24 sierpnia 2012

O świętym Ludwiku dzisiaj i jeszcze trochę

(Fot. TopFoto/Forum)


Lubię Francję, choć nie cierpię jej współczesnej „laickości”. Lubię francuską monarchię, choć nie lubię jej pudru, peruk i absolutystycznych koturnów. Lubię francuskie chrześcijaństwo…, ale ulubienie Taizé raczej mi przeszło. Sercem ciągnę albo ku sarmackim kołtunom, albo ku francuskim katedrom i mężnemu Ludwikowi z żonglerskiej pieśni. 

Wesprzyj nas już teraz!



I. Co lubimy

…Król nasz prawy jest i święty,

A szlachectwo jego schludne.

Póki to królestwo ludne

Trwa, król będzie czcią objęty:

Życie wiedzie nieobłudne,

Omija czyny paskudne,

W pogardzie ma grzech przeklęty

I wszelakie sprawki brudne…

 

Ktoś powie, że katedry i rycerze to dwa różne światy: jeden grzeszny, pyszny i świecki, drugi nabożny, zamknięty w ascezie, łacinie i gregoriańskim chorale. Światy nie do pogodzenia. „Wybieraj, tamten albo ten!”

 

Otóż dzięki świętemu Ludwikowi nie muszę wybierać. Święty Ludwik to katedry i trubadurzy w jednym, a nawet: to święty Franciszek, święty Jerzy i święty Tomasz z Akwinu w jednej osobie. Odtrutka na zwiędły stan dzisiejszej wiary, męstwa, rozumu.

 

II. Państwo chrześcijańskie

Był królem cywilizacji chrześcijańskiej. Cywilizacji pełni. Jest dowodem na to, że państwo chrześcijańskie jest możliwe i że może być święte. I że warto o nim marzyć.

 

Bo to fakt przecież, że w trzynastym stuleciu przypadło Francji w udziale zarazem: być w centrum świata, tworzyć klasyczne katedry gotyckie, wznosić Sainte-Chapelle, widzieć, jak powstaje summa teologiczna, usłyszeć pierwsze polifoniczne śpiewy, rzezać genialne rzeźby i malować olśniewające miniatury, a wszystko to chrześcijańskie! Na koniec zaś: mieć króla, który rządził nie tylko z łaski Boga, ale i po Bożemu.  

 

Dla mnie zaś rzeczą szczególnie miłą jest, że pośrednio dzięki Ludwikowi w Poznaniu i Wrocławiu wyrosły pierwsze polskie, gotyckie katedry. Gdyby nie ogłosił wyprawy krzyżowej i nie zamienił funduszy budowlanych na fundusze krucjatowe, francuscy kamieniarze pozostaliby pewnie w swoim kraju. A tak – wyruszyli w wędrówkę za chlebem (dostatnim!) na kresy ówczesnej Europy.

 

III. Męstwo szalone

Ludwik „przydarzył się” Francji, ale nic nie „przydarzyło się” Ludwikowi. Nie ma przypadków: świadomie zapragnął zostać świętym i świętość swoją zaplanował. I mu się udało (nauczka, że planować warto).

 

Wszakże nie zamierzał być ascetą. Król chrześcijański to był dlań rycerz z krwi i kości. Posłuchajcie seneszala Joinville’a, Ludwikowego towarzysza broni, cóż opowiada o bitwie pod murami nadmorskiej Damietty, za pierwszej królewskiej krucjaty:

 

Cała jego [królewska] rada była zdania – jak o tym słyszałem – żeby pozostał na swoim okręcie, aż do chwili, kiedy zobaczy, czego dokonali jego rycerze, którzy zeszli na ląd. […] [Bo] gdyby razem z nimi został zabity, sprawa byłaby stracona, tymczasem, jeśli pozostanie na statku, osobiście będzie mógł rozpocząć odzyskiwanie ziemi Egiptu. A on nie chciał nikogo usłuchać, ale skoczył w pełnej zbroi do morza, z tarczą zawieszoną na szyi, z kopią w ręku, i był pierwszy na lądzie.*

 

Oto rycerski rys charakteru. Seneszal Joinville podziwia go zań, ale i gani. To była wszak nieroztropność. Ale poza tym Ludwik chciał sprawować władzę świętą i sprawiedliwą. Za jego czasów mit świętej sprawiedliwości przerodził się w rzeczywistość:

 

Wiele razy zdarzało się, że po wysłuchaniu mszy zasiadał w lesie Vincennes oparty o pień dębu, nam kazawszy siąść dookoła. I każdy, kto miał doń jakąś sprawę, mógł podejść do niego bez przeszkód ze strony strażnika ani kogokolwiek innego.

 

Ale hola, hola! Wy, którzy to czytacie, czy poznajecie, że ideał narnijskich monarchów był właśnie – taki?… I że waleczny król Piotr to właśnie Ludwik Święty? Nie na darmo Clive Staples Lewis wykładał i badał literaturę starofrancuską.

 

IV. Człowiek szlachetny

Czcił Boga, korzył się przez Najświętszym Sakramentem, obmywał nogi żebrakom, biedaków sadzał do swego stołu, a franciszkanów, dominikanów i uczonych teologów miał wciąż przy sobie; pośród nich sławnego Roberta de Sorbon, od którego imienia wzięła nazwę paryska Sorbona. Wbrew pozorem nie chciał jednak być „dewotem”, tylko – właśnie – świętym; czyli człowiekiem szlachetnym:

 

Raz, kiedy król był wesół, rzekł do mnie: „Seneszalu, podajcie mi przyczynę, dla której człowiek szlachetny [preudomme] więcej jest wart niźli dewot [beguin]”. I tak rozpoczęła się dysputa pomiędzy mną a mistrzem Robertem [de Sorbon]. Skorośmy już kęs przedysputowali, król sam wyrzekł swój osąd, powiadając: „Mistrzu Robercie, pragnąłbym posiąść miano człowieka szlachetnego; niechajbym nim został, a cała reszta niechajby tobie przypadła; bo człowiek szlachetny jest rzeczą tak wielką i tak dobrą, że kiedy się wypowiada jego miano, wypełnia ono całkiem usta”.

 

Ta rozmowa obrosła legendą. Oj, trzeba czytać „Pamiętniki” („Histoire de Saint Louis”) Joinville’a. Są dla pamięci o świętym Ludwiku tym, czym „Kwiatki” dla pamięci o świętym Franciszku: księgą serdeczną, a prawdziwą; lustrem prawdy, nie zaś lukrowaną laurką.

 

V. Suum quique

Oddawał więc każdemu, co mu się należało, doceniał racje każdego stanu i narodu, nawet Saracenów. Ja sam, jako wędrowny żongler, wzruszam się jego ukłonem w stronę ludzi pokrewnej mi profesji. Bo przecież świeckich pieśni raczej nie lubił, bo przecież pozycja śpiewaków była podówczas niska, a jednak…

 

[…] kiedy po posiłku minstrele możnych panów wchodzili ze swymi skrzypkami, czekał […] tak długo, aż minstrel skończył śpiewać swoją piosnkę; natenczas dopiero wstawał od stołu […].

 

Docenić trzeba to jego poczucie równowagi, miejsca, czasu i tematu:

 

Gdy byliśmy z nim osobno [w jego komnacie], zasiadał w nogach swego łoża; i gdy natenczas dominikanie i franciszkanie, którzy tam byli, powiadali mu o jakiej książce, aby jej ochotnie posłuchał, on mawiał im: „nie będziecie mi teraz czytać nic; po jedzeniu nie ma lepszej księgi niż quodlibet, to znaczy, że każdy mówi, co chce”.

 

Z tego opisu zdawałoby się, że był wręcz „dzisiejszy”, wyluzowany i tolerancyjny. A jednak bluźnierstw serdecznie nie znosił:

 

Tak kochał Boga i Jego słodką Matkę, że kazał surowo karać tych wszystkich, których mógł osądzić, a którzy mówili o Bogu lub Jego Matce rzeczy nieprzyzwoite lub szpetne bluźnierstwa. […] I król mawiał: „chciałbym być naznaczony rozpalonym żelazem pod warunkiem, że wszystkie obrzydliwe przekleństwa zostaną wygnane z mojego królestwa”. *

 

VII. Cóż to jest Bóg?

Wbrew pozorom jednak w jego działaniach publicznych prym wiodły sprawiedliwość i ekonomia. Tym bardziej zadziwiają „kwodlibetyczne” pogawędki, jakie odbywał był po obiedzie. O jednej już słyszeliśmy, inne są niemniej ciekawe. Wpierw teoretyczna:

 

Zawołał mnie raz król i rzekł: […] „Seneszalu, cóż to jest Bóg?”. Ja zaś rzekłem mu: „Panie, jest to rzecz tak dobra, iż lepsza być nie może”. „Prawdziwie tak jest – odrzekł – dobrze powiedziane; oto bowiem odpowiedź, którą podaliście, znajduje się zapisana w księdze, którą trzymam w dłoni”.

 

A druga praktyczna:

 

[rzekł do mnie raz] „[…] …zapytuję was, panie, co byście woleli: być trędowatym czy popełnić grzech śmiertelny?” Ja zaś, który nigdy mu nie skłamałem, odrzekłem, iż wolałbym popełnić trzydzieści grzechów śmiertelnych, niż być trędowatym. […] On zaś rzekł mi na to: „Odpowiedzieliście jak popędliwy głupiec, gdyż najstraszliwszym trądem jest żyć w stanie grzechu śmiertelnego”.

 

Czyż te rozmowy nie brzmią nad wyraz aktualnie?

 

VIII. Proroctwo na dziś

Podobnie z pieśniami truwerów, które Mu poświęcono. Kiedy słyszymy dziś o konfliktach w Syrii, o planowanej wojnie z Iranem – o kryzysie cywilizacji chrześcijańskiej – poczytajmy te rymowane, trzynastowieczne proroctwa pod adresem świętego Ludwika. Przeszłość to dziś tylko cokolwiek dalej; podobnie wszak prorokowano później Sobieskiemu. Niestety, ani jeden, ani drugi nie odnieśli ostatecznego zwycięstwa. Sobieski zresztą nie był świętym, więc pozostaje modlić się do Ludwika, który u Saracenów wzbudzał podziw i bojaźń, a był o krok od sukcesu. Może teraz… może teraz, za jego wstawiennictwem? ziści się? iż ktoś

 

[…] Ochrzci Sułtana i we swoje dłonie

Poweźmie świata całego władanie […]

I z wielkim wojskiem przejdzie morskie tonie;

Jego potęgi nie zdzierżą poganie,

Turcja i Persja upadną w pokłonie;

Na koniec będzie królem w Babilonie. […]


Jacek Kowalski

 

– – – – – – – – – – – – – – – – –

Powyżej cytowałem fragmenty dwu pieśni anonimowych truwerów we własnym przekładzie, fragmenty „Histoire de Saint Louis” Jeana de Joinville, także we własnym przekładzie oraz – oznaczone gwiazdką – wyjątki tegoż dzieła według: Jean de Joinville, Czyny Ludwika Świętego króla Francji, przeł. Marzena Głodek, Warszawa 2002

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij