Skandynawski kraj uważany jest na świecie za lidera elektromobilności. Jak się jednak okazuje, sami Norwegowie nie mają w tej kwestii wiele do powiedzenia.
W styczniu 2025 roku w Norwegii zarejestrowano 9 343 nowych samochodów osobowych. Aż 95.8 proc. z nich stanowiły samochody z napędem bateryjnym. Norweski rząd obrał sobie za cel, by w 2025 roku wprowadzać na drogi wyłącznie samochody zasilane prądem.
Wspomnienie w tym kontekście planów rządu w Oslo jest nieprzypadkowe. Jak się bowiem okazuje, Norwegowie nie decydują się na elektromobilną rewolucję całkowicie dobrowolnie. Można nawet powiedzieć, że zostają do niej zmuszeni.
Wesprzyj nas już teraz!
Z jednej strony pojawiają się liczne zachęty: zwolnienie z podatku VAT samochodów elektrycznych w cenie do 500 tys. koron (ok. 178 tys. zł), niższe opłaty drogowe, dostęp do buspasów czy bezpłatne parkingi. Ale dużo większe znaczenie ma fakt, że rząd wydał samochodom spalinowym otwartą wojnę.
„Od 2012 roku opłata importowa wliczana w cenę auta spalinowego wzrosła dwukrotnie. Co więcej znacznie wzrosła cena paliwa, a to oznacza wyższe koszty eksploatacji. Ponadto rząd gwarantuje wysokość ceny prądu (która w Norwegii jest płynna) dla gospodarstw domowych. W efekcie koszt 1 kWh wynosi ok. 30 groszy, czyli wielokrotnie mniej niż w Polsce” – zwraca uwagę Interia.
Regulacje powodują, że wielu producentów decyduje się na wycofanie ze swojej oferty samochodów spalinowych. Nawet jeżeli obiektywnie są dużo tańsze od swoich elektrycznych odpowiedników, z uwagi na obciążenia podatkowe, w ostateczności okazują się droższe. „To sprawia, że często oferowanie samochodów spalinowych jest bezcelowe, bo i tak nikt by ich nie kupował” – konkluduje Interia.
Źródło: interia.pl
PR