Dokąd zaprowadzi nas Nowy Ład premiera Mateusza Morawieckiego? Z enigmatycznych zapowiedzi szefa rządu niewiele wynika, ale patrząc na praktykę działania partii rządzącej i liczne zapowiedzi jej przedstawicieli dotyczące gospodarki po pandemii, jedno jest pewne: powinniśmy się bać.
Nie wiem, kto sufluje decydentom Zjednoczonej Prawicy kolejne nazwy dla wymyślnych ról politycznych, programów i wielkich projektów. Nie tak dawno przecież Jarosław Kaczyński miał stawać na czele komitetu ds. bezpieczeństwa – skojarzenia z komunistycznymi instytucjami raczej nieprzypadkowe – a niemal każdy projekt walki z pandemią okraszany jest przymiotnikiem „narodowy”. Albo zatem nieznośne zadęcie, albo dziwne odniesienia do czasów słusznie minionych.
Wesprzyj nas już teraz!
Lada dzień premier Mateusz Morawiecki, ma ogłosić kolejny plan gospodarczy. Nie jest do końca jasne co to będzie, ale wydaje się, że rząd szykuje coś, co brzmi nieco poważniej niż zapewnienia o masowej produkcji polskich elektrycznych samochodów. To projekt sprzedawany jako „Nowy Ład”. Pośród licznych domysłów, jedno wydaje się pewne: już sama nazwa nie wróży najlepiej, a metoda, którą posługuje się PiS sprawując władzę, jedynie wzmacnia te obawy.
Nowy Ład, nowa ideologia
Z czym kojarzy nam się Nowy Ład? Oczywiście z wielkim programem społeczno-gospodarczym w Stanach Zjednoczonych czasów Wielkiego Kryzysu. Nowy Ład firmował swoim nazwiskiem Franklin Delano Roosevelt, jeden z najbardziej znanych, ale też kontrowersyjnych prezydentów USA. Nowy Ład zapisał się w naszych umysłach jako zbawienny projekt, za sprawą którego Stany Zjednoczone wyszły z głębokiego kryzysu. Na lekcjach historii powtarzano nam coś o inwestycjach publicznych czy korpusach pracy, do których państwo amerykańskie angażowało bezrobotnych. Słowem: zastrzyk pieniędzy z budżetu państwa i głęboka ingerencja w gospodarkę uchroniły rosnące mocarstwo przed upadkiem gospodarczym.
Podobną wizję dostrzegamy w wypowiedziach Mateusza Morawieckiego. Obok zachwytu socjalizmem, premier z pasją szkicuje wielkie plany inwestycji państwowych, twierdząc, że właśnie one uratują gospodarkę przed długotrwałym kryzysem. Słynna wypowiedź szefa rządu, gdy zapewniał, iż w chwili, gdy przedsiębiorcy boją się inwestować, na rynek musi wkroczyć państwo, przeszła niemal bez echa. A przecież mrozi krew w żyłach każdego, komu bliska jest prywatna przedsiębiorczość.
Rozszerzanie inwestycji państwowych to nic innego, jak rozbudowa kompetencji rządu w zarządzaniu gospodarką. Prowadzi to do licznych patologii. Wystarczy wymienić cztery: uprzywilejowanie inwestycji państwowych względem prywatnych (nie ma tu mowy o żadnej konkurencji, bo państwo dysponuje ogromnymi zasobami), patologii prawnych zacierających przejrzystość rynkowych reguł gry, rozwijania często nierentownych i nieinnowacyjnych obszarów gospodarczych, a wreszcie – nepotyzmu i uprzywilejowania „swoich” kosztem specjalistów czy wykwalifikowanych pracowników. To oczywiście przyniesie opłakane skutki i doprowadzi do upośledzenia polskiej gospodarki.
Ale jest jeszcze coś innego, w moim przekonaniu znacznie gorszego. Chodzi o nadbudowę – ideologię, która stanowić ma paliwo dla przebudowy struktury gospodarczej. Nowy Ład Roosevelta nie był bowiem tylko zwykłym projektem gospodarczym, jak często przedstawiają go jego zwolennicy. To szeroko zakrojony projekt ówczesnych liberałów, zachwyconych możliwością radykalnej przebudowy świata.
Niebezpieczne wzorce Roosevelta
Roosevelt nie ukrywał swojego zachwytu nowymi, powojennymi ideologiami: faszyzmem, nazizmem czy komunizmem. Amerykański prezydent i jego otoczenie fascynowali się możliwością kreowania rzeczywistości, zerwania z jakąkolwiek tradycją i ukształtowanym ładem społeczno-politycznym na rzecz budowy nowego świata. Nowy Ład nie był jedynie projektem odbudowy gospodarki. To rodzaj nowej ideologii, której cel był jeden: budowa nowej, lepszej Ameryki.
Cechą charakterystyczną Nowego Ładu było jego niedookreśloność. Roosevelt i jego sprzymierzeńcy wiedzieli, co chcą osiągnąć, ale mniej istotne było dla nich to, jakimi środkami to zrobią. Alvin Hansen, dorada ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, już w latach 40. wyjawił, że nie ma pojęcia, jakie były podstawy Nowego Ładu. Słowem-klucz dla tamtego projektu jest „eksperyment”. To właśnie eksperymenty społeczne fascynowały Roosevelta w faszyzmie i komunizmie. Tyle, że prezydent podtrzymywał, iż jego pomysł jest po prostu lepszy, doskonalszy niż imaginacje przywódców europejskich systemów totalitarnych. Prezydencki sekretarz, Harold Ickes deklarował: „pewne rzeczy z tych, które robimy w tym kraju, robiono w Rosji, a nawet w Niemczech za Hitlera, tylko że my je robimy w sposób uporządkowany”.
Ale jeśli spojrzymy na praktykę amerykańskiego Nowego Ładu, dostrzeżemy, że zaimplementowano doń wiele praktyk znanych z nazizmu, faszyzmu czy komunizmu. Przede wszystkim przekonanie, że odnowę społeczno-gospodarczą zapewni jedynie państwo. Miało stanowić ono uzasadnienie dla centralnego planowania. Kolejna sprawa to odwoływanie się do nauki lub raczej „nauki”. O radzieckich naukowcach opowiadamy anegdoty, a niemieccy – budzą przerażenie. Ameryka też miała swoich „naukowców”, uzasadniających Nowy Ład. „Naukowe” uzasadnienia – jak celnie ujął to publicysta Jonah Goldberg – zastępowały moralność i zdrowy rozsądek. Ówcześni decydenci „niczym starodawni kapłani, wróżący z wnętrzności, powoływali się na „naukę” i prawa ekonomii zapominając, że moralności, wartości ani tym bardziej zdrowego rozsądku z tzw. nauki nie poznają”. Jeśli mają państwo pewne skojarzenia z obecną sytuacją w Polsce – mogą być one całkiem trafne.
Kolejny fundament wspólny dla Nowego Ładu i dwudziestowieczne, zbrodniczych ideologii to postrzeganie rzeczywistości jako miękkiej gliny, którą można dowolnie ulepić. Od tego pozostaje już tylko krok do przekonania, że z niczym nie trzeba się liczyć, a reguły nas nie obowiązują. W budowie „raju na ziemi” możemy posunąć się tak daleko, jak tylko można. Idzie przecież o nasze szczęście i dobrobyt.
Wreszcie: kult jednostki oraz militaryzacja społeczeństwa. Tak, tak drodzy państwo, to nie tylko rzeczywistość dwudziestowiecznych Włoch, Niemiec czy Rosji, ale także Stanów Zjednoczonych. Roosevelt nie był co prawda dyktatorem, ale i on otaczał się – jak pisał o Stalinie Mandelsztam – „hałastrą cienkoszyich wodzów”. Jeden z nich, znany liberał Walter Lippman, zachęcał nawet swojego prezydenta, by ten nie obawiał się objąć władzy dyktatorskiej, o ile zmuszą go do tego okoliczności.
Nowy Ład to także próba budowy nowego, karnego społeczeństwa. Powstawały przecież wówczas specjalne korpusy pracy, których „żołnierze” – byli to po prostu bezrobotni Amerykanie – w mundurach realizowali słynne zamówienia państwowe, na przykład… porządkując lasy. Stosowano wobec nich język nasączony bojowymi formułami, a każdy, kto kwestionował takie metody, traktowany był jako wróg amerykańskiego państwa.
I wreszcie ostatnia rzecz: zarówno ideolodzy Nowego Ładu, jak i nazizmu, komunizmu czy faszyzmu przedstawiali siebie jako tych, którzy wybrali opcję trzeciej drogi. To oni szli rzekomo pomiędzy radykalizmami, budując nowy, doskonalszy świat. Komunizm chronił nas przed „faszystowską prawicą”, a faszyzm i nazizm przed komunistami. Roosevelt z kolei miał chronić społeczeństwo przed radykalną lewicą albo leseferystami.
Czy nowe, współczesne ideologie nie pozycjonują się w podobny sposób? Czyż Zielony Ład nie broni nas przed obłąkanymi rządzą zysku liberałami, których działalność niszczy ziemię? Czy Wielki Reset z kolei nie uratuje nas przed nacjonalistycznymi populistami?
Jaki będzie Nowy Ład Morawieckiego?
Z zapowiedzi premiera Morawieckiego wiemy, że Nowy Ład ma być kompleksowym planem odbudowy państwa po zapaści gospodarczej jaką zafundował nam… rząd, wprowadzając nieprzemyślane ograniczenia w ogniu walki z pandemią. Jednak w wypowiedziach szefa rządu pobrzmiewają tony wieszczące coś na kształt nowego eksperymentu. Gdy Morawiecki mówi o rozwoju gospodarczym w kształcie litery K, to przecież, że godzi się z upadkiem niektórych branż i przebudową struktury gospodarczej. Jak bardzo będzie ona radyklana? Przekonamy się. Pewne jest jedno: nie decydują w tym przypadku siły rynku, lecz robi to arbitralnie rząd. To przecież rząd wprowadził i nadal utrzymuje obostrzenia niszczące polską gospodarkę. Wreszcie: to rząd wyda pieniądze, by dotować poszczególne jej sektory. Inna sprawa, że decyzje w tej sprawie w dużej mierze zapadają w Brukseli. To tam postanowiono, jak rozumiem przy aprobacie Morawieckiego, na co wydane przeznaczone zostaną euro wpompowane do tzw. Funduszu Odbudowy.
Mam też dreszcze, gdy widzę, kto zapowiada ów wielki projekt odnowy gospodarczej. Mówiąc wprost: dla mnie PiS jako partia zapowiadająca Nowy Ład – to brzmi niebezpiecznie. Ugrupowanie Kaczyńskiego uwielbia podniosły język „jedności narodowej”, wykluczając każdego, kto zaryzykuje kwestionowanie polityki partii rządzącej. Trudno też ukryć niezdrową fascynację niektórych polityków PiS „naukowymi dogmatami”. Dla takich ludzi jak Morawiecki czy Adam Niedzielski naukowe twierdzenie to prawda objawiona. Nie przyjmują do wiadomości, że nauka to nie tylko teorie, ale także ich negacja. Nie sposób zatem, będąc przy zdrowych zmysłach, uznawać twierdzenia naukowe za coś nieomylnego. Minister zdrowia jednak niemal sakralizuje wszystkie badania, podejmując kluczowe decyzje na podstawie danych liczbowych oraz jednego artykułu naukowego w czasopiśmie medycznym.
I na koniec: żywa jest w Zjednoczonej Prawicy fascynacja nowymi ideologiami. W ostatnim czasie modny stał się tam ekologizm. Skutkuje to odrealnieniem obozu władzy, jak to miało miejsce w przypadku kulawej propozycji tzw. piątki dla zwierząt. Akceleratorami tych zmian są młodzi politycy PiS czy najbliżsi współpracownicy Prezesa – starzy wiarusi, jeszcze z kombatanckich czasów początków III RP. Warto odnotować też, że obok ekologizmu, obsesją obecnej władzy staje się także Zielony Ład. Wszak to jego realizacja w najbliższych latach będzie wyzwaniem rządu Morawieckiego.
Jeśli wziąć pod uwagę mentalność naszych decydentów, ich skłonność do ulegania współczesnym ideologiom, nie sądzę by nadanie ważnemu rządowemu projektowi nazwy „Nowy Ład” było dziełem przypadku. Nie wiem dokładnie, w jaki sposób rząd zamierza wyprowadzić nas z kryzysu, w który zresztą sam nas wpędził. Wiem natomiast jedno: powinniśmy się tego obawiać.
Tomasz Figura