Międzynarodowa organizacja Open Doors niedawno opublikowała szeroko cytowany raport 2014 World Watch List zawierający listę 50 krajów, w których prześladowania chrześcijan są najdotkliwsze. Wystarczy jeden rzut oka, by przekonać się, że doskonała większość państw znajdujących się w tym zestawieniu różni się pod wszelkimi względami – pochodzą bowiem z różnych kontynentów, są odmienne etnicznie i kulturowo, prezentują wszystkie opcje polityczne, są zaawansowane ekonomicznie lub też, wprost przeciwnie, należą do krajów rozwijających się – ale jedno je łączy – islam.
Tym wspólnym mianownikiem jest fakt, że współcześnie chrześcijanie na całym świecie są prześladowani głównie przez muzułmanów. Tak, muzułmanów, bo pamiętać należy, że choć w zestawieniu widnieją nazwy krajów, nie zaś pojedyncze nazwiska, za każdy akt przemocy wobec wyznawców Chrystusa są odpowiedzialni konkretni ludzie. Są to muzułmanie z krajów, które teoretycznie uczestniczą w „wojnie z terrorem”, jak Arabia Saudyjska, oraz takich, które wymieniano w składzie „osi zła”, jak Iran. Muzułmanie z krajów opływających bogactwa jak Katar, ale także muzułmanie z państw, które finansowo są całkowicie uzależnione od pomocy międzynarodowej, jak Somalia, czy Jemen. Znajdziemy tam muzułmanów mieszkających w republikach islamskich, jak Afganistan, obok muzułmanów pochodzących z tzw. oaz islamu „umiarkowanego”, którymi w opiniach analityków są Malezja, czy Indonezja. Słowem – jeśli muzułmanie, niezależnie od tego gdzie żyją, w jakim języku mówią i od stopnia ich zamożności są źródłem prześladowań, to przyczyn takiego zachowania należy szukać w wyznawanej przez nich wierze. W rzeczy samej, mapę prześladowań chrześcijaństwa przygotowaną przez Open Doors, można z łatwością pomylić z mapą świata islamskiego, tak są one podobne. Różnice stanowią kraje takie jak Chiny (pozycja 37, „umiarkowane prześladowania”) i kilka bezbożnych tyranii w rodzaju Kolumbii, czy Korei Północnej.
Wesprzyj nas już teraz!
Ten wspólny mianownik, jest tak naprawdę jeszcze bardziej wyraźny, niż to może się wydawać na pierwszy rzut oka. Pobieżna bowiem analiza raportu ujawni, że z całej pięćdziesiątki jedynie 37 krajów to kraje muzułmańskie, a zatem, jak powiedziała przedstawicielka organizacji, Emily Fuentes, daje to 74 procent i sugeruje, że w pozostałej 13 krajów chrześcijanie są prześladowani na innym tle. Czy jednak na pewno? Podczas gdy o pozostałej trzynastce zdecydowanie nie można powiedzieć, że są krajami muzułmańskimi, o tyle należy zauważyć, że w części z tych państw muzułmanie rzeczywiście mieszkają, często stanowiąc znaczący procent populacji. W ten właśnie sposób, o ile Kenia, czy Etiopia, które można znaleźć w zestawieniu, nie należą do świata islamu, ci którzy są odpowiedzialni za prześladowania chrześcijan w tych krajach, zdecydowanie się z nim utożsamiają.
Innymi słowy, tymi, którzy prześladują chrześcijan w 41 z 50 krajów znajdujących się w raporcie Open Doors są muzułmanie. To oznacza, że w skali globalnej wyznawcy proroka Mahometa odpowiedzialni są za 82 procent wszystkich aktów wymierzonych w chrześcijan. Czasami dzieje się to w krajach, w których ci ostatni stanowią zresztą zdecydowaną większość – wystarczy spojrzeć na przykład Republiki Środkowoafrykańskiej. O ile państwo to nie figuruje w zeszłorocznym raporcie Open Doors, o tyle po przejęciu w tym tam władzy przez islamistów w 2013 roku, wskoczyło ono od razu na wysoką, 16 pozycję znajdując się w grupie krajów, w których zachodzą „poważne prześladowania”. Przypomnijmy, że to właśnie w Republice Środkowoafrykańskiej muzułmanie zamordowali ponad tysiąc chrześcijan w ciągu 48 godzin!
Spójrzmy teraz uważniej na pierwszą dziesiątkę krajów, w których zgodnie z 2014 World Watch List chrześcijan na porządku dziennym spotykają „dotkliwe prześladowania”. Dziewięć z nich – tak jest, 90 procent – to państwa muzułmańskie. To nie są tricki statystyczne, gdyż liczby te przekładają się na rzeczywistość. Dla przykładu w zestawieniu dziesięciu najbardziej wstrząsających przejawów prześladowania chrześcijan na świecie w roku 2013 opublikowanej przez Morning Star News, dziewięć z dziesięciu wydarzeń – czyli znów 90 procent – odbyło się przy czynnym udziale ludzi wyznających islam. Nawet zatem jeśli na pierwszym miejscu raportu Open Doors znajduje się Korea Północna, kraj komunistyczny, nie zaś muzułmański, dlaczego ceowo umniejsza się i pomija wkład muzułmanów w te prześladowania? Jest przecież tajemnicą poliszynela to, że tam, gdzie panuje islam, chrześcijanie cierpią.
Wrogość wobec chrześcijan zapisana w Koranie
W tym miejscu należy starannie wyjaśnić kilka rzeczy, które ostatnio rozmywa się pomimo tego, że stanowią samo jądro omawianych spraw. Podczas gdy chrześcijanie rzeczywiście są prześladowani w Korei Północnej i w żadnym razie nie należy umniejszać terroru, jakiemu są poddawani, prześladowania te zaliczyć należy do rodzaju przejściowych aberracji. Przewrót polityczny w tym kraju zapewne położyłby natychmiastowy kres prześladowaniom na tle wyznaniowym – dokładnie w taki sam sposób, w jaki upadek Związku Sowieckiego oznaczał koniec wojny z religią. W świecie muzułmańskim sytuacja przedstawia się zgoła inaczej. Co więcej, nie ma takiego scenariusza, który oznaczałby koniec cierpień chrześcijan w domenie islamu. Wprost przeciwnie, w świecie muzułmańskim zachodzi dokładnie odwrotna zależność – upadek świeckiego dyktatora – Saddama Husajna w Iraku, Hosniego Mubaraka w Egipcie, Muammara Kaddafiego w Libii, czy też ostatnia próba pozbycia się Assada w Syrii – oznaczają zazwyczaj dojście do władzy ‘prawdziwych muzułmanów’ i automatyczny wzrost prześladowań chrześcijan. Tak właśnie stało się w każdym z wymienionych krajów, zaś w całym świecie muzułmańskim nasilenie represji wobec chrześcijan w porównaniu do lat poprzednich wzrosło aż czterokrotnie. Powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, że prześladowania chrześcijan w krajach, które nie są muzułmańskie często mają swoje korzenie w ideologiach świeckich (głównie komunizmie) wyznawanych przez tymczasowe reżimy. Ucisk ze strony muzułmanów nie ma zaś w sobie nic tymczasowego, nic co miałoby ustać wraz z upadkiem danego systemu politycznego czy zmianą przywódcy. Stanowi nieodłączną część pakietu religijnego, który Mahomet pozostawił w spadku swoim wyznawcom – stąd właśnie to niemal transcendentna i powszechna praktyka. Wrogość wobec innych religii jest zakorzeniona w Koranie, wyraźnie widoczna poprzez wieki i występuje wszędzie tam, gdzie znaleźć można jego wyznawców bez względu na to, na terenie jakiego państwa mieszkają.
A jednak to niezwykle przecież ważne rozróżnienie zdaje się umykać, bądź też, w imię politycznej poprawności, jest przemilczane. I tak, prezes stowarzyszenia Open Doors USA, dr David Curry, powiedział w wywiadzie dla mediów, że „nie wszystkie okoliczności są jednakowe; przykładowo w Korei Północnej mamy do czynienia ze stalinowskim reżimem, który od 12 lat czyni ten kraj prawdziwym piekłem dla każdego, kto chce siebie nazwać chrześcijaninem”. Owszem, w Korei Północnej prześladowań winne są władze, ale już w Iraku odpowiedzialność spada na „grupy skrajnych ekstremistów”, które nie ustają w atakach na chrześcijan podczas gdy politycy i urzędnicy państwowi wydają się zupełnie bezradni i niezdolni zapobiec prześladowaniom. Nie sposób odmówić racji dr. Curry’emu, wypada jednak zauważyć, że skrzętnie omija on fakt, że ateistyczne dyktatury są zjawiskiem relatywnie nowym w dziejach ludzkości. Sam komunizm ma zaledwie sto lat i z biegiem czasu jego panowanie (w rozmaitych wariantach tej ideologii) osłabło znacznie, wręcz do tego stopnia, że na świecie, który niegdyś podzielony był dwubiegunowo, dziś zaledwie kilka krajów uważa siebie za komunistyczne i ściśle przestrzega jego programowych założeń, z ateizmem na czele. Z drugiej strony osoby, które nazywa się potocznie „grupami skrajnych ekstremistów”, „islamistami”, „terrorystami”, „fundamentalistami”, „mudżahedinami”, „radykałami” lub w co bardziej dyplomatycznych środkach masowego przekazu – „rozjuszonym tłumem”, bądź „rozżalonymi grupami społecznymi” atakują i zabijają chrześcijan od pierwszych dni islamu. Jest to fakt doskonale udokumentowany, a jednak wstydliwie chowany po kątach historii.
Reżimy przemijają, islam pozostanie
Czas nie jest jednak sprzymierzeńcem chrześcijan żyjących pośród wyznawców Mahometa. Wprost przeciwnie – od VII w., od momentu narodzin islamu, muzułmanie najeżdżali i podbijali ziemie chrześcijan tak że ponad połowa ziem, które niegdyś stanowiły samo jądro Kościoła, włączając w to Afrykę Północną oraz Lewant, znajduje się obecnie w samym centrum tego, co nazywamy „światem islamu”. Prześladowania chrześcijan w 41 różnych krajach świata są kontynuacją tego, co niemal 14 wieków temu rozpoczął prorok Mahomet obwołując się posłańcem Boga. Mechanizmy i sposoby prześladowań, które obserwujemy dzisiaj, jak o tym już pisałam, często są identyczną kalką wydarzeń, które znamy z historii. Lata mijają, ale nienawiść do niewiernych nie ustaje.
Na koniec wypada zauważyć, że Korea Północna, jedyny niemuzułmański kraj figurujący w czołowej dziesiątce krajów najdotkliwiej prześladujących chrześcijan, znajduje się w rękach niezrównoważonego psychicznie megalomaniaka. Pozostałe dziewięć muzułmańskich krajów nie jest wcale zarządzanych przez przywódców o rozrośniętych ego, którzy domagaliby się od obywateli własnego kultu. Znajdziemy tam państwa będące demokracjami parlamentarnymi (Irak), republikami (Malediwy, Pakistan, Somalia, Syria, Jemen), islamskimi republikami (Afganistan, Iran) oraz monarchiami (Arabia Saudyjska). Wspólnym czynnikiem jest religia, nie polityka. Kiedy psychotyczny Kim Dżong-Un odejdzie już do lamusa historii, islam wciąż w nich będzie. I jeżeli nie przydarzy się mu jakaś cudowna „reformacja” radykalnie odmieniająca podstawowe filary tej religii, wciąż będzie traktował chrześcijan (i innych niewiernych), jak to czynił przez całe wieki.
Wydaje się jednak, że stanięcie wobec tej jakże niewygodnej prawdy przerasta większość analityków. Pozostaje ona zatem niedopowiedziana, stanowiąc tajemnicę poliszynela, podczas gdy to właśnie skonfrontowanie się z tym faktem stanowi pierwszy, niezbędny krok na drodze zaradzenia cierpieniom jakich codziennie doznają chrześcijanie na całym świecie. Tymczasem jednak, chociaż istnieją organizacje i osoby skłonne przyznać, że chrześcijanie są prześladowani w krajach muzułmańskich, zastanowienie się nad tym dlaczego się tak dzieje, dlaczego 82 procent światowych prześladowań chrześcijan popełnianych jest przez wyznawców Mahometa, niezależnie od kontekstu ekonomiczno-politycznego, przerasta intelektualne możliwości Zachodu. I nic dziwnego – taka analiza wymagałaby przecież odrzucenia pewnych założeń światopoglądowych, jak relatywizm, czy multikulturalizm oraz poprawność polityczna, a na to Zachód nie jest gotowy i jeszcze długo nie będzie.
Monika Gabriela Bartoszewicz