Na łamach portalu deon.pl redaktor Dominika Frydrych opisuje sytuację przedstawioną na Facebooku przez Małgorzatę Wałejko, „pedagog, teolog i wykładowcę Uniwersytetu Szczecińskiego, świecką dominikankę oraz autorkę vlogów dla dominikanie. pl”, jak przedstawia ją autorka. Córka pani Wałejko przygotowuje się do pierwszej komunii świętej i w ramach katechezy uczy się Sześciu Głównych Prawd Wiary. Druga z tych prawd wzbudziła stanowczy sprzeciw rodzica. „Zachęcam innych Rodziców do rebelii!” – skwitowała autorka posta. O co chodzi?
Każdy, kto kiedykolwiek uczestniczył w katechezie, zna tradycyjne brzmienie prawdy mówiącej, że „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Według pani Wałejko należy pilnie skorygować element mówiący o karze za zło i zastąpić go sformułowaniem „a na nasze zło ma lekarstwo”. Informację o tej preferencji – można domniemywać, że z dodatkową reprymendą – listownie otrzymała również katechetka.
Wesprzyj nas już teraz!
Argumentów mających przemawiać za taką zmianą pani Wałejko podaje kilka. Jest tu odwołanie do autorytetu (autorem „nowego brzmienia” jest bowiem bp Andrzej Czaja), troska o zdrowie psychiczne dzieci, typowo polska specyfika samego sformułowania Sześciu Głównych Prawd Wiary i przekonanie, że jest ono formułą – tu oddajmy głos świeckiej dominikance – „niezgodną z prawdą objawioną o Panu Bogu i bardzo szkodliwą”.
Każdemu według uczynków
Tymczasem o Sądzie przed Trybunałem Chrystusa naucza nas Pismo Święte, Tradycja i wszystkie katolickie katechizmy, którym Kościół przez wieki przyznawał swoje imprimatur. Twierdzenie, że za zło grozi człowiekowi postawionemu przed tym Trybunałem kara z rąk samego Boga, nigdy nie budziło większych wątpliwości.
W Ewangelii świętego Mateusza czytamy, że sam Jezus nie waha się ukazać siebie jako sędziego, który będzie karał za zło: „Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (…) I pójdą Ci na mękę wieczną (…)” (Mt 25, 41, 46 a). Święty Paweł poucza nas, że żaden z ludzi nie uniknie tego sądu, a będzie on polegał właśnie na ocenie ziemskich uczynków. „Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” – pisze do Kościoła w Koryncie (2 Kor 5,10). Bóg „odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie” (Rz 2,6–8). Święty Jakub uzupełnia tę informację, pisząc, że „jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić” (Jk 4,12).
Takich fragmentów w Piśmie świętym jest bardzo dużo, więc kończąc ten temat, odwołajmy się do bodaj najbardziej dosłownego z nich: „Ukarzę Ja świat za jego zło i niegodziwców za ich grzechy” (Iz 13, 11 a).
W sugestii pani Wałejko pojawia się pewien silny emocjonalnie argument. Otóż funkcjonujące na katechezie sformułowanie tej prawdy wiary ma rzekomo wprowadzać zamieszanie wśród osób (szczególnie dzieci), które nie potrafią połączyć ze sobą obrazu Boga Miłosiernego i Sprawiedliwego. Facebookowy post pani Wałejko został powszechnie zauważony – komentarze pod nim są w większości przychylne, a artykuł na Deonie tylko wzmocnił jego popularność. Wygląda więc na to, że osób popierających myślenie opowiadające się za sugerowaną zmianą jest sporo.
Bez cienia ironii uważam, że całe to środowisko – jeżeli tylko pragnie pozostać konsekwentnym w swoim dążeniu – powinno wnioskować również o usunięcie wyżej wspomnianych fragmentów Pisma z Liturgii Słowa. Jeżeli uznajemy, że katechizowanym dzieciom nie należy ukazywać Boga jako Kogoś, kto posiada władzę sądzenia człowieka i wolę ukarania jego złych uczynków, gdyż jest to rzekomo „niezgodne z prawdą objawioną o Panu Bogu” i nie odpowiada dziecięcej wrażliwości, powinniśmy chronić dzieci przed tym obrazem również w czasie liturgii Mszy świętej.
Cóż nam z tego, że zakneblujemy katechetów, jeżeli w kościołach nadal będziemy słuchać takich treści?
Pod za krótką kołdrą
Jak można zauważyć w dyskusji pod postem, postulowana przez pani Wałejko zmiana jest pokłosiem jej ogólnej niechęci do samej koncepcji Sześciu Głównych Prawd Wiary sformułowanych w obowiązujący dzisiaj sposób.
I rzeczywiście można przyznać, że próba streszczenia całej treści wiary katolickiej w sześciu punktach jest zadaniem karkołomnym (nie bez powodu Katechizm Kościoła Katolickiego ma ich niemal 3 tysiące!) i z góry skazanym na ten rodzaj niepowodzenia, który ciąży nad niemal każdą próbą skrócenia do kilku punktów czegoś o doniosłej i rozbudowanej treści. I to nie tylko w sensie religijnym.
W tym wąskim znaczeniu również katechizmowe Prawdy Wiary nie są wolne od niedoskonałości; to znaczy siłą rzeczy brakuje im pewnego wyważenia. Tyle tylko, że każda próba ich zmodyfikowania będzie jedynie przenosiła akcent na inną płaszczyznę. Obrazowo mówiąc: przypomina to próbę przykrycia się za krótką kołdrą. Prawdy Wiary – jakkolwiek sformułowane – nie będą w stanie objąć całości teologii dogmatycznej, podobnie jak Dziesięć Przykazań nie nosi w sobie całości teologii moralnej. Rzeczywistości te są o wiele bogatsze.
Dlatego trudno mieć pretensje o samą dyskusję, jaka toczy się nad akcentami położonymi w Sześciu Głównych Prawdach Wiary, za to niepokojący – a zarazem symptomatyczny – jest sposób, w jaki na załączonej do facebookowego posta fotografii wprowadzono zmianę.
Wspomniana prawda nie została bowiem przez pani Wałejko uzupełniona o jakąś nową informację lub o aspekt, który łagodziłby to kategoryczne – i, jak widać, dla niektórych kontrowersyjne – stwierdzenie o karze. Informacja o tym, że Bóg karze za zło, została bezpardonowo wykreślona i zastąpiona nowym sformułowaniem zupełnie tak, jakby boska władza sądzenia człowieka miała być z tym nowym wtrętem sprzeczna.
Dlatego choć nie jest to stwierdzenie nieprawidłowe samo w sobie, użycie go w kontrze do tradycyjnej nauki powinno budzić niepokój.
Czym innym jest bowiem dyskusja na temat historii, znaczenia i brzmienia Sześciu Głównych Prawd Wiary (która to dyskusja będzie z biegiem lat narastać), a czym innym zarzucenie wprost, że oto przez całe dziesięciolecia katolicy uczyli się o Bogu czegoś niezgodnego z nauką katolicką (co jest zarzutem bezpodstawnym).
Czym innym jest pytanie o to, dlaczego ze wszystkich przymiotów Boga wymienia się tu tylko Jego trójjedyność i sprawiedliwość, a czym innym jest namawianie ludzi do rebelii przeciwko katechetom, którzy nauczają w zgodzie ze swoją misją kanoniczną i nie mają prawa wprowadzać korekt programowych na podstawie jakiejś oddolnej mobilizacji rodziców dzieci pierwszokomunijnych.
Nowy człowiek. Nowa wrażliwość.
Uważam, że cała sprawa wymaga komentarza polemicznego nie tylko ze względu na siebie samą, ale i na pewien szerszy kontekst, który reprezentuje.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wrażliwość dziecka, na którą powołuje się pani Wałejko, może być pretekstem do tego, by chronić także nową wrażliwość dorosłego katolika XXI wieku, który nie chce już słuchać o ogniach piekielnych i karze – słowem: o odpowiedzialności za grzechy.
Ta niechęć została już zauważona i wielu kapłanów, a nawet wysoko postawionych hierarchów, „łagodzi” swoje nauczanie o niektórych rzeczach ostatecznych. Na przykład część z nich otwarcie twierdzi, że Szatan nie istnieje naprawdę, a stanowi jedynie symboliczne ucieleśnienie zła, które funkcjonuje bardziej w charakterze kulturowego toposu niż realnego zagrożenia.
Uważam, że na poziomie parafialnym widać to także na przykładzie sakramentu pokuty i pojednania, w którym grzechy trudne, utrwalone w woli i nawykach oraz wymagające solidnego namysłu i duchowego wysiłku są „do odpracowania” dzięki kilku minutom modlitwy zadanej przez spowiednika w charakterze pokuty. Oczywiście rolą spowiednika nie jest gnębienie kogoś, kto klęka u kratek konfesjonału w poszukiwaniu miłosierdzia, ale czasem trudno nie zauważyć, że zadanej penitentowi pokucie daleko do jakiejkolwiek proporcjonalności, która mogłaby pomóc otrzeźwić grzesznika i przypomnieć mu, że każdy grzech (innymi słowy: każde zło) jest obrazą Boga i jako taki domaga się z Jego rąk sprawiedliwej kary.
Redaktor Frydrych podsumowuje swój tekst słowami: „Nie wiem, jaka jest duchowa korzyść z obecnego sformułowania (…). Nie pokazuje relacji miłosno-przyjacielskiej czy uczniowsko-mistrzowskiej, do której jesteśmy nieustannie zaproszeni przez Chrystusa, ale dyscyplinę w najgorszym znaczeniu tego słowa – nie jako wychowanie, ale surową pedagogikę lęku”.
Święty Augustyn pisał: „Jeżeli cieszysz się z miłosierdzia Pana, niechaj tej radości równa się lęk przed sprawiedliwością Bożą”. Przez wieki wtórowali mu inni święci aż po święty ojciec Pio, który mówił wprost, że „miłość bez bojaźni to zarozumialstwo. Kiedy miłość istnieje bez bojaźni, jest nieostrożna i nie zna hamulców, nie patrzy dokąd zmierza (…)”.
Dlatego ja z wielką czcią doceniam całą tę „dyscyplinę w najgorszym znaczeniu tego słowa” i „surową pedagogikę lęku”, które przez wieki wychowały nam bogobojnych świętych. Bo, jak uczy historia, świadomość istnienia Boga karzącego za grzechy przyniosła Kościołowi o wiele więcej korzyści niż wzywanie do rebelii i majstrowanie przy Magisterium. Nawet tym „sformułowanym lokalnie”.
Tomasz Adamski