8 kwietnia 2020

O. Wawrzyniec Maria Waszkiewicz: Triduum wyjątkowe

(Lukasz Dejnarowicz /Forum)

Tegoroczne Triduum będzie wyjątkowe. Nie będzie stukania kołatek ani rzewnego śpiewu „Ludu mój, ludu”… Nie będzie i gromkiego „Alleluja!” dobywającego się z tysiąca piersi przy potężnym akompaniamencie organów…

 

Nasienie wieczności

Wesprzyj nas już teraz!

Nie ma wiele sensu, a przynajmniej nie w tej chwili, roztrząsanie tego, czy związane z epidemią obostrzenia są słuszne czy niesłuszne. Kiedy opadnie kurz, kiedy miną emocje – a nade wszystko, kiedy miną te najświętsze ze wszystkich świąt – wtedy możemy wrócić do zastanawiania się nad tym. Teraz nie marnujmy na to czasu, nie marnujmy naszych duchowych sił, które i tak są osłabione odcięciem od sakramentów. Skupmy się na tym Triduum, które lada moment się zacznie.

 

Fundamentalną zasadą życia duchowego jest katolickie carpe diem, chwytanie chwili. Hedonista używa tego łacińskiego powiedzenia jako programu poszukiwania coraz to nowych przyjemności. Katolik także „łapie dzień”, łapie go – bo musi działać „tu i teraz”, hic et nunc, wykorzystując tę łaskę, w którą brzemienna jest chwila obecna. Ta chwila – i tylko ona – łączy nas bowiem z Wiecznością; co więcej – ta chwila (i tylko ona!) jest zalążkiem, nasieniem Wieczności.

 

Wychodząc z tej przesłanki nie będziemy narzekać na to, co od nas nie zależy. Bo też w tym wszystkim, co od nas nie zależy trzeba nam widzieć Bożą Wolę, choćby posługiwała się ona błędnymi czy wręcz niegodziwymi działaniami innych ludzi. To także ważna zasada duchowa, pozwalająca na dobre wykorzystanie wszelkich okoliczności.

 

Pobożność czasu zarazy

W jaki sposób panująca na świecie sytuacja może nam pomóc w dobrym przeżyciu świętego Triduum?

 

Poczynając od św. Piusa X, Kościół nieustannie zachęca wiernych do częstego korzystania z sakramentów. Ten wielki papież zadecydował o dopuszczaniu wiernych do Komunii świętej codziennie. Była to decyzja, która przyniosła dobre owoce pobożności. Zarazem jednak, siłą rzeczy, pojawiło się niebezpieczeństwo spowszednienia Eucharystii. Pojawiło się ryzyko, że rutyna weźmie górę nad pobożnością. Jest czymś wspaniałym codziennie przyjmować Pana – ale trzeba za każdym razem przyjmować Go tak, jakby miał to być „pierwszy, ostatni lub jedyny” raz.

 

Z tej perspektywy, dla wierzącego katolika przystępującego codziennie, a przynajmniej bardzo często – kiedy tylko zechce – do Komunii świętej, może być czymś ożywczym czasowe pozbawienie tej wielkiej łaski. Otrząsa go ono z rutyny. Przypomina, jak wielki jest Skarb, którym może codziennie się karmić. Budzi ten święty głód, to pragnienie Pana Jezusa, które najlepiej przygotuje nas na najbliższą Komunię świętą, kiedy będzie można do niej przystąpić… Podobnie dzieje się i z katolikami letnimi. Może Wielkanoc była jedynym momentem, w którym chodzili do kościoła – może więc i oni nagle poczują pewną pustkę – i może skłoni ich ona do rozważenia tego, że przecież sami są odpowiedzialni za codzienną religijną pustkę w ich życiu. „Ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie…”

 

Kogut świętego Piotra

No właśnie. Wielu, zapewne większość, z nas nie zawsze ceniła sobie Mszę Świętą i w ogóle sakramenty. A już zwłaszcza na Wielkanoc przymusowy (bo tradycja rzecz święta!) pobyt w kościele dłużył się nam w nieskończoność. Kto wie, ile razy w taki czy inny sposób wykroczyliśmy przeciwko trzeciemu przykazaniu.

 

Kiedy św. Piotr, po trzykrotnym zaparciu się Pana, usłyszał pianie koguta, „gorzko zapłakał”, jak wyrażają się św. Mateusz i św. Łukasz. Święty Marek, który – jako uczeń piotrowy – jest dla nas szczególnie cennym świadkiem tej sceny, używa jednak innego sformułowania: „coepit flere”, zaczął płakać, według łacińskiego tekstu Wulgaty. Piotr zaczął płakać wówczas – aby już nigdy nie przestać opłakiwać swojej niewierności. I ilekroć słyszał pianie koguta – na nowo płakał. Sytuacja dzisiejsza może być podobnym przypomnieniem dla każdego – lub prawie każdego – z nas, przywodząc mu na myśl dawną letniość, niedbałość, obojętność i niewierność wobec łaski; lekceważenie tego, co święte – i Tego, który Najświętszy i rzeczywiście obecny w Eucharystii. Taka skrucha sprawi, że tym owocniejsze będą nasze komunie duchowe – w czasie, gdy nie możemy przyjąć Pana Jezusa sakramentalnie.

 

Bo też i to uzmysławia nam zaistniała sytuacja: że łaska nie jest prawem. Dostęp do kanałów, którymi spływa ona ku nam jest przywilejem. Żyjemy w kraju, który – mimo wszystkich niedoskonałości – jest najbardziej katolickim państwem Europy. Praktykowanie religii nie spotyka się tu z szykanami. Trzeba było koronawirusa, żeby zamknąć kościoły. Wskutek czego jednak tegoroczne święta będą, na swój sposób (mimo wszystko daleki od tamtych tragedii) przypominać nam czasy wojen i prześladowań. Będą nam więc przypominać to, co wielu naszych braci i sióstr cierpi każdego dnia. W wielu miejscach na całym świecie kościoły są zamknięte permanentnie. Kiedy więc już poczujemy święty głód sakramentów – nie zapominajmy o tym głodzie, kiedy sytuacja się uspokoi, a kościoły będą otwarte. Pamiętajmy o tych, dla których „stan wyjątkowy” będzie trwał nadal.

 

Czas nawrócenia

Wreszcie – warto pamiętać i o tym, że zaraza jest czasem nawrócenia. Niemodne jest dzisiaj mówić o Bożej karze – choć modnym ludziom nie przeszkadza mówić o „karze” ze strony bezrozumnej przyrody. Cóż, święty Paweł powiada, że „kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje (…) Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił?” (Hbr 12,6-7); kto woli być synem „przyrody” chłostanym i karconym przez nią, to proszę bardzo. Niezależnie jednak od tego, czy chcemy używać niemodnego słowa na „k”, czy też nie, zaraza pozostaje bez wątpienia Bożym dopustem w ściśle etymologicznym rozumieniu tego słowa. Pan Bóg nie jest domniemanym bakteriologiem w chińskim czy innym laboratorium, z którego wirus „uciekł” – toteż epidemia nie wymyka się spod kontroli Bożej Opatrzności. Dla nas – zgodnie zresztą z wyżej wspomnianą zasadą, by to wszystko, co od nas nie zależy, traktować jako Bożą Wolę – stanowi więc wezwanie do nawrócenia. Wezwaniem takim jest dla nas także wielkie cierpienie, jakie dotknęło na przykład Włochów (abstrahując od tego, czy lada moment spadnie ono w podobnej skali i na nas). Epidemia przypomina nam o rzeczach ostatecznych, a „memento mori” jest wezwaniem zawsze zbawiennym. „We wszystkich sprawach pamiętaj o swym kresie, a nigdy nie zgrzeszysz” (Syr 7,36).

 

Ważne, żeby dobiegające zewsząd „memento mori” nie przysłoniło jednak perspektywy Zmartwychwstania. Wielkanoc, nawet jeśli nie można wejść do kościoła, pozostaje zwycięstwem Pana Jezusa nad śmiercią. Pamiętajmy o tym w tych dniach, na przekór wszystkim trudnościom.

 

O. Wawrzyniec Maria Waszkiewicz

 

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij