Tomasz Antoni Żak napisał pięknie i pięknie wydał niezwykłą książkę. Nosi ona tytuł Dom za żelazną kurtyną. Listy do Pani S. Nadawca tych listów jest pisarzem (poetą, prozaikiem, scenarzystą), artystą teatru, publicystą, organizatorem kultury, twórcą i dyrektorem zespołu teatralnego Teatr Nie Teraz. Adresatka, Pani S., jak rozszyfrował autor, to Pani Stanisława Wiatr-Partyka. Jest ona poetką, nauczycielką, publicystką, działaczką stowarzyszeń kresowych; ma życiorysie m.in. doświadczenie sześciu lat zesłania do Kazachstanu po wypędzeniu z Nieświeża. Oboje swe korzenie rodzinne lokują na Kresach. Oboje znaleźli przystań w małopolskim Tarnowie.
Gdy Pan T. pisze do Pani S. o polskich Kresach, to oboje wiedzą bardzo dobrze, o czym mówią, są na tej samej częstotliwości wspomnień, wrażliwości. Pan T., zachęcony do tego przez Panią S., w swej książce niejako odkrywa Kresy, uczy się Kresów, rozmyśla nad Kresami, a Pani S. niejako weryfikuje jego odkrycia, znaleziska, przemyślenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Kresy w tej książce, to – uściślijmy – Kresy północno-wschodnie. Na dużej części tego obszaru jeszcze nie tak dawno była po prostu Polska. Teraz jest tam Białoruś. I chociaż książka w swych topograficznych opisach koncentruje się na ziemiach białoruskich, to pośrednio odnosi się do wszystkich ziem wschodu dawnej Rzeczypospolitej, do losu Polaków na tych ziemiach. Byli tam bestialsko mordowani, jak zwłaszcza na Wołyniu, a także na Litwie. Byli z tych ziem wypędzani, poddani stalinowskiej polityce wynarodowienia, sami ze względów bezpieczeństwa, praktyki życia, a czasem bezmyślności, zaniedbywali latami, aż do dzisiaj, swoją polskość, „wynaradawiali się na własne życzenie”, jak to określa Pan T. Na Białorusi jest obecnie, nas, Polaków, niespełna 200 tysięcy, według danych oficjalnych. Ilu ich jest naprawdę, trudno ustalić. Na pewno więcej, a znacznie więcej, jeśli by liczyć nieformalnie zgłaszane „przynależności”, ale to, co mówią serca i… metryki. Pan T. z bólem i troską, rozglądając się wzrokiem trzeźwym i surowym, zobaczył w czasie swej wyprawy „umieranie polskiej obecności na Kresach”: „Zarośnięte groby, prorozbijane nagrobki, wyłamane na złom żelazne krzyże i ogrodzenia grobów, dawne kaplice cmentarne oddane schizmatykom lub zamienione na szopy ze sprzętem grabaży, albo opuszczone i służące za miejsce pijackich libacji”. Z tymi ludźmi, z tą ziemią, zetknął się Pan T. niedawno. Rozmawiał z ludźmi. Badał ziemię. Wsłuchiwał się w echa przeszłości. Uświadomił sobie, że „tamten świat nie tyle odszedł, co go zamordowano. Nie tyle fizycznie, co duchowo.”
Tomasz Żak napisał książkę ważną, pasjonującą, informującą, poruszającą serce, pięknie wydaną. Zaczyna, jakby tylko próbował klawiatury: „Trzeba mi było tej wyprawy na Białoruś, aby cząstki rozbitego zwierciadła Kresów połączyły się ze sobą i pozwoliły zobaczyć to, co najważniejsze” – to, co najważniejsze, tam, i to, co najważniejsze w sobie: miłość do Kresów. Pisze o niej: „Polska […] tam, na Kresach, ma smak początku, smak pierwszej miłości”. A o miłości do Kresów pulsującej tam: „…nasi kresowianie… […] …wciąż nie traktuje się ich jako części polskiej substancji narodowej, która wymaga szacunku, pomocy i… zadośćuczynienia. Tymczasem oni wciąż kochają Polskę”. Tomasz Żak uświadamia sobie i nam, że Polska jest tam, gdzie jest miłość do Polski. Nie decydują o tym granice i alfabet, nie politycy i biurokraci. Decydują o tym serca.
Dom za żelazną kurtyną to książka niezwykła. I bardzo bogata. Jest tam świetna literatura, pisana mową ścisłą a obrazową: „Las nie jest tam lasem, a raczej korzeniami , które rosną do nieba”. Jest tam relacja z Kuropat, miejsca kaźni, męczeństwa i ludobójstwa, na pozór reporterska, a w istocie rozdzierająca serce, chwytająca za krtań. Jest tam masę wiadomości. Autor widzi i opisuje szeroki obraz, a zarazem często daje sugestywne zbliżenia szczegółów, detali, jak na przykład, gdy zamieszcza fotografie studni w Budsławiu, Mickiewiczach, Nieświeżu. W ogóle, swoimi własnymi, celnie dobranymi fotografiami dopowiada i rozwija swą narrację. Jest w tej książce misternie zakodowana dawka wiedzy historycznej, zapewne mało znanej, jak na przykład o rodzie Radziwiłłów, spośród którego Tomasz Żak wydobywa rotmistrza Stanisława Wilhelma, adiutanta Piłsudskiego, który zginął w bitwie z bolszewikami pod Malinem na Ukrainie i porucznika Armii Krajowej Konstantego Mikołaja, zabitego przez Niemców w akcji w Arciechowie pod Warszawą. Są w tej książce malarskie i etnograficzne zarazem opisy okolic, miast, cmentarzy, miejsc – Jezioro Świteź, miasto Nieśwież, wieś Budsław, ruina dworu w Mickiewiczach wplątana „w krzaki i zarośla, w ocean pokrzyw”. Te ruiny, resztki czegoś, co było żywe, piękne i tętniące życiem, „już są martwe. Bardziej martwe niż groby na kresowych cmentarzach. Nie ma metafory – jest tylko smród najlepszego z ustrojów, krwawa pieczęć imperium zła i nienawiści”.
Pan T., pisząc do Pani S. okazuje się zarówno historykiem sztuki jak teologiem, co odkrywamy czytając jego wykład na temat świętości i symboliki krzyża oraz ołtarza w kościele w Budsławiu, który naukowo opisał i zanalizował. Oprowadził nas po świątyniach w Klecku, Nowogródku, Budsławiu, Nieświeżu, które też sfotografował. A każdy katolicki kościół na tych ziemiach, to kotwica mocno wdarta w polskie tych ziem dno. Pan T. jest pisarzem-batalistą. Przejmujące i plastyczne są jego sprawozdania z polskich walk o miasto Kobryń w wojnach z bolszewikami i z Niemcami oraz relacje o bohaterstwie żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza we wrześniu 1939 r.
Pan T. jest portrecistą. Z czułością maluje rysy i los Leonardy Rewkowskiej i wielu innych Kresowian. Przypominając stygmatyczkę, siostrę Wandę Boniszewską i Jana Tabortowskiego, majora WP, kawalera Virtuti Militari, Żołnierza Wyklętego, pisze: „Losy tych dwojga praktycznie definiują triadę: ‘Bóg – Honor – Ojczyzna’. Mam stuprocentową pewność, że bez Boga, bez miłości Ojczyzny, nie byliby w stanie wytrzymać tych prób jakie los im zgotował. Wiemy, jak trudno jest żyć bez własnego kąta, bez gniazda, z którego się w świat wyfrunęło. Jak trudno – po prostu – żyć z dala od rodzinnego domu. I Wanda, i Janek tego właśnie doświadczyli”. Pan T. jest obiektywnym świadkiem historii, używa słownictwa, które zakodowane jest w świadomości Polaków, ale jeszcze ciągle z trudem toruje sobie drogę do podręczników, do mediów. Wojska sowieckie wkraczające do Polski, to po prostu „okupacyjna Armia Czerwona”. Wybory 1947 r., to w jego książce po prostu „sfałszowane wybory”.
Tomasz Żak jest wreszcie historykiem i historiozofem. Jest jednym z niewielu, którzy wracają myślą i piórem do „kainowego grzechu” II Rzeczypospolitej, grzechu Traktatu Ryskiego, popełnionego w 1921 r. przez Piłsudskiego i jego ekipę. Przed tą straszną datą w naszej świadomości Polaków Polska, to była Polska sprzed rozbiorów, od morza do morza, „Rzeczpospolita Obojga Narodów”, wielonarodowa, wielojęzykowa, także wielowyznaniowa, choć o decydującym katolickim rdzeniu „przedmurza chrześcijaństwa”. Historycy wiedzą o uwarunkowaniach tego traktatu, z naczelnym – dążenia do zakończenia wojny z bolszewikami, zapewnienia pokoju na granicy wschodniej. Ale przed Traktatem Ryskim Polska była i w pamięci, i w marzeniu, wielka, a po nim skurczyła się, stała się sztucznie skrojonym „bękartem Wersalu”, a jej przeraźliwie rozciągnięte granice (z samymi Sowietami – 1 412 kilometrów) zapraszały wręcz do agresji i ze wschodu, i z zachodu, i nawet z południa, co też się stało w 1939 r. Pod rządami Piłsudskiego, do jego śmierci w 1935 r., a i potem, pod rządami jego pogrobowców, Traktat Ryski był tematem tabu. Uderzające, że pozostał nim do dziś. Tomasz Żak przełamuje to tabu. Jest świadomy wymiaru tragedii Polaków z ziem oddanych bolszewikom w 1921 r. i tych zabranych przez bolszewików w 1945 r. Sam pisze o tych sprawach niedużo (a oczekiwałoby się więcej), posługując się celnym cytatem: „Jest jakaś nić – straszna i czerwona – która łączy traktat ryski z naszą dzisiejszą tragedią. Biegnie ta nić od mogił pomordowanych ułanów pod Rochaczewem i Niemirowem… Gubi się na lat dwadzieścia, by zabłysnąć nad Katyniem. Później – nad Wilnem, gdy sprzymierzeńcy likwidowali Armię Krajową. I wreszcie zatrzymuje się ta nić czerwona wśród wystygłych rumowisk Warszawy. Na jak długo?” I dalej: „Jak dobrze i boleśnie wiemy, nikt nie obronił braci zza Słuczy czy Dźwiny. Dokładnie tak samo, jak nikt dzisiaj poważnie nie traktuje Polaków zza Bugu i Niemna”.
To co pisze Tomasz Antoni Żak – a także przywołani przez niego w cytatach inni świadkowie historii – o polskości polskich Kresów, to akordy wielkiego finale jego książki. A jej gniewna, dramatyczna coda brzmi długo jeszcze po zakończeniu lektury: „Polskość bez Kresów już polskością nie jest”. I jeszcze: „Jeśli tutaj nie wrócimy i to poprzez ludzi, to także w naszej III RP będziemy się kurczyć. Będzie nas ubywać, będzie ubywać Polski”.
Dom za żelazną kurtyną. Listy do Pani S. to ważna, piękna i mądra książka. Gorąco ją polecam.
Kazimierz Braun
—————————-
Tomasz Antoni Żak, Dom za żelazną kurtyną. Listy do Pani S. Nakładem Agencji Fotograficzno-Wydawniczej Olszewski, Tarnów 2013.
{galeria}