„Plemię żmijowe w Watykanie”. Tak były biskup diecezji Tyler w USA, Joseph Strickland, skomentował najnowszą decyzję personalną papieża Franciszka. Chodzi o obsadzenie archidiecezji Waszyngtońskiej osobą kardynała Roberta McElroy’a, dotąd biskupa prowincjonalnego San Diego w metropolii Los Angeles. McElroy jest oskarżany o przynależność do amerykańskiej „kliki” McCarricka, a w teologii i duszpasterstwie otwarcie promuje agendę czysto rewolucyjną.
Decydując się na to, by u progu prezydentury Donalda Trumpa obsadzić Waszyngton właśnie McElroyem papież pokazał, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by powstrzymać zgodną z prawem naturalnym reformę amerykańskiego życia publicznego. Nowy arcybiskup stolicy USA jest człowiekiem, który dąży do gruntownej przebudowy katolicyzmu w duchu zgniłego liberalizmu. Nie ma wątpliwości, że papież Franciszek właśnie dlatego powierzył mu tak ważny urząd w Kościele w Stanach Zjednoczonych.
Robert McElroy w 1979 roku ukończył seminarium św. Patryka w Kalifornii. Okres, w którym przygotowywał się do kapłaństwa, był w historii kształcenia seminaryjnego w Stanach Zjednoczonych jednym z najczarniejszych. To właśnie o tej epoce pisał w porażającej książce „Żegnajcie, dobrzy ludzie” (ang. „Goodbye, Good Men”) z 2002 roku Michael S. Rose, odmalowując panoramę głębokiej liberalnej i homoseksualnej infiltracji amerykańskich seminariów. Nie wiem, jaki stosunek miał i ma McElroy do gejowskich klik, które ukonstytuowały się w Kościele w Stanach Zjednoczonych. Swoją głęboką predylekcję do liberalizmu duchowny objawił jednak już bardzo szybko. Kształcąc się pod okiem jezuitów McElroy uzyskał w 1985 roku licencjat z teologii na podstawie pracy „Wolność wiary: John Courtney Murray i Kwestia Konstytucyjna, 1942-1954”. Rok później otrzymał doktorat z teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim za pracę o tym samym autorze, tym razem pod tytułem: „John Courtney Murray i Kryzys Sekularyzmu: Podstawy Amerykańskiej Katolickiej Teologii Publicznej”. Później uzyskał jeszcze jeden doktorat, z politologii, pochylając się nad moralnością w amerykańskiej polityce zagranicznej.
Wesprzyj nas już teraz!
Kim był John Courtney Murray? To zmarły w 1967 roku amerykański jezuita, który odegrał prymarną rolę w przyjęciu przez II Sobór Watykański deklaracji „Dignitatis humanae” o wolności religijnej – tej deklaracji, która do dzisiaj jest najbardziej spornym punktem całego nauczania soborowego. Murray promował teologię zbliżoną do potępionego przez Leona XIII amerykanizmu, czyli de facto amerykańskiej wersji herezji modernistycznej. Jezuita skupiał się przede wszystkim na kwestii tzw. wolności religijnej. Był zdecydowanym apologetą liberalnej amerykańskiej konstytucji, zdeterminowanym do przeniesienia zawartych w niej błędnych tez do katolickiego nauczania, co – niestety – z sukcesem przeprowadził właśnie poprzez „Dignitatis humanae”. Murray nie działał sam. Miał silne wsparcie Centralnej Agencji Wywiadowczej USA, czyli po prostu CIA.
Działając w porozumieniu z jej agentami oraz ich ekspozyturą w opiniotwórczym magazynie „Time” skutecznie rozpropagował amerykańskie błędy liberalne wśród Ojców Soborowych. Działalność Murraya w związku z CIA została drobiazgowo i skrupulatnie opisana przez amerykańskiego pisarza Davida Wemhoffa w monumentalnej, dwutomowej pracy „John Courtney Murray, Time/Life, and the American Proposition: How the CIA’s Doctrinal Warfare Program Changed the Catholic Church” (pol. „John Courtney Murray, Time/Life i Amerykańska Propozycja: Jak program doktrynalnej wojny CIA zmienił Kościół katolicki”). Takiej to właśnie postaci Robert McElroy poświęcił swój licencjat i doktorat – bynajmniej nie w duchu krytycznym.
McElroy został biskupem pomocniczym San Francisco w 2010 roku. Według abp. Carlo Marii Viganò stało się tak za sprawą wsparcia ze strony kard. Theodore’a McCarricka; nie ma powodów, by nie wierzyć w te twierdzenia, jako że abp Viganò jest w tych sprawach bardzo dobrze poinformowany z racji pełnienia funkcji nuncjusza apostolskiego w Waszyngtonie w latach 2011 – 2016. Jest faktem, że McElroy długo nie chciał zajmować stanowiska w sprawie oskarżeń formułowanych pod adrese McCarricka – i to mimo faktu, że w 2016 roku otrzymał list od psychoterapeuty Richarda Sipe’a, który zwracał uwagę na deprawację seksualną zarówno samego McCarricka jak i wielu innych duchownych. Papież Franciszek – jak wiadomo, w pierwszej części pontyfikatu związany z McCarrickiem – zdecydował w 2015 roku o nominacji dla McElroya na biskupa San Diego. W 2022 roku wyniósł go do godności kardynalskiej.
McElroy szybko się odwdzięczył. 24 stycznia 2023 roku nowy kardynał opublikował programowy artykuł na łamach jezuickiego amerykańskiego magazynu „America”. Zdecydowanie wsparł tam Franciszkową liberalną rewolucję. Poparł następujące postulaty lewicowego środowiska Bergogliańskiego:
– udzielanie Komunii świętej rozwodnikom w powtórnych związkach, nawet jeżeli nie żyją w czystości;
– wyświęcanie kobiet na diakonisy;
– normalizację aktywności homoseksualnej i udzielanie Komunii świętej aktywnym seksualnie gejom i lesbijkom.
W punkcie pierwszym bliskość wobec doktryny Franciszka jest oczywista: papież Bergoglio wprowadził taką „możliwość” w adhortacji apostolskiej „Amoris laetitia” z 2016 roku.
W punkcie drugim biskup Rzymu nie dokonał jeszcze żadnych zmian, ale „uwolnił” dyskusję o wyświęcaniu kobiet, wprowadzając temat nie tylko do Procesu Synodalnego, ale nawet na obrady własnej elitarnej Rady Kardynałów.
Punkt trzeci może być najbardziej szokujący. Aktywność homoseksualna jest według nauczania Kościoła katolickiego grzechem wołającym o pomstę do nieba. Jak to możliwe, by ktokolwiek proponował udzielać Komunię świętą ludziom, którzy ten grzech notorycznie popełniają – i nie mają bynajmniej najmniejszego nawet zamiaru przestać?
Otóż papież Franciszek 18 grudnia 2023 roku dał zielone światło publikacji deklaracji doktrynalnej „Fiducia supplicans”. Deklaracja wprowadziła błogosławieństwa dla par homoseksualnych. Nie ma w deklaracji żadnego wymogu życia w czystości. Duszpasterze z linii Bergogliańskiej mają od tego dnia błogosławić pary, które popełniają w sposób notoryczny i jawny grzech sodomski. Publikacja tego dokumentu była jawnym opowiedzeniem się przez Franciszka za postulatem, który w styczniu tego samego roku postawił na łamach magazynu „America” McElroy. Obaj zresztą – amerykański kardynał i papież Franciszek – mają do seksualności ten sam dziwny stosunek. Franciszek wielokrotnie przekonywał, jakoby grzechy cielesne były w istocie same w sobie dosyć lekkie. 9 grudnia 2021 roku powiedział nawet, że „grzechy ciała nie są najpoważniejsze”. Sam promował w swoim otoczeniu homoseksualistów – na przykład ks. Battistę Riccę, znanego homoseksualistę, któremu dał dobrą pracę w Watykanie; albo bp. Gustavo Zanchettę, skazanego za molestowanie seksualne seminarzystów w diecezji Oran w Argentynie. Sam McElroy na łamach „America” pisał, że w jego ocenie uznawanie wszystkich aktów seksualnych poza małżeństwem za grzechy ciężkie jest błędem i należałoby tę ocenę zmienić. Franciszek nigdy tak tego nie ujął, ale jego słowa i działania wskazują wyraźnie, że jest dokładnie tego samego zdania. Zresztą, jakby na potwierdzenie poparcia dla tej idei, dał najważniejszą stolicę biskupią w USA właśnie McElroyowi.
To nie koniec problemów z McElroyem. Duchowny jest też zagorzałym przeciwnikiem odmawiania udzielania Ciała Pańskiego tym politykom w USA, którzy promują politykę legalnego mordowania dzieci poczętych. Jak wiadomo w Stanach Zjednoczonych dyskusja na ten temat jest bardzo intensywna. Dla milionów katolików i chrześcijan w ogóle pozostaje niewyobrażalnym skandalem, że Komunię świętą przyjmują tacy ludzie jak Joseph Biden czy Nancy Pelosi, którzy poprzez swoje decyzje administracyjne w sposób oczywisty i jednoznaczny przyczynili się do dramatycznego zwiększenia liczby zabijania ludzi. McElroy uważa, że odmawianie im jedności eucharystycznej z Kościołem i samym Chrystusem byłoby jednak niewłaściwym traktowaniem Eucharystii jako „broni” politycznej.
Wreszcie McElroy jest też zdecydowanym orędownikiem utrzymywania granic Stanów Zjednoczonych w stanie otwartości, co prowadzi do znanych i oczywistych patologii.
Nie ma cienia wątpliwości: papież Franciszek umieścił McElroya w Waszyngtonie po to, by zwalczać konserwatywną reformę, którą będzie przeprowadzać – daj Boże – prezydent Donald Trump. Jorge Mario Bergoglio próbuje za pomocą kliki liberalnych kardynałów i biskupów ustawić Kościół katolicki w Ameryce przeciwko tej reformie, wspierając w ten sposób zgniły i głęboko zepsuty system lewicowy. Nie sądzę, by katolicy w otoczeniu Donalda Trumpa dali się na to nabrać. Zbyt dobrze wiedzą, jak wielkim błędem jest polityka, która przez ostatnie lata niszczyła życie publiczne w Ameryce.
Mamy w gruncie rzeczy do czynienia z wyjątkowo bolesną sytuacją. Największym przeciwnikiem polityki opartej na zdrowym rozsądku, prawie naturalnym i Bożym ładzie okazuje się być dzisiaj – sam papież…
Paweł Chmielewski