„Podczas obławy, na naszych terenach, których ona nie objęła, zorganizowano grupę wywiadowczą. Jej zadaniem było przenikanie na tereny zajęte obławą i pozyskiwanie tam informacji o jej przebiegu. Mnie również przydzielono do tego zadania. Przechodziłem więc za Biebrzę i zbierałem informacje z terenu północno – zachodniej części gminy Lipsk. Udało mi się dowiedzieć m.in. że w położonych tam wsiach m.in. Krasne, Wyżarne czy Gruszki, dokonano licznych aresztowań. W przypadkach, kiedy w domu nie zastano osoby, którą chciano aresztować, brano z jego rodziny zakładnika. Aresztowanych przetrzymywano najpierw we wsi Krasne później w Jastrzębnej. Brano też ludzi prosto z pola czy z drogi. Aresztowanych wywoływano na przesłuchania po nazwisku. Jedni wracali do miejsca przetrzymywania, innych wywożono ciężarówkami. Kilka osób, z którymi wówczas rozmawiałem twierdziło, że w stronę Grodna. Ci, których wywieźli, żywi już do domu nie wrócili” – wspomina sierżant AK Mirosław Trzasko w rozmowie z Adamem Białousem.
Co należało do Pana obowiązków w AK?
Wesprzyj nas już teraz!
Jako nastolatek, byłem łącznikiem funkcjonującego w Lipsku (dawne woj. białostockie), oddziału AK. Organizatorem oddziałów AK na ziemi lipskiej był wówczas ppor. Bolesław Sztukowski ps. „Tygrys”. Ja pomagałem w pracy konspiracyjnej jaką prowadził mój ojciec – plutonowy Bronisław Trzasko. Nasz oddział był najpierw dowodzony przez ppor. Franciszka Żelazowskiego ps. „Sęp”. Kiedy ten w lipcu 1943 roku został zabity przez Gestapo, nasz oddział połączono z oddziałem Antoniego Dąbrowskiego ps. „Zając”. Głównymi zadaniami, jakie należały do mnie i w zasadniczej części do mojego ojca, było zapewnienie łączności między oddziałami działającymi na terenie ziemi Augustowskiej i Grodzieńszczyzny. Moi rodzice mieli wówczas gospodarstwo rolne, położone na pograniczu gminy Nowy Dwór i Lipsk nad Biebrzą (dawne województwo białostockie). Było to dogodne położenia do prowadzenia łączności.
Czy do działalności w AK zaangażował Pana ojciec?
Tak. On wiedział co to jest żołnierska służba Polsce. Mój ojciec, Bronisław Trzasko, już w roku 1918 zaciągnął się na ochotnika do wojska młodego państwa, które właśnie odzyskało niepodległość, aby bić się o granice Polski. Podczas XX-lecia międzywojennego mój ojciec był podoficerem rezerwy. We wrześniu 1939 roku został zmobilizowany i walczył w kampanii wrześniowej. Podczas okupacji ojciec nawiązał kontakt z ppor. Bolesławem Sztukowskim ps. „Tygrys”. Jego zadaniem było organizowanie oddziałów AK na naszym terenie. Powstawały one sprawnie, bo wiele osób chciało być w AK.
Do organizacji wstępowali nie tylko mężczyźni, ale i kobiety, które często wykonywały swoje zadania nawet sprawniej niż panowie. Dziewczyny obsługiwały skrzynki kontaktowe, przenosiły z narażeniem życia broń, rozkazy oraz zbierały informacje. Podczas okupacji niemieckiej działalność AK na naszym terenie była trudna, ale kiedy latem 1944 roku przyszli Sowieci było jeszcze gorzej. Oni mieli tu zainstalowanych, jeszcze podczas pierwszej sowieckiej okupacji (17 wrzesień 1939 – czerwiec 1941), swoich konfidentów, którzy masowo wydawali żołnierzy AK. Ci byli albo mordowani, albo wywożeni na Sybir.
Funkcjonariusze NKWD i Smiersz wszędzie węszyli. Doszło nawet do tego, że inspektor AK mjr Franciszek Szabunia ps. „Zemsta” zarządził, aby oddziały dobrze się ukryły i tymczasem nie przeprowadzały żadnych akcji, bo to groziło zupełnym rozbiciem AK.
Jak dokładnie wyglądała sytuacja AK w roku 1944 po wkroczeniu Sowietów na ziemię lipską?
Nasze ziemie były wówczas pod okupacją sowiecką, a nieco dalej, powiat augustowski był jeszcze pod okupacją niemiecką. Front na kilka miesięcy stanął. Sowieci wyłapywali, za pomocą konfidentów, żołnierzy AK. Organizowali też łapanki mężczyzn, aby wcielać ich do tzw. armii Berlinga. W październiku 1944 NKWD aresztowało dużą grupę żołnierzy AK. Prawie wszystkich, łącznie z kobietami, wywieźli do gułagów na Sybir. Prześladowania były tak silne, że jesienią 1944 roku łączność z dowództwem AK w Białymstoku została zerwana.
Niedługo potem w styczniu 1945 AK została rozwiązana. W okręgu białostockim doszło do specyficznej sytuacji, bo wczesną wiosną 1945 roku, z rozkazu pułkownika Władysława Liniarskiego, szefa AK okręgu białostockiego, zaczęto odtwarzać odziały AK pod nazwą Armia Krajowa Obywateli. Te oddziały, m.in. najbardziej znany ówczesny odział, operujący na terenie Puszczy Augustowskiej, dowodzony przez ppor. Władysława Stefanowskiego ps. „Grom”, przestały istnieć wskutek słynnej obławy augustowskiej w lipcu 1945 roku.
Jakie zadania wykonywały oddziały AKO funkcjonujące na terenie powiatu Augustowskiego ?
Na obszarze obwodu Augustów działało co najmniej sześć kompanii AKO, czyli musiało to być około 600 osób, gotowych do walki zbrojnej. W marcu 1945 roku z komendy głównej Okręgu AK Białystok, dotarła do dowódców tych oddziałów m.in. lista z personaliami 18 agentów NKWD i UB i rozkaz, aby ich zlikwidować. Te wyroki, w kwietniu i maju, wykonywali żołnierze z Kedywu. Wówczas też, z dużymi sukcesami, trwało rozbrajanie posterunków MO i niszczenie zebranej tam przeciwko członkom AK dokumentacji. Na wiosnę 1945 roku oddziały AKO były na tych ziemiach naprawdę mocne i skuteczne w walce. Nie mogło to ujść uwadze władz sowieckich. Te sukcesy podziemia niepodległościowego i jego siła na terenach Augustowszczyzny, Sejneńszczyzny i Suwalszczyzny, widać poważnie zaniepokoiły Sowietów i dlatego postanowili oni rozprawić się z AK – chodzi tu o Obławę Augustowską. Poprzez pacyfikację podziemia niepodległościowego chcieli również zapewnić bezpieczeństwo konwojów i transportów mienia, jakie masowo wywozili przez nasze tereny z Mazur i Warmii na Wschód.
Kiedy zauważyliście, że wojska radzieckie szykują jakąś dużą akcję ?
To był koniec czerwca i początek lipca 1945 roku. Wówczas Sowieci na obrzeżach Puszczy Augustowskiej, od strony Lipska, Sztabina i Krasnegoboru, zaczęli gromadzić bardzo duże ilości wojska. Było ich wszędzie pełno, jak szarańczy. Wiem, że zanim rozpoczęła się obława był rozkaz z białostockiego dowództwa AK, aby wszystkie oddziały z terenu jaki miała ona objąć, wycofały się na sąsiednie tereny. W tym czasie do naszego domu, dotarł m.in. szef Inspektoratu AK Augustów – Suwałki major Franciszek Szabunia ps. „Zemsta”, który ewakuował się przed obławą. Był on przebrany za chłopa. Ojciec kazał mi go zawieźć furą do Różanegostoku. Za nim, było to około tygodnia przed rozpoczęciem obławy, na nasz teren tj. powiatu Sokółka, z powiatu Augustowskiego zaczęli licznie przybywać żołnierze AK. Zostali oni zakwaterowani u zaufanych gospodarzy. To ich uratowało, bo tu obława nie dotarła. Chociaż nie wszyscy ocaleli.
W Nowej Kamiennej zakwaterowali się dowódcy zgrupowania AKO sierż. Wacław Sobolewski „Sęk” i Jan Goś „Drucik”. Oni zostali tam rozpoznani przez konfidenta NKWD, który ich wydał. Mieliśmy informację, że rozstrzelano ich w Osowych Grądach. To niedawno potwierdziły badania IPN. Odnaleziono tam szczątki sierż. Wacława Sobolewskiego ps. „Sęk”. Do dziś tajemnicą jest dlaczego największe oddziały sierż. Władysława Stefanowskiego „Groma” i sierż. Józefa Sulżyckiego „Brzozy” nie przeszły przed obławą na bezpieczne tereny. W wyniku tego oddział „Groma” został zdziesiątkowany w bitwie nad jeziorem Brożane. Niewielu ich przeżyło tę masakrę. Być może nie dotarł do nich rozkaz ewakuacji, a może dotarł zbyt późno. Natomiast o szczęściu mógł mówić oddział AKO dowodzony przez ppor. Mieczysława Miedzińskiego. To był oddział z Grodzieńszczyzny, który chciał przejść na teren powiatu Augustów. Gdy byli już blisko celu ludzie ostrzegli ich, że tam trwa obława, więc zawrócili i ulokowali się w rejonie Druskiennik. Tam ten oddział dotrwał aż do roku 1948.
Jakie informacje na temat przebiegu obławy augustowskiej, docierały do was?
Podczas obławy, na naszych terenach, których ona nie objęła, zorganizowano grupę wywiadowczą. Jej zadaniem było przenikanie na tereny zajęte obławą i pozyskiwanie tam informacji o jej przebiegu. Mnie również przydzielono do tego zadania. Przechodziłem więc za Biebrzę i zbierałem informacje z terenu północno – zachodniej części gminy Lipsk. Udało mi się dowiedzieć m.in. że w położonych tam wsiach m.in. Krasne, Wyżarne czy Gruszki, dokonano licznych aresztowań. W przypadkach, kiedy w domu nie zastano osoby, którą chciano aresztować, brano z jego rodziny zakładnika. Aresztowanych przetrzymywano najpierw we wsi Krasne później w Jastrzębnej. Brano też ludzi prosto z pola czy z drogi. Aresztowanych wywoływano na przesłuchania po nazwisku. Jedni wracali do miejsca przetrzymywania, innych wywożono ciężarówkami. Kilka osób, z którymi wówczas rozmawiałem twierdziło, że w stronę Grodna. Ci, których wywieźli, żywi już do domu nie wrócili.
Jaka historia, związana z AK zapadła Panu w pamięć najbardziej?
Historia, która mną najmocniej wstrząsnęła, to tragiczny los pani Mieczkowskiej ze wsi Gruszki. Jej czterej synowie z AK zostali podczas sowieckiej okupacji aresztowani, a później zamordowani. Ta matka z rozpaczy straciła rozum. Do końca życia nie przyjęła do wiadomości, że jej synowie nie żyją i wciąż nosiła im do lasu chleb.
Czy był Pan po wojnie represjonowany przez UB?
Po wojnie dalej działałem w konspiracji. 28 kwietnia 1953 roku zostałem aresztowany przez UB. Kilka lat przesiedziałem w komunistycznych więzieniach. Nie chcę o tym długo mówić, bo te wspomnienia są dla mnie nadal zbyt bolesne.
Dziękuję za rozmowę.
Adam Białous