Świat się rozwija. Ludzkość się rozwija. Powstają coraz nowsze technologie. W postępie wiedzy i rozwoju technicznym nie ma niczego złego (ewentualnie można je źle wykorzystać). Dlaczego więc kiedy w liturgii próbuje się wprowadzać nowe rozwiązania techniczne, budzi to opór?
Zaradny proboszcz małej parafii, której nie stać na utrzymanie organisty, instaluje elektrycznego „organistę”, to znaczy system, który automatycznie odtwarza grę organów wraz z zarejestrowanym śpiewem. Większość ludzi się cieszy. Coś się dzieje. Jest ładniej. Ale zawsze trafi się jakiś malkontent, który się na te zmiany oburza.
Inny ksiądz zamiast mszału używa tabletu. Idzie z duchem postępu. Komu to ma niby przeszkadzać? A jednak przeszkadza. I oczywiście nie mamy żadnych ogólnokościelnych wytycznych zakazujących stosowania takich nowinek. Mamy zmysł wiary i ducha liturgii (to znaczy niektórzy mają). Mamy też (na szczęście) pojedyncze wytyczne poszczególnych biskupów lub konferencji episkopatów, reagujących negatywnie na takie innowacje. O co tu chodzi? Czy innowacje są złe, czy może to tylko ślepy lęk przed wszystkim co nowe? A jeżeli faktycznie są one złe, to dlaczego?
Wesprzyj nas już teraz!
Wyjątkowy status liturgii
Zacznijmy od początku. Liturgia ma konkretny status w Kościele, mianowicie status najwyższy. Liturgia jest aktem samego Chrystusa i Jego Kościoła. Jest święta. Liturgia Mszy jest samą Ofiarą Chrystusa. I z tegoż statusu wynikają dotyczące jej reguły.
Owa świętość nakazuje chronić liturgię przed jakąkolwiek formą profanacji. W pierwszych wiekach, do ustąpienia prześladowań, w świecie chrześcijańskim w ogóle nie posiadano ksiąg liturgicznych. Nie dlatego, że teksty liturgiczne były nieukształtowane i były czymś dowolnym (bo nie były), ale dlatego, że obawiano się, aby dostawszy się w ręce pogan, nie padły one ofiarą profanacji. O tej ostrożności mamy pewne wzmianki u ojców Kościoła. Orygenes na przykład przestrzega, że tajemnic Bożych nie należy powierzać księgom – a mówi to właśnie w kontekście tekstów używanych w misteriach liturgicznych.
Co jednak ciekawe, chrześcijanie przecież posiadali inne księgi, które również mogły padać ofiarą profanacji – jak księgi Pisma Świętego. I rzeczywiście, kiedy Dioklecjan nakazał palić wszędzie księgi święte chrześcijan, to schwytani chrześcijanie wydawali księgi natchnione, a o księgach rytualnych mówili wprost, że ich nie posiadają. Ta pozorna niekonsekwencja dzisiaj może dziwić. Jednak rzeczywiście jest ona jedynie pozorna. Bo, owszem, księgi Pisma są święte i natchnione, ale są one – można powiedzieć – natchnionym przez Ducha świadectwem Objawienia. Teksty liturgiczne natomiast nie są tekstami wspominającymi przeszłe wydarzenia, ale tekstami pozwalającymi kapłanom urzeczywistnić same święte wydarzenia – święte misteria samego Chrystusa.
Ewangelie tylko opowiadają o Męce i Ofierze Syna Bożego, a Msza Święta to wydarzenie urzeczywistnia. Różnica zatem jest kolosalna, stąd ostrożność chrześcijan jest w pełni uzasadniona. Świętość wszystkiego, co jest używane i co uczestniczy w liturgii spowodowała, że księgi liturgiczne zaczęto spisywać dopiero po ustaniu prześladowań.
Sacrum wyklucza profanum
No dobrze, ale dlaczego dzisiaj nie można zamiast mszału używać elektronicznego tabletu? Otóż z powodu dokładnie tej samej świętości wszystkiego, co służy liturgii. Owa świętość sprawia, że jeśli jakikolwiek przedmiot przeznaczamy na rzecz liturgii, to wyłączamy go tym samym z użytku świeckiego.
To, co przeznaczone na użytek liturgiczny, czyli na rzecz najwyższego kultu Boga, nie może służyć już ludziom w ich codziennych, świeckich potrzebach.
Tak więc, nie wolno używać kielicha mszalnego do zwykłego posiłku – byłoby to profanacją. Podobnie jak użycie obrusa ołtarzowego czy świec do nakrycia zwykłej kolacji. I chyba jasne jest, że równie karygodne byłoby wykorzystanie urządzenia elektronicznego jako księgi świętej, a później zamienienie go na telewizorek, na którym ogląda się śmieszne filmiki.
Najświętsza Ofiara jest przekroczeniem granicy dzielącej sacrum i profanum. Jest wejściem do świętego świętych, do samych Niebios – wejściem w oddanie Syna Ojcu, przekroczeniem progu doczesności. Z tego względu wyciąganie z tej przestrzeni tego, co zostało przeznaczone na jej wyłączny użytek, byłoby czymś niedopuszczalnym.
Ale przypuśćmy, że ktoś przeznacza tablet wyłącznie do liturgii. Czy to już byłoby w porządku? Otóż dalej powinniśmy mieć wątpliwości. Świętość liturgii bowiem domaga się unikania tandety i przeciętności. Bogu po prostu należy się to, co najszlachetniejsze. I nawet jeśli księga liturgiczna nie odznacza się najwyższym kunsztem (chociaż powinna), to warto zauważyć, że jest solidną księgą – i taką pozostanie także za dwieście lat. Tymczasem tablet, jakkolwiek byłby nowoczesny – już jest tandetą, a za kilka lat będzie złomem.
Liturgia to rzeczywistość
A co z automatycznym organistą? Co ma niby przeszkadzać w takim urządzeniu? Otóż tutaj napotykamy drugi, obok świętości, wyznacznik, który wytycza formę liturgii, a jest nim jej realność. Liturgia to nie żaden spektakl czy symboliczne upamiętnienie. Liturgia jest samą rzeczywistością. Nie jest symbolicznym przytoczeniem znaczenia Ofiary Chrystusa, lecz prawdziwą i tą samą Ofiarą, która raz na zawsze dokonała się na krzyżu, a na ołtarzach świata jest ponawiana i uobecniana.
Ponawiana i uobecniana – to znaczy, że Msza Święta nie jest inną, podobną lub sklonowaną ofiarą w przestrzeni symbolicznej, ale że jest to dokładnie i numerycznie ta sama Ofiara, która dokonała się na Kalwarii. Ten zaś aspekt sprawia, że w liturgii nie wolno używać sztucznych elementów (który to zakaz jest dziś, niestety, nagminnie łamany). Tak więc kwiaty ozdabiające ołtarz nie mogą być sztuczne, ale mają być żywe. Świece nie mogą być elektryczne ani nie powinny być imitacjami świec, ale mają być świecami woskowymi. Korporał nie powinien być z tkaniny syntetycznej, ale ma być lniany – bo przecież chodzi tutaj o samą rzeczywistość. Ciało naszego Pana zostało owinięte całunem lnianym. Na ołtarzu mamy to samo Ciało – kładziemy je na korporale, który jest właśnie całunem, a nie piknikowym obrusikiem. Powtórzmy zatem: chodzi o rzeczywistość i realność. Wspomniane elementy nie są tylko symbolami, ale oprawą faktycznego aktu liturgicznego. I dokładnie z tego samego względu liturgii nie może towarzyszyć sztuczny śpiew czy odtwarzana muzyka. Zadawałoby to po prostu kłam samej liturgii.
Ale oczywiście jakiś ksiądz-liberał może powiedzieć, że to przesada i że on jest praktykiem, a rozwiązania praktyczne czasami muszą szukać kompromisu. Zapytajmy jednak: czego praktykiem jest ów ksiądz? Jeśli traktuje liturgię nie jako fakt, ale jako symboliczną celebrację, to czego jest praktykiem? Symbolicznej wiary? Hipotetycznego zbawienia? Idei zasad ewangelicznych?
I o jaki kompromis mu chodzi? Kompromis rzeczywistości z fałszem? Adoracji Boga z tandetą? Drogocennej Krwi Chrystusa ze styropianem z ceratą? Prawdziwej wiary i jej misterium z niegodnym jej urzeczywistnieniem i przeżyciem?
Takie właśnie tanie kompromisy i rzekome podejście praktyczne uczą zdeformowanej wiary w Boga – takiego trochę na niby i raczej byle jakiego.
O. Jan Strumiłowski OCist
Tekst ukazał się w dwumiesięczniku „Polonia Christiana”, numer 98 (maj-czerwiec 2024)
Kliknij TUTAJ i zamów pismo w wersji elektronicznej lub papierowej