Dzisiaj

Nowa Miss Świata i efekt Trumpa. Czy jest się z czego cieszyć?

(Victoria Kjaer Theilvig / fot. Raquel Cunha / Reuters / Forum)

Amerykańskie konserwy pieją z zachwytu nad „efektem Trumpa”. Jednym z jego przejawów ma być to, że miss świata została biała, „biologiczna” kobieta. Fakt, że jest ona tlenioną blondynką, a na zdjęciu w szarfie wygląda jak figura woskowa, której autor przesadził z ilością makijażu, jest jednak tylko kroplą w morzu w porównaniu do problemu, jakim jest brak moralnej integralności tych, którym przypisuje się obecnie rolę „zbawców świata”. 

 

Entuzjazm zresztą udziela się nie tylko w samych USA. Wow. Faktyczna Europejka, blondynka, kobieta o niebieskich oczach zdobyła tytuł Miss Świata. To znów legalne? Prądy naprawdę się zmieniają – komentuje na X Eva Vlaardingerbroek, holenderska prawnik, która niedawno nawróciła się na tradycyjny katolicyzm i poślubiła europejskiego arystokratę.

Wesprzyj nas już teraz!

Trzy dni po ogłoszeniu wyników wyborów w USA ogony się podkulają:
– Unia Europejska komunikuje, że jest gotowa kupować naturalny gaz z USA i ograniczyć zakupy rosyjskiego LNG, żeby tylko nie sprowokować wojny celnej,
– Putin zapowiedział, że Rosja będzie rozliczać sprzedaż swojej ropy w dolarach,
– Hamas apeluje o pokój,
-Meksyk rozpędził karawanę migrantów wędrujących ku granicy USA – wtóruje z perspektywy politycznej dr Rafał Brzeski.

Gdy spojrzymy na ogłoszone dotychczas nominacje Trumpa, nie sposób się nie cieszyć. Widać bowiem jasno, że kompetencją, która łączy wszystkich tych amerykańskich patriotów, jest zdolność do efektywnej zadymy i przejechania się walcem po skorumpowanych elitach politycznych i urzędniczych. Dotychczasowi „skrajni prawicowcy” i „foliarze” przejmują stery największego imperium Zachodu.

Sam przyznam, że kiedy szedłem z pociągu do redakcji w momencie, gdy Associated Press informowała o miażdżącym zwycięstwie Trumpa, miałem kojące, nieomal „wiosenne” (choć pogoda już nie rozpieszcza) uczucie, że oto stawiam pierwsze kroki w nowym już świecie, w którym każdy dzień będzie przynosił kolejne niespodzianki, a przede wszystkim kaskadę spełnionych obietnic wyborczych – przywracając wiarę w uczciwość na szczytach władzy, a więc coś, o czym sama myśl byłaby w Europie infantylną naiwnością.

Już teraz każdego dnia prezydent-elekt zaskakuje śmiałymi nominacjami. Jest trójka katolików (wiceprezydent JD Vance, sekretarz stanu Marco Rubio i rzecznik prasowa Karoline Leavitt), jest niezłomna gubernator Dakoty Południowej i moja osobista idolka Kristi Noem z teczką sekretarza bezpieczeństwa wewnętrznego; jest Matt Gaetz (który jako jedyny, razem z Lauren Boebert siedział, gdy reszta Kongresu oklaskiwała na stojąco podżegacza wojennego Włodzimierza Żeleńskiego i praktycznie jednoosobowo obalił powiązanego z deep state spikera Kevina McCarthy’ego); jest nowy „car granicy” Tom Homan (twardziel z FBI, który już zapowiedział nielegalnym imigrantom, że mogą się pakować, a do meksykańskich karteli skierował proste przesłanie: „Zostaniecie ogłoszeni organizacją terrorystyczną i zmieceni z powierzchni ziemi. Jesteście skończeni!”), jest Tulsi Gabbard na stanowisku dyrektora wywiadu (szczera, zasłużona patriotka, która opuściła szeregi Partii Demokratycznej, gdy ta stała się – wedle jej słów – „skrajnie lewicową kabałą podżegaczy wojennych”); jest wreszcie Robert Kennedy – naczelny antyszczepionkowiec, który zapowiedział, że jako szef departamentu zdrowia weźmie się za sprawę trucia Amerykanów przemysłowym jedzeniem (Big Food). Wszystkich ich łączy jedna zasadnicza kompetencja – zdolność do skutecznej politycznej dintojry i rozwalcowania skorumpowanych elit waszyngtońskich.

Szykuje się więc odwilż, niemalże jak po okresie stalinizmu. Uważam, że jest to powód do radości i nie należy pomniejszać tego faktu. Niemniej jednak, gdy sięgniemy głębiej, to znajdziemy szereg problemów, które można zbiorczo podsumować następująco: brak integralności moralnej. Począwszy od szemranego stosunku do tzw. aborcji, poprzez „kulturę” rozwodów, a skończywszy na samej pięcie achillesowej Amerykanów, jaką jest skrajnie nieuporządkowane podejście do sfery seksualnej.

Błogosławiony Alojzy Stepinac, kardynał i prymas Chorwacji, mówił w czasie II wojny światowej, że jeżeli wygrają Niemcy, to świat czeka ludobójstwo, a jeżeli wygrają Amerykanie, to zaleje nas fala zgnilizny moralnej (przytaczam z pamięci, bo słowa te znam jedynie z relacji). Choć do nas ta fala dotarła nieco później, wraz z dziką „transformacją”, to jednak jest widoczna jak na dłoni. Również wśród naszych „prawicowych” elit szerzy się model konserwatyzmu ograniczonego wyłącznie do spraw politycznych i częściowo moralności publicznej, ale nieobejmujący bezpośrednio moralności seksualnej i małżeńskiej.

Słusznie zauważył mój rozmówca w PCh24 TV, dr Jakub Majewski: – Jak możemy ufać ich przysiędze na wierność Konstytucji, skoro nie byli w stanie dochować wierności własnym żonom?

Jest to oczywiście rys od zawsze towarzyszący ludzkości (wszak wiemy, jak skończył król Salomon z powodu niewiast i jak prowadził się choćby nasz król Kazimierz Wielki, którego wysławiamy jako tego, który „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”). Ale nie ulega wątpliwości, że Amerykanie doprowadzili ten model do rangi symbolu popkulturowego.

Wracając do nowej Miss Świata (mniejsza skąd jest i jak ma na imię, bo nie o nią przecież tu chodzi) – nie mam oczywiście intencji, żeby ją osobiście obrazić (czy też urazić kogokolwiek innego, kto nie zgadza się z moją oceną), ale chcę zwrócić uwagę na fakt, że model urody oparty o farbowane włosy i tony makijażu jest symptomatyczny dla wypaczonej przez pornografię kultury amerykańskiej.

Jest to wręcz trend, który widzimy w wizerunku wielu konserwatywnych działaczek za oceanem, a także w tym, jak Amerykanie stawiają kontrapunkt pomiędzy zniewieściałością a „prawdziwą kobiecością”, umieszczając jako ilustrację tej drugiej zdjęcia wyuzdanych pań ze sztucznie powiększonymi piersiami, w bikini i dzierżących kultowe karabiny AR-15.

Gdzie w takiej ikonografii i wśród takich wzorców jest miejsce dla bardziej „klasycznych” ideałów – nie mówię, że pruderyjnych (o co też nieraz nietrudno w purytańskim społeczeństwie) – ale po prostu przykładu kobiety skromnej i świadomej szczególnej godności, jaką posiada będąc żoną i matką (czy też nawet panną otwartą na zamążpójście)?

To tylko jeden rzucający się w oczy symptom choroby, jaka toczy naszą kulturę, a ze szczególną zjadliwością – kulturę amerykańską. To rzekłszy, twierdzę, że należy się cieszyć, ale jednocześnie mieć w pamięci, jak wiele jest do zrobienia; i że bez prawdziwego nawrócenia amerykańskie elity (choć zdrowsze politycznie i bardziej sprawcze niż nasze) świata nie zbawią, lecz co najwyżej oddalą trochę dzień ostatecznej zagłady naszej cywilizacji.

Filip Obara

 

Mocna nominacja! Matt Gaetz na stanowisku prokuratora generalnego w administracji Trumpa

Klimatyści rozdzierają szaty: powrót Trumpa może spowodować dodatkowe ocieplenie klimatu o 0,04 st. C

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie