24 września 2021

Norwid: Czy do Polski wrócę?
PREMIERA widowiska „Powrót Norwida!” w PCh24 TV

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Och! Ach! Niech się dzieje, bo to przecież 200 lat. Jakżesz my lubimy okrągłe rocznice. Dopiero co, my – państwo polskie, obeszliśmy – i to wielkim łukiem – stulecie naszej Niepodległości, więc i z Norwidem sobie damy radę. Czy aby na pewno? Państwo (rządzący) pewnie tak myślą, kiedy patrzeć na to, co z tym robią, ale czy Państwo też tak sądzicie?

Zobacz niezwykłe widowisko Teatru Nie Teraz – Powrót Norwida! – Tylko na PCh24 TV!

POWRÓT NORWIDA! Wyjątkowe WIDOWISKO Teatru Nie Teraz

Wesprzyj nas już teraz!

Jeszcze miesiąc temu, a może i dwa, zamierzałem napisać pełen goryczy tekst o tym, jak marnowana jest wyjątkowa okazja na dotarcie Cypriana Norwida „pod strzechy” (czy w szkole uczą dzisiaj, co to strzecha?). Bo kiedy patrzę na to, jak to się robi, co się dzieje, to jakbym wracał do kabaretowych konkluzji z lat 80-tych XX wieku. Czy ktoś jeszcze pamięta Andrzeja Janeczkę i jego zespół „Trzeci Oddech Kaczuchy”? A ich piosenkę „Wódz”?

Ojczyzna ojczyźnie ojczyzną ojczyznę
Reklama i patos patriotyzm i biznes
Krawaty i kwiaty niech nastrój nie pryska
Chleba i igrzysk
Igrzyska igrzyska

List intencyjny wicepremiera, nowe muzeum, konferencje naukowe, koncerty, akcje, konserwacje, wystawy, przedstawienia – tak to mniej więcej opisuje Polska Agencja Prasowa, a któryś z beneficjentów okolicznościowej dotacji puentuje, że „200-lecie urodzin Norwida obchodzimy z przytupem”. To całkiem być może, ale zostawmy to, bo głowa boli od tego tupania.

Spróbujmy opowiedzieć inną historię – taką, która urodziła się daleko stąd, gdzieś za Wielką Wodą i stamtąd, nie bez kłopotów, dotarła do Polski. Dokładniej będzie napisać: do Polski wróciła, dokładnie tak jak Norwid, który również wracał, ale najpierw „musiał rzucić się za ten Ocean, nie aby szukał Ameryki – ale ażeby nie był tam”, w Europie, której „znieść już nie mógł”. Bo, jak wyznał: „Dla zabawki nie szuka się grobu na półokręgu przeciwległym globu”. Piszę, że opowieść wróciła, bo bez Polski, bez tego „tęskno mi Panie”, ona by w ogóle nie powstała, a jej emigracja była przecież wymuszoną, jak i emigracja twórcy tej opowieści, Kazimierza Brauna.

Zobacz niezwykłe widowisko Teatru Nie Teraz – Powrót Norwida! – Tylko na PCh24 TV!

POWRÓT NORWIDA! Wyjątkowe WIDOWISKO Teatru Nie Teraz

Najpierw powstał monodram, próba opowiedzenia tą formą teatralną o ostatnich miesiącach, tygodniach, dniach życia wygnańca, nierozumianego, niechcianego artysty. Od początku autor traktował swe dzieło, jako artystyczny sposób na przywrócenie pamięci o „czwartym wieszczu”. Chciał niejako antycypować jego konieczny i kolejny powrót do Ojczyzny. Stąd i tytuł: „Powrót Norwida”. A później były kontakty z instytucjami teatralnymi w Polsce; listy, telefony i osobiste rozmowy – „raz.. dwa… i więcej razy”… W efekcie nestor i mistrz narodowej sceny musiał z goryczą skonstatować to, co niegdyś autor „Promethidiona”: „Wszystkie odrzucone rękopisma; nikt mnie ponoć w ojczyźnie nie rozumie i doszło do tego, że mi znajomości-formy i znajomości-języka zaprzeczono”. Przyglądałem się temu najpierw z oddali, a potem z bardzo bliska. Nie powiem, żebym nie rozumiał tego odrzucenia. To w zasadzie jest oczywiste, że funkcjonariusze frontu antykultury, jej współcześni czekiści (a tacy właśnie wmaszerowali w nasze instytucje), że oni już tam nie wpuszczą piękna i prawdy. Tak więc rozumiem, ale pojąć nie mogę.

Był początek lata roku 2016. Pamiętam, siedzieliśmy z Kazimierzem Braunem przy stoliku jakieś kawiarni w Busku-Zdroju i rozmawialiśmy oczywiście o Norwidzie, o jego nieziszczającym się powrocie. I wtedy Kazimierz jakoś tak rozłożył ręce (jak ptak – pomyślałem) – w prawej trzymał kilkanaście kart swego monodramu – i powiedział: „Przecież ty to możesz zrobić w swoim Teatrze Nie Teraz”. Tak się zaczęła jedna z najważniejszych przygód w moim teatralnym życiorysie.

Bo to jest tak, że „robienia sztuki” nie da się nauczyć w żadnej szkole, z żadnej książki, a już na pewno nie z internetu. Potrzebny jest Mistrz. Miałem ich w swoim życiu – dziękować Bogu – kilku, a teraz stanąłem obok najważniejszego z nich, bo najbardziej kompetentnego (jeżeli to dobre słowo) na te czasy. Takiego, który był w stanie udowodnić mi samym sobą (do spółki z Norwidem), że „tylko zupełne poświęcenie się narodowej sprawie podołać może takiej pracy, jaka nas czeka i okolicznościom tak splątanym, jakimi nas teraz omotuje polityka europejska”.

Wyzwanie było potrójne: słowa Cypriana Norwida, tekst z tego utkany, ułożony przez Kazimierza Brauna i jeszcze życzenie tegoż, byśmy to finalnie razem reżyserowali. W ten sposób niejako dołączyłem do dwóch „wykluczonych”, uświadamiając sobie przy okazji, że to przecież nie może być przypadek, iż alternatywność i swoista banicja mojego teatru, mają się teraz „zrymować” z tymi dwoma gigantami sztuki. A jeżeli nie przypadek, to oczywiste zadanie do wykonania, którego sednem jest to, jak „zespołecznić to, co rozbite, ześrodkować to, co rozproszone, pozlepiać to, co potłuczone na skorupy”. No i jeszcze, jak uświadomić ludziom (widzom), że „naród polski jest wielki, jako patriotyzm, ale jako społeczeństwo jest żaden”. Bo… – jedna myśl goniła kolejną – …bo jakież to i społeczeństwo, gdzie „zawiść, kłótliwość, sprzedajność, korupcja, kłamstwo, prywata; podlizywanie się obcym i lekceważenie swoich”. Zanim Kazimierz opuścił ręce już wiedziałem, co trzeba zrobić.

Niezwykłym w tej pracy było zaufanie, którym zostałem obdarzony przez Kazimierza Brauna, szczerze oraz konsekwentnie, a już za niewiele dni „na odległość”, bo z Ameryki. Tymczasem ja dokonałem więcej niż istotnych zmian w pierwotnym scenariuszu monodramu. Przede wszystkim moja adaptacja wprowadziła na scenę dwoje kolejnych aktorów – postaci, które stały się adwersarzami głównego bohatera, ale również, wraz z rozwojem akcji, jego sojusznikami. Ale najważniejszą zmianą było to, że Norwid nie umiera. Że kiedy już wraca do nas, to dzieje się to tu i teraz, choćby wczoraj albo juto i obok nas, na sąsiedniej ulicy, może za rogiem. I pyta nas wszystkich: „czyż nie zasłużyłem sobie, choć na to, aby społeczeństwo polskie nie było mi obce? I nie było mi nieprzyjazne?

Zderzenie miłości Ojczyzny z tym, co się zwie „polityczną poprawnością” wtoczyło na naszą sceną wózek inwalidzki. Nie dlatego, że nasz bohater jest kaleką czy schorowanym człowiekiem, ale dlatego, że inność dzisiaj definiuje się jako jednostkę chorobową. Kiedy mówiącego prawdę nie przekonają argumenty, że jest „mówcą niewczesnym”, i że „godności zgromadzenia ubliża”, to wówczas zamyka się go w jakimś „specjalnym hospicjum” pod czujną opieką pielęgniarzy i kamer. Ale to okazuje się być niewystarczające, ponieważ poddawany reedukacji „pacjent” zachowa w swym jestestwie dwie rzeczy: „pierwsza jest religia, a druga jest sztuka”. Te atrybuty człowieczeństwa powodują, że Norwid siłą swej wyobraźni nie tylko pokona mury i kraty, ale zmieni tych, którzy mieli być jego strażnikami. W przenośni i dosłownie zdejmie im maski. A od tańczących na szalonym balu (może trochę takim, jak ten z „Lotu nad kukułczym gniazdem”) dowiemy się, że „inteligencja polska i inteligencja w Polsce została poniżona i zupełnie wyłączona z miejsc i czasów gdzie wagi najwyższej decyzje o losie narodu zapadają”. Kiedy maski opadną, to mamy szansę zrozumieć „kim są ci, co się inteligentami być mniemają? Kilka setek dobrze płatnych lokai i garstka ludzi szlachetnych bez butów. Reszta zaś tylko się za inteligentów podaje – ale są to wszystko albo oszuści albo uzurpatorzy”.

Patrzenie jak pracuje reżyser Kazimierz Braun było czymś wspaniałym, twórczym. Był delikatny w kontakcie z aktorami, a jednocześnie twardy, konsekwentny w realizacji założeń. Czas mijał szybko, zbyt szybko. A potem przyszła praca bez niego, kiedy trzeba było skompletować nowy skład aktorski i dokonać istotnych korekt inscenizacyjnych. To było już zdecydowanie na odległość, „na tak wielką odległość… i coraz, coraz to niemiłosierniej większą”. Jesienią roku 2019, bez Kazimierza miała miejsce druga premiera „Powrotu Norwida”. Miała ona swoją dodatkową kulminację, gdyż gościem honorowym tej prezentacji był Stan Borys – artysta, który najpiękniej wyśpiewał, wyrecytował Norwida. W tej pracy, kiedy nie było przy mnie współreżysera przedstawienia, pomogły mi bardzo spotkania ze Stanem, nasze Norwidowe rozmowy, a nade wszystko jego płyta „Piszę pamiętnik artysty – hańba temu, kto źle o tym myśli”. 

Kazimierz miał nasz spektakl zobaczyć wiosną roku kolejnego, ale jego przyjazd/powrót do Ojczyzny okazał się niemożliwy. Pojawiły się maski i kwarantanny. A ja mógłbym wtedy i dzisiaj tak samo przymknąć oczy i znów usłyszeć Stana Borysa, jak po tej drugiej premierze wychodzi na scenę naszego Ośrodka Praktyk Artystycznych w Maszkienicach i recytuje Norwida… Nie, on mówi Norwidem, on jest Norwidem. A my z Kazimierzem słuchamy, a z nami cala sala, cały kraj.

Więc nie pytajcie mię, czyli powrócę?

Więc nie pytajcie mnie, gdzie się podzieję?

Jam z tych poetów, co nie słówka nucę,

Ja to, co śpiewam, żyję i boleję…

 

Tomasz A. Żak

Zobacz niezwykłe widowisko Teatru Nie Teraz – Powrót Norwida! – Tylko na PCh24 TV!

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie