Nowe nominacje kardynalskie Franciszka realizują dwa bardzo konkretne cele. Po pierwsze, papież chce zapewnić sobie następcę na własną miarę – progresistę, który nie cofnie wprowadzonych przez Argentyńczyka zmian, ale poprowadzi Kościół drogą „dialogu” i globalizmu. Po drugie, papież Bergoglio wysyła bardzo konkretne sygnały, wskazując, jaką popiera linię w takich sprawach jak Msza święta czy spór o aborcję i Komunię świętą.
W niedzielę papież Franciszek ogłosił nazwiska 21 nowych kardynałów, z czego 16 to kardynałowie-elektorzy, będący w wieku umożliwiającym im udział w konklawe. W związku z nowymi nominacjami już prawie 2/3 członków Kolegium Kardynalskiego to „ludzie Franciszka”. W tym sensie obecny papież w praktyce zagwarantował wybór swojego następcy o określonym profilu: na pewno nie będzie to żaden „konserwatysta”, który chciałby zatrzymać dekonstrukcję katolickości zaprowadzaną w Kościele od II Soboru Watykańskiego, a szczególnie od 2013 roku. Nawet jeżeli nie można określić większości kardynałów-elektorów mianem zadeklarowanych rewolucjonistów, to na pewno można uznać ich za zadeklarowanych anty-kontrrewolucjonistów, a to przecież już bardzo wiele. Nie ma się co łudzić: w roku 2013 Kolegium Kardynalskie było złożone z nominatów Jana Pawła II i Benedykta XVI, a Jorge Mario Bergoglio i tak zdołał wygrać. Tym łatwiejsza do przewidzenia jest wiktoria innego „liberała” na nowym konklawe, gdzie konserwatywnych purpuratów będzie tak niewiele.
Marginalizacja znaczenia Kolegium Kardynalskiego
Wesprzyj nas już teraz!
Wśród nowych nominatów Franciszka przeważają hierarchowie z odległych, peryferyjnych krajów. Część komentatorów wychwala tego rodzaju politykę, widząc w tym docenienie chrześcijaństwa pozaeuropejskiego i budowę zdrowej różnorodności Kolegium Kardynalskiego. Takie wyjaśnienie byłoby sensowne, gdyby rolą Kolegium było „reprezentować” Kościół powszechny w całej jego złożoności. Problem w tym, że gremium to powstało dla wspierania posługi biskupa Rzymu i takie właśnie jest – w teorii – jego zdanie. W praktyce jest już jednak rzeczywiście inaczej: kardynałowie z odległych krajów nie mają z Rzymem żadnych związków i w ten sposób nie wspierają w najmniejszym nawet stopniu pracy papieża. Gdy Franciszek obejmując w 2013 roku władzę wziął się za dzieło reformy Kurii Rzymskiej, powołał do życia nowe gremium – Radę Kardynałów, niejako tworząc drugie, bardziej elitarne kolegium purpuratów. Dziś Kolegium Kardynalskie ma przede wszystkim jedną funkcję: wyboru nowego papieża. Nasycanie go ludźmi, którzy nie znają siebie nawzajem, nie znają Kurii Rzymskiej, nie mają globalnego oglądu spraw w Kościele – to recepta na to, by na przyszłym konklawe „podrzucić” nieobeznanym kardynałom jakiegoś „właściwego” kandydata i dzięki skutecznemu lobbingowi zapewnić jego zwycięstwo.
Drugim praktycznym sensem istnienia Kolegium Kardynalskiego jest powoływanie doń osób, które Franciszek chce wyróżnić, wskazując silnie na kierunek, jaki popiera. W tej perspektywie na uwagę zasługują przede wszystkim dwie nowe nominacje: abp. Arthure’a Roche’a oraz bp. Roberta McElroya.
Walka z Kościołem „przedsoborowym”
Abp Roche jest prefektem Dykasterii ds. Kultu Bożego; hierarcha jest osobiście odpowiedzialny za realizację motu proprio Traditionis custodes. Odznaczenie biretem kardynalskim człowieka, który wykonał zadanie zniszczenia (czy też podjął taką próbę, bo efekty są dyskusyjne) ukształtowanych za pontyfikatu Benedykta XVI wspólnot tradycyjnych pokazuje, jak wielką wagę Franciszek przykłada do walki ze starą liturgią i całą mentalnością, którą obecny papież z nią wiąże. Kościół przedsoborowy papa Bergoglio uważa za Kościół skostniały, rygorystyczny i formalistyczny, który musi ustąpić nowemu Kościołowi, otwartemu na dialog ze światem i współpracę międzyreligijn,ą po to, by zbudować nowe społeczeństwo oparte o ideę powszechnego braterstwa. Docenienie abp. Roche’a pokazuje, że ci, którzy w dziele budowy „nowego” będą działać bezkompromisowo, mogą liczyć na najwyższe honory.
Aborcja i Komunia święta
Kardynalat bp. McElroya to z kolei niezwykle wyraźne opowiedzenie się Franciszka po stronie liberałów w wewnątrzamerykańskiej debacie o przyszłości Kościoła katolickiego. Robert McElroy jest ordynariuszem San Diego, relatywnie niewielkiej diecezji w metropolii Los Angeles. Franciszek pominął jednak metropolitę abp. Jose Gomeza, manifestacyjnie nominując McElroya. Obu hierarchów różni tymczasem przede wszystkim jedno: całkowicie odmienne podejście do sprawy Komunii świętej i politycznego poparcia mordowanie dzieci nienarodzonych. Abp Gomez, przewodniczący Episkopatu USA, starał się w ubiegłym roku o przygotowanie dokumentu, który jasno wskazałby, że Eucharystii nie mogą przyjmować ci, którzy popierają legalną aborcję. To nie spodobało się jednak w Watykanie: prefekt Kongregacji Nauki Wiary kardynał Luis Ladaria, niewątpliwie na zlecenie samego papieża, zablokował plany abp. Gomeza. Bp McElroy uważa tymczasem, że nie należy odmawiać Komunii świętej politykom popierającym legalne mordowanie dzieci nienarodzonych; przedstawia to jako „polityzację” Eucharystii, która miałaby stawać się rodzajem „broni”, której Kościół używa przeciwko nielubianym politykom.
Hierarcha sprzeciwia się też nadawaniu problemowi mordowania dzieci nienarodzonych zbyt dużego znaczenia: w 2019 roku mówił nawet, że staranie o to, aby kwestia aborcji była priorytetem w Kościele, jest „nieharmonijne lub zgoła niezgodne z nauczaniem papieża”. Trudno powiedzieć, czy Franciszek osobiście wymyślił kapelusz kardynalski dla McElroya: prawdopodobnie za nominacją tą stoją dwaj główni amerykańscy rozgrywający kardynałowie, Blase Cupich i Joseph Tobin. Poprzez nominację dla McElroya znacząco wzmocnili pozycję liberałów czy też wręcz rewolucjonistów w Kościele w USA, ze wszystkimi tego konsekwencjami, dotyczącymi zarówno kwestii aborcji, homoseksualizmu, rozwodników w nowych związkach – czy obecności lawendowych grup w Kościele.
Franciszkowe nominacje nie zaskakują; są konsekwentnym zastosowaniem linii przyjętej przez papieża z Argentyny u progu pontyfikatu. Po dziewięciu latach od objęcia przez Jorge Mario Bergoglio tronu Piotrowego coraz trudniej żywić nadzieję, że jego następca zażegna chaos, z którym mamy dziś do czynienia: wszystko wskazuje na to, że będzie w stanie jedynie go pogłębić. Z niepokojem, ale i z ufnością w ostateczną naprawę obecnego stanu rzeczy, czekajmy zatem na pontyfikat Franciszka II.
Paweł Chmielewski