Koszyki pełne zakupów, pełne parkingi w galeriach handlowych to najbardziej widoczne objawy tej choroby. Ileż z tych rzeczy naprawdę potrzebujemy, a w przypadku ilu zakup wynika tylko z ulegania podszeptom demona nieumiarkowania?

 

 

Paweł Tarnowski, Michał W. Bieleński

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij