Polityka prorodzinna w Polsce nie jest skoordynowana a każdy minister realizuje wąsko rozumiane zadania. Nie określamy nawet celów jakie chcemy osiągnąć. Chociaż wydajemy na stymulowanie urodzeń 2 proc. PKB to efektów nie widać – wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli.
Sytuacja demograficzna w Polsce jest fatalna. Od dekad współczynnik dzietności jest niższy niż 2,1. Taki wynik zapewnia porównywalną do obecnej liczbę ludności w przyszłym pokoleniu. Tymczasem w Rzeczpospolitej jedna kobieta rodzi średnio 1,26 dziecka. Jeśli nic się nie zmieni to w roku 2060 w kraju może żyć zaledwie 32 miliony Polaków. Dzisiaj, nie uwzględniając znacznej części emigrantów, jest to prawie 39 milionów.
Wesprzyj nas już teraz!
Walczyć z tymi niepokojącymi trendami powinna skuteczna polityka prourodzeniowa. Niestety ta w naszym kraju wyraźne szwankuje. Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli naszym władzom brak pomysłu na ratowanie polskiej demografii. Działania takie jak becikowe, ulgi podatkowe czy dłuższy urlop macierzyński są dobrym kierunkiem, jednak mają charakter doraźny i nie poprawiają sytuacji.
Stan naszej demografii został precyzyjnie opisany w dokumencie pt. „Założenia polityki ludnościowej Polski 2013”. Zaproponowano w nim szereg działań mających ratować nasz kraj przed tykającą bombą. Jednak dokument do teraz nie został przeanalizowany przez Radę Ministrów.
Ponadto działania podejmowane przez rząd są rozproszone. – Poszczególne ministerstwa we własnym zakresie wprowadzają rozwiązania prorodzinne, ale żaden z ministrów nie jest odpowiedzialny za ich skoordynowanie i potraktowanie jako całości – czytamy na stronie Izby. Dzieje się tak ponieważ aktywności na rzecz rodziny nie zostały uporządkowane pod względem instytucjonalnym.
Także fundusze przeznaczane na politykę prorodzinną są wydawane nie najlepiej. A kwota jest wysoka i wynosi około 2 proc. polskiego PKB. Tyle samo wydajemy na naszą obronność. Skutków jednak nie widać. Jednak zdaniem Eurostatu nasze inwestycje w liczebność przyszłego pokolenia wynoszą zaledwie 1,3 proc. To nieco więcej niż Czechy, które mają jednak wyższy od naszego współczynnik dzietności. Z kolei Węgry wydają na stymulację rozrodczości prawie 3 proc. PKW a dzieci rodzi się tam mniej niż w Polsce. Wydaje się więc, że głównym problemem nie są kwoty ale sposób ich wydawania.
Z badań przeprowadzonych przez TNS Polska na zlecenie NIK wynika, że Polacy oczekują innej pomocy niż jest im obecnie oferowana. Obecnie wspiera się rodziny wielodzietne, zapominając o osobach mających mniejszą liczbę potomków. Ponadto nie rozwiązuje się kluczowych problemów, jakim jest chociażby niestabilność zatrudnienia ludzi młodych czy niezadowalające płace.
Najwyższa Izba Kontroli sugeruje, że polskie prawo powinno zwrócić się w kierunku rodzin. Polityka prourodzeniowa musi być traktowana jako inwestycja w przyszłość. – Zmiana ta powinna polegać na przejściu od myślenia sektorowego, w ramach którego poszczególni ministrowie, każdy w swoim obszarze, realizują odrębne programy, do myślenia projektowego, w ramach którego ministrowie nadal są odpowiedzialni za realizacje określonych rozwiązań, lecz jeden z ministrów, posiadający uprawnienia ponad ministerialne, zarządza realizacją całości polityki państwa. Mógłby to być Minister Pracy i Polityki Społecznej, który posiadałby uprawnienia pełnomocnika Rządu, pozwalające na międzyresortowe koordynowanie oraz monitorowanie działań na rzecz kształtowania i realizacji polityki rodzinnej państwa oraz ocenę jej skuteczności – zaleca NIK.
Źródło: nik.gov.pl
MWł