11 października 2022

O. dr Roman Laba OSPPE: O Kościele zamkniętym

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Hortus conclusus soror mea sponsa hortus conclusus fons signatus (Cantica canticorum 4, 12)

W ostatnim dziesięcioleciu określenie „Kościół otwarty” jest odmieniane przez wszystkie przypadki przy każdej stosownej okazji. Rozumie się przez nie bardzo wiele postaw i sposobów działania, począwszy od ewangelizacji, a skończywszy na przyjmowaniu osób z kręgu ideologii LGBT do wspólnoty kościelnej. Paradoks polegał na tym, że w czasie, kiedy głosi się Kościół otwarty na każdego, Kościół, który jest szpitalem polowym, tysiące świątyń zostały zamknięte ze strachu przed pewną chorobą. Kiedy jednak przyjrzymy się istocie Kościoła, jego misji oraz praktyce pierwszych wieków, zauważymy, że Kościół wcale aż tak otwarty nie był, wręcz przeciwnie – był zamknięty.

 

Wesprzyj nas już teraz!

W Księdze Pieśń nad Pieśniami czytamy takie oto słowa: „Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym” (Pnp 4, 12).

Na Bliskim Wschodzie w starożytności ogród należał do przywilejów książąt i jeśli był ogrodzony, uprawiany oraz strzeżony przed dzikimi zwierzętami, to przypominał Eden. Zresztą samo słowo „ogród” w języku polskim oraz w języku hebrajskim (gan) ma wspólny korzeń ze słowem OGRODZENIE. Aby był ogrodem, musi być OGRODZONY, inaczej będzie spustoszony przez dzikie zwierzęta.

Powróćmy do naszego wersetu z Księgi Pieśń nad Pieśniami. Ojcowie Kościoła widzą w Oblubienicy, jak również w samym ogrodzie obraz Kościoła, duchowego ogrodu łask. W jednym z komentarzy św. Tomasza z Akwinu czytamy:

„Tym ogrodem jest bowiem Kościół, o którym w Pieśni nad Pieśniami 4, 12 czytamy: Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, Oblubienico. W nim są różnorakie rośliny, według rozmaitych stanów świętych, których zasadziły ręce Wszechmogącego. Ogród ten jest podlewany przez Chrystusa strumieniami sakramentów, które wypływały z Jego boku. I dlatego również szafarze Kościoła, którzy sprawują sakramenty, nazywani są tymi, którzy użyźniają: Ja siałem, Apollos podlewał” (1 Kor. 3, 6)”.

Takim ogrodem według św. Paulina z Noli jest każda dusza chrześcijańska, w której „Pan poucza, modli się i zmartwychwstaje”. Skoro jesteśmy przy Ojcach Kościoła, to otwórzmy jeszcze Homilię IX św. Grzegorza z Nyssy: „Jeśli więc ktoś zmienia się w oblubienicę przez przylgnięcie do Pana, a w siostrę, jak mówi Ewangelia, przez wypełnianie Jego woli, niech stanie się kwitnącym ogrodem, w którym zasadzone zostaną wszelkie urokliwe rośliny: słodka figa, przynosząca owoc oliwka, niebotyczna palma, płodna winorośl, a zamiast ciernistego krzaka i pokrzywy, cyprys i mirt (…). Ogród tych drzew jest kwitnący, płodny i strzeżony ze wszystkich stron ogrodzeniem przykazań, które uniemożliwiają wkroczenie doń złodziejowi i dzikim bestiom (kto jest otoczony płotem przykazań, jest niedostępny dla dzika polnego i nie zaszkodzi mu dzik leśny, Ps 80, 14)”…

Sformułowanie „ogród zamknięty” św. Hieronim w Vulgacie przetłumaczył jako Hortus conclusus. Gdybyśmy używali tej samej terminologii, to ogród otwarty po łacinie można by przetłumaczyć jako hortus inclusus – „ogród niezamknięty”. Wydaje się, że ten wyraz byłby bliższy wielu współczesnym teologom, dla których kwestia inkluzywności stała się ważniejsza od zbawienia. Kościół nie jest duchowym supermarketem, do którego każdy może wejść i wziąć, co sobie życzy. Nie jest również ogrodem, do którego można wchodzić i dewastować rośliny. Do takiego ogrodu jakim jest Kościół, zaprasza nasz Ogrodnik, Zmartwychwstały Pan przez głoszenie Dobrej Nowiny.

Pierwotny Kościół miał świadomość, jaki skarb zawiera wewnątrz siebie, dlatego w swoje szeregi dopuszczał jedynie przez WTAJEMNICZENIE! Podczas trwania katechumenatu obowiązywała zasada arcana fidei – „tajemnicy wiary”. Niewtajemniczonym nie wolno było powtarzać, o czym była mowa na zebraniu i co się dokonywało na Liturgii. Aby ktoś z zewnątrz nie wdarł się na zebranie, lub ktoś z katechumenów nie schował się w tłumie, Kościół wyznaczył nawet specjalnych ludzi – ostjariuszy, którzy pilnowali takiego porządku. Do dziś w Boskiej Liturgii św. Jana Chryzostoma diakon wygłasza: „Drzwi! Drzwi! W mądrości bądźmy uważni!”[1] W starożytności było to przypomnienie dla ostiariuszy, że rozpoczyna się Liturgia Eucharystyczna i należy pilnować, aby nikt z pogan nie wtargnął na spotkanie[2].

Kościół w dosłownym znaczeniu tego wyrazu był ZAMKNIĘTY na jakieś wpływy z zewnątrz. Dziś dochodzi do paradoksów, jaki stał się w jednej z włoskiej diecezji w święto Objawienia Pańskiego. Biskup Derio Olivero, ordynariusz diecezji Pinerolo pominął wyznanie wiary, aby nie urazić tych, którzy nie są katolikami[3]… W pierwotnym Kościele ci, którzy nie są katolikami, nie mogliby nawet trafić na celebrowanie Eucharystii i nawet by nie wiedzieli, w którym miejscu dokonuje się zebranie.

Nie twierdzę, że mamy skopiować katechumenat pierwszych wieków, lecz zdecydowanie mamy kontynuować jego istotę. Pierwotna praktyka Kościoła oraz całe duszpasterstwo miało rzeczywisty wymiar WTAJEMNICZENIA. Zauważmy to słowo. Wtajemniczenie a nie „wszystkim-mówienie”! Punktem wyjścia owego wtajemniczenia było głoszenie kerygmatu i wezwanie do nawrócenia (Dz 2, 14 – 37; 4, 4; 8, 26 – 40) oraz świadomość, którą wyraził Tertulian: chrześcijaninem nie rodzi się, lecz się staje. Według takiego rozumienia, ewangeliczna wiara daleka jest od tego, by być czymś naturalnym (factum naturaea) otrzymanym przez sam fakt narodzin, a więc wymaga długiego czasu dyspozycyjności i pracy ze strony wierzącego. Obecnie coraz częściej się mówi, że wiara to coś tak naturalnego, że właściwie nie ma ludzi niewierzących. Niewątpliwie do tego przyczynił się Karl Rahner ze swoją koncepcją o „anonimowych chrześcijanach”[4].

W odróżnieniu od dzisiejszego duszpasterstwa, w starożytnym Kościele przygotowanie Sakramentów polegało nie tylko na przekazaniu doktryny (obecnie to często nauczanie różnych definicji), lecz także na sprawdzeniu postaw moralnych. A kto nimi się nie wykazywał, nie był dopuszczany do Świętych Tajemnic, aż dokona właściwych wyborów[5].

Wydaje się, że dziś zapomnieliśmy pewne ewangeliczne polecenie. Dziś brzmi ono bardzo politycznie niepoprawnie: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was samych” (Mt 7, 6). Pierwotna wspólnota chrześcijan te słowa rozumiała jednoznacznie: nie wolno wyjawiać boskich prawd tym, którzy nie weszli na drogę nawrócenia. Nie wolno takich osób dopuszczać do życia sakramentalnego! Św. Augustyn tłumaczy, że psami są ci, którzy atakują prawdę, natomiast świnie to ci, którzy znieważają prawdę[6].

W średniowieczu obraz Kościoła jako ogrodu zamkniętego prezentowały klasztory benedyktyńskie, cysterskie, w których zawsze był ogród otoczony murem. Taki klasztorny wirydarz symbolizował oddzielenie od wpływów świata. Dziś słowo „mury” stały się symbolem zamknięcia, skostniałości, czymś, co należy zburzyć.

Otwartość Kościoła dotyczy głoszenia Ewangelii i wezwania do nawrócenia. Reszta skarbów jest przewidziana jedynie dla tych, którzy odpowiadają na to wezwanie i odbywa się przez stopniowe wtajemniczenie.

O. dr Roman Laba OSPPE

 

[1] http://unici.pl/content/view/94.html

[2] https://charnetskyj.org.ua/articles/liturhijeyu-krok-za-krokom-ch-7/

[3] https://infovaticana.com/2020/01/11/obispo-italiano-suprime-el-credo-en-misa-para-no-ofender-a-los-no-creyentes/

[4] G. D’Costa, Karl Rahner’s Anonymous Christian: A Reappraisal, Modern Theology 1 (2) (1985), 131–148.

[5] S. Movilla, Od katechumenatu do wspólnoty, Warszawa 1990, 19 – 20.

[6] https://ecatholic2000.com/catena/untitled-14.shtml#_Toc384506914

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij