Nawet barbarzyńscy mają prawo, by rządzić się swoimi zasadami w państwie, wolni od ingerencji z zewnątrz, o ile pragną żyć w pokoju z sąsiadami – przypominali jeszcze w XV wieku wybitni polscy prawnicy: Stanisław ze Skarbimierza i Paweł Włodkowic, którzy stworzyli podwaliny pod współczesne prawo międzynarodowe.
Ich zasadniczą zasługą jest usystematyzowanie wiedzy na temat wojny. Uczeni związani z Akademią Krakowską czerpali z bogatej spuścizny myśli antycznej i średniowiecznej; z filozofii, prawa i teologii, twórczo rozwijając koncepcję wojny sprawiedliwej oraz prawa ludów (ius gentium), regulującego relacje między wspólnotami. Można śmiało powiedzieć – za wybitnym badaczem tego zagadnienia, prof. Ludwikiem Ehrlichem, również prawnikiem – że nasi rodacy już w XV wieku stworzyli „polską szkołę prawa międzynarodowego, wpływając na ukształtowanie się polskiej kultury politycznej, zwłaszcza dotyczącej suwerenności państw i prawa samostanowienia narodów”.
Wesprzyj nas już teraz!
Krakowscy kanoniści nawiązywali do starożytnej koncepcji rzymskiego prawa ludów, czyli norm powszechnie obowiązujących wszystkich ludzi jako wskazania naturalnego rozumu. Pokój, zaufanie, porządek, stabilność i słuszność – to były kwestie istotne dla rozwiązywania sporów między licznymi ludami zamieszkującymi imperium rzymskie.
Od starożytności…
Pierwsze wzmianki o tak zwanej wojnie sprawiedliwej – jako jedynej dopuszczalnej – pojawiły się w starożytności u Arystotelesa i Cycerona. Ten ostatni w I wieku przed Chrystusem w traktatach „O państwie” i „O powinnościach” wskazywał, że muszą być słuszne powody wszczęcia wojny, musi ona być wypowiedziana, ogłoszona (nie może rozpocząć się znienacka) oraz ma się toczyć dla odzyskania utraconych dóbr.
Potem twórczo tę kwestię rozwinął św. Augustyn, który żył w czasach najazdów barbarzyńców na prowincje imperium rzymskiego i zdobycia Rzymu przez Wizygotów w 410 r. Autor „Państwa Bożego” nie miał wątpliwości, że całkowity pokój w świecie doczesnym nie jest możliwy. Jednak, gdy walka toczy się o pokój, sprawiedliwość i ład, wówczas jest uzasadniona. Nie wolno prowadzić wojen z powodu chciwości i pychy. Wówczas bowiem mamy do czynienia ze zbójectwem, wojną niesprawiedliwą. Augustyn dopuszczał prowadzenie walk w celu pomszczenia krzywd i odebrania dóbr wcześniej zagrabionych. Nie miał wątpliwości, że zbrojna akcja obronna jest wojną sprawiedliwą. Odpowiedzialność moralna za wszczęcie wojny spoczywała na panującym, a obowiązek posłuszeństwa uniewinniał tych, którzy zostali zmuszeni do sięgnięcia po oręż.
…po średniowiecze
W średniowieczu potężnym wyzwaniem okazało się zaradzenie częstym i brutalnym wojnom feudałów. Kościół nie mógł pozostać obojętny na rozpowszechnione bezprawie. Dlatego już w X wieku na soborze w Toulouges pojawiła się idea Rozejmu Bożego mającego trwać od soboty do poniedziałku. Spopularyzowanie takiej opcji pośród chrześcijańskich krajów wpłynęło na rozwinięcie się koncepcji, zgodnie z którą prawo do wypowiadania wojny mogli mieć jedynie prawowicie sprawujący władzę we wspólnocie (władza publiczna). Obowiązywał nakaz nietykalności osób nie biorących bezpośredniego udziału w walkach.
W XIII wieku św. Tomasz z Akwinu wskazał, iż dopuszczalne jest prowadzenie wojny wypowiedzianej przez władcę (zakaz wojen prywatnych), który ma słuszną przyczynę i działania militarne prowadzi ze słuszną intencją – zgodnie z prawem Boskim. Tylko taka wojna, która musiała prowadzić do dobra i maksymalnego uniknięcia zła, mogła być uznana za „moralną”.
Rajmund z Penyafortu w Summa de casibus – za Wawrzyńcem Hiszpanem – zdefiniował pięć kryteriów wojny sprawiedliwej, akcentując, że jedynie świeccy mogą prowadzić walkę a nie duchowni, wojownicy muszą zaś kierować się dobrą intencją, natomiast nie nienawiścią ani chciwością. Do tej spuścizny nawiązali Baldus de Ubaldis i Wilhem z Rennes, do których odwołał się na słynnym i przełomowym Soborze w Konstancji w XV wieku kanonista Paweł Włodkowic, krytykując działania Krzyżaków.
Również w XIII wieku za sprawą papieża Innocentego IV, zwolennika krucjat w obronie Ziemi Świętej, tworząca się doktryna prawa ludów rozwinęła się o kwestię dopuszczalności atakowania ludów pogańskich. Co ciekawe, Innocenty IV w dziele Apparatus Decretallium wskazał wyraźnie, że „chrześcijanie nie mają prawa pozbawiać pogan władzy ich terytorium ani nie wolno pozbawiać ich własności pod pretekstem szerzenia wiary chrześcijańskiej”. Papież zabronił wojen zaborczych, dziś byśmy powiedzieli imperialnych, nawet jeśli władca uzasadniałby to koniecznością nawracania na katolicyzm.
Papież dopuszczał jedynie obronę Ziemi Świętej, do której udawały się liczne pielgrzymki. Na Innocentego często powoływał się wybitny polski prawnik, kanonik kapituły katedralnej na Wawelu, pierwszy rektor odnowionego w 1400 roku Uniwersytetu Krakowskiego – Stanisław ze Skarbimierza. Innocenty bowiem nawiązywał do prawa naturalnego, uznawał prawo do władzy i posiadania oraz pokojowego współistnienia wszystkich ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo Boże. Poglądy Innocentego IV – chociaż krytykowane w średniowiecznej Europie między innymi przez Henryka z Suzy – odcisnęły silne piętno na wielu umysłach.
Wojna sprawiedliwa według Stanisława ze Skarbimierza. Upodmiotowienie krajów, w tym pogańskich
Stanisław ze Skarbimierza – jeden z twórców polskiej szkoły międzynarodowej – rozwinął kwestię stosunku do pogan.
W „Kazaniu o wojnie sprawiedliwej” rektor Uniwersytetu Krakowskiego przywołuje Księgę Przysłów: „Niesłusznie nie sprzeczaj się z nikim, o ile ci zła nie wyrządził”. I kontynuuje: „Skoro zgodnie z nauką Salomona, bez prawowitej przyczyny (sine causa legitima) nie należy podejmować walki przeciwko jakiejś jednej osobie, to tym bardziej przeciwko całemu państwu, królestwu, księstwu lub społeczności”.
Kanonik zaznacza, że tylko władza publiczna może podjąć decyzję o wypowiedzeniu wojny. Co więcej, musi istnieć uzasadniony powód, ponieważ ten, który bez przyczyny wszczyna wojnę – a towarzyszą jej „niezliczone mordy, gwałty, świętokradztwa, nierządy, rabunki, cudzołóstwa i różnorodne występne czyny” – „winien jest ich wszystkich”.
Stanisław przestrzegał władców, by zawsze sprawdzali, czy wojna jest sprawiedliwa – bo tylko taka była uzasadniona – odpowiadając na pytanie, czy sprawiedliwość stoi po ich stronie? „Niech zatem żaden król czy książę bez powodu nie rozpoczyna walki przeciwko królestwu, gdyż będzie miał przeciwko sobie Boga i prawo” – konstatuje.
Wojna jest sprawiedliwa tylko wtedy, gdy prowadzi ją osoba świecka, nie duchowna, jeśli „toczy się dla odzyskania własności lub obrony ojczyzny”, istnieje „prawowita przyczyna, to znaczy toczy się z konieczności w celu przywrócenia lub ustanowienia naruszonego pokoju”, jeśli „nie jest prowadzona z nienawiści, żądzy czy chęci zemsty, lecz ze względu na gorliwe umiłowanie prawa Bożego, ze względu na miłość, sprawiedliwość i posłuszeństwo”. Jest sprawiedliwa, jeśli „toczy się z upoważnienia Kościoła, szczególnie, gdy walka prowadzona jest w obronie wiary lub z przyzwolenia zwierzchnika”.
Stanisław zauważa, że wojnę można wypowiadać „z upoważnienia prawa lub człowieka”, o ile naturalnie istnieje sprawiedliwy powód. Można ją także wszcząć, gdy na przykład rycerz nie ma zwierzchnika, a istnieje uzasadniona przyczyna, by wypowiedzieć wojnę przeciwko swoim poddanym lub obcym. W przypadku poddanych, jeśli jednak chcą oni rozstrzygnięcia sporu przez sąd, wojny wypowiadać nie można.
W razie zewnętrznej napaści wspólnota ma jak najbardziej uzasadnione prawo bronić się. Stanisław zwraca uwagę, że nawet jeśli inny władca napadnie bez powodu dany kraj, a potem zaproponuje zadośćuczynienie, naprawiające wyrządzoną szkodę „według wskazania uczciwych rozjemców”, to nie może kontynuować walk.
Dopuszcza wojnę dla odzyskania dóbr lub obrony ojczyzny, bez przyzwolenia władcy lub Kościoła. Uzasadnia to – za Rajmundem, Wilhelmem z Rennes i Innocentym – prawem naturalnym, które „zezwala każdemu niezwłocznie odeprzeć siłę siłą, z zachowaniem granic obrony koniecznej”. Dodaje jednak, że w tym wypadku powinno się wziąć pod uwagę możliwości armii i czas potrzebny na przygotowanie do walk. W wojnie można brać łupy.
Stanisław podsumowuje: „jeżeli ktoś prowadzi wojnę przeciwko komuś, kto szkodzi, kierując się niemożliwą do uniknięcia koniecznością, a szczególnie (walcząc) dla obrony ojczyzny lub zwrotu mienia, to cokolwiek weźmie od wroga, należy do niego i ma prawo zachować to bez restytucji”. Podobnie osoba świecka idąc na wojnę ze swoim panem, jeśli zezwoli on na zatrzymanie łupu, to może go zachować.
Co więcej, „ktoś kto walczy z niedającej się uniknąć konieczności bez niemoralnych zamiarów” nie grzeszy. „To oczywiste, gdyż walczy w sposób sprawiedliwy, a jeśli tak to znaczy dobrze” – konstatuje Stanisław. Dodaje, że nawet gdyby w czasie wojny sprawiedliwej doszło do zniszczenia „pól uprawnych”, winnic itp. – dziś byśmy powiedzieli: infrastruktury, budynków niezbędnych do funkcjonowania – a nawet przypadkowej śmierci cywilów w następstwie prowadzenia walk, „pomimo swej staranności i dobrej wiary”, to także nie ponosi żadnej winy. Za śmierć niewinnych i zniszczenia odpowiada agresor, chyba, że broniący kieruje się złymi intencjami, chciwością i żądzą zemsty.
Ten, kto wyrusza na wojnę niesprawiedliwą, ponosi wszystkie konsekwencje, nie tylko za szkody wyrządzone przeciwnikowi przez siebie i swoich ludzi, ale także za „szkody wyrządzone przez przeciwnika jego poddanym”. „Skoro bowiem – pisze Stanisław – w ten niesprawiedliwy sposób wyrządził szkodę i nie uczynił jej zadość, to żadną miarą nie zostanie zbawiony. Jeśli nawet stwarza możliwość wyrządzenia szkody, wydaje się, że jest tak jakby ją sam wyrządzał. Dlatego też niech bardzo obawia się ten, kto bez powodu walczy przeciwko jakiemuś królestwu czy jego prowincji. Trzeba bowiem wyprostować każdą nieprawość i naprawić każdą niesprawiedliwie wyrządzoną szkodę albo przynajmniej – pod groźbą niebezpieczeństwa dla duszy – sprawiedliwie zadośćuczynić temu, kto nie otrzymał pełni zadośćuczynienia od razu”.
Stanisław wskazuje, że wojny sprawiedliwe prowadzi się nie tylko przeciwko poganom, ale także chrześcijanom i co istotne, mieszkańcy danej wspólnoty mają uzasadnione prawo bronić się, nawet jeśli ludzie nie uzyskali zgody władzy na to.
Prawo do obrony jest prawem naturalnym, chociaż usystematyzowanym już w kodeksie Justyniana. Zgodnie z tym prawem – pisze Stanisław – „każdy stara się utrzymać przy życiu, a siłę lub gwałt, o ile jest w stanie powstrzymuje i stawia im opór. Dokładnie to samo widzimy u bezrozumnych stworzeń, które – jak tylko mogą – bronią się i ochraniają, a czasem dotkliwie odgryzają się tym, którzy je zaatakują”.
Autor zwraca uwagę, że wojnie zawsze towarzyszą bezprawne czyny, nawet jeśli ktoś stara się ich uniknąć. „Nie da się zaradzić temu, że w czasie wojny sprawiedliwej dokonuje się wiele czynów złych i niezliczone okropności. Nie może bowiem być tak, że jeśli działamy duchem pełnym dobrej woli, a wydarzy się coś przeciwnego, to zostanie nam to poczytane za winę”. Stanisław wyjaśnia, że „jeśli zakłócono pokój i nie można go przywrócić inaczej jak tylko przez wojnę, należy walczyć – nawet jeśli wbrew woli władcy jego wojska dopuściłyby się złych rzeczy”.
Kanonik jednoznacznie odpowiada także na argument, że wojna zawsze jest złem, a przecież nie można czynić zła, aby osiągnąć dobro. Zdaniem Stanisława, „walka czy też prowadzenie wojen nie jest złem, nawet jeśli z powodu ludzkiej skłonności do grzechu, skutkują one niegodziwością i najgorszymi zbrodniami”. W przypadku zbrodni w toczącej się wojnie sprawiedliwej „temu, co przynosi pożytek, to, co nie jest pożyteczne, szkodzi w najmniejszym stopniu” – zauważa.
Na argument, że wojny nie należy w ogóle wszczynać, nawet sprawiedliwej, autor sugeruje, iż w przeszłości zawsze toczyły się wojny. O wielu takich przypadkach donosi Biblia. W Księdze Wyjścia jest napisane: „Ja [Pan Twój Bóg] jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach aż do trzeciego i czwartego pokolenia”.
„Ktoś – czytamy – mógłby jednak powiedzieć dalej, że napisano: Syn nie ponosi odpowiedzialności za winę swojego ojca. Ja na to odpowiem, że syn dźwiga winę ojca, a poddany – niesprawiedliwości władcy lub namiestnika, [ale tylko] w odniesieniu do kary doczesnej, nie wiecznej, cielesnej, a nie względem duszy” – pisze autor „Kazania o wojnie sprawiedliwej”.
Stanisław przypomina, że „żaden grzech nie może pozostać bez kary, gdyż „karę wymierza albo Bóg, albo człowiek”. Co więcej, „chrześcijanie mogą zostać ukarani przez chrześcijan w sposób bardziej stosowny niż przez barbarzyńców lub niewiernych, dlatego też dzieje się tak czasem, gdy wymaga tego Boża sprawiedliwość”.
Nawet nie ma różnicy, czy chrześcijanin dostaje ciosy od chrześcijanina, czy niewiernego. Stąd płynie wniosek, że chrześcijanie mogą sprzymierzyć się z poganami w prowadzeniu wojny sprawiedliwej. Opierając się na wywodach prawa naturalnego Stanisław wyjaśnia, że królowie mogą sprzymierzyć się z poganami przeciwko agresorowi, nawet jeśli byłaby to monarchia katolicka. Jeśli ktoś komuś wyrządza szkodę, nie można abstrahować od tego, niezależnie czy jest chrześcijaninem czy nie. Warunek jest taki, by wojna była sprawiedliwa.
Sugeruje, że chociaż pokój jest cenny, to nie tylko w czasie pokoju, ale „również w czasie wojny, co wydaje się mniej oczywiste, działa się na rzecz pokoju. Skoro więc pokój jest tak dobry (…), słusznym jest, że gdy zostanie zakłócony spokój królestwa, to cała jego potęga powinna powstać w celu odzyskania [pokoju]”. I dalej wyjaśnia, że jeśli to królestwo – pomimo męstwa wojowników – nie jest w stanie samo przywrócić pokoju, to może zwrócić się o pomoc do innego państwa, nawet barbarzyńskiego. „Któż zdrowy na umyśle czyniłby zarzut z tego, że połączywszy się w takich okolicznościach z niewiernymi (jeśli w inny sposób nie może), stara się dążyć do tak zbawiennego i pożytecznego dla siebie celu [jakim jest] pokój, w zgodzie z prawem naturalnym?” – pyta retorycznie.
Stanisław za św. Augustynem pisze, że „jeśli ktoś prowadzi sprawiedliwą wojnę, to niezależnie czy walczy on w sposób otwarty, czy też podstępny, nie zmienia to w żaden sposób sprawiedliwego [charakteru wojny]. Pan bowiem rozkazał, mówiąc do Jozuego, aby na tyłach [wroga] przygotował zasadzkę, to znaczy wojowników czyhających w ukryciu”. Uzasadnia sprzymierzanie się z poganami regułami wywodzonymi z prawa naturalnego, które obejmuje wszystkich ludzi, także pogan. Dodaje, że „prawo narodów” stosuje się do wojen sprawiedliwych. „Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, by chrześcijanie – dążąc do zadośćuczynienia sprawiedliwości jako najwyższej z cnót – mogli wezwać pogan na pomoc, jeśli nie mają jej skądinąd” – konkluduje.
Sprawiedliwość i wielkoduszność – cnoty kardynalne – wspólne są zarówno wiernym, jak i niewierzącym, chrześcijanom, jak i poganom, a sprawiedliwe wojny są prowadzone „z pragnienia pokoju, aby powstrzymać złych i umocnić dobrych”. Dlatego też Stanisław nie poczytuje za grzech wezwania pogan na pomoc. Wręcz może to być zasługa.
Podobnie uważa, że poganie mają prawo posiadać swoje państwo, władzę i rządzić się określonymi normami, a także bronić przed agresorem. Nie można najeżdżać krajów pogańskich pod pozorem krzewienia wiary. Jeśli barbarzyński kraj chce żyć w pokoju z innymi wspólnotami, to nie można bez przyczyny burzyć tego pokoju. Kanonik przywołuje argumentację papieża Innocentego IV, że „niewierni mogą legalnie i bez grzechu posiadać państwa, własność i jurysdykcję. Jest tak dlatego, że jak sam stwierdził, przynależą one nie tylko wierzącym, ale każdej istocie rozumnej [stworzonej przez Boga], który sprawił, że Jego słońce wschodzi zarówno nad dobrymi i nad złymi”. Ponadto „jest także powiedziane, że nie wolno papieżowi czy też innym wierzącym odbierać niewiernym praw własności lub władzy sądowniczej, gdyż posiadają je bez grzechu i zgodnie z prawem”.
Autor dodaje, że wojna sprawiedliwa może być także wtedy, gdy jest prowadzona w celu zwalczania niesprawiedliwości lub egzekwowania sprawiedliwości (ze względu na to, o co się toczy). Jeśli rycerz biorący w niej udział kieruje się „prawym zamysłem”, to nie musi mieć żadnych obaw, nawet jeśli zabiłby wiele osób – „nie zasługuje bowiem na karę, lecz na godną nagrodę i chwałę”. Rycerz biorący udział w „wojnie publicznej i sprawiedliwej” nie może być lękliwy, wycofywać się, gdyż „lepiej mu umrzeć cnotliwie na wojnie niż oglądać nieszczęścia swojego ludu i swych towarzyszy”.
W „Kazaniu o tym, że nad działania wojenne należy przedkładać mądrość” Stanisław za Księgą Koheleta pisze, iż „lepsza jest mądrość od narzędzi wojennych”. I, jak wyjaśnia, trzeba tak ułożyć relacje we wspólnocie i między ludami, aby przede wszystkim korzystać z dobrodziejstwa prawa.
„Pełne rozsądku, jasności, użyteczności i uczciwości” prawo powinno pomagać w rządzeniu, ale autor zastrzega jednocześnie za św. Augustynem, że „daremna jest władza wszelkiego prawa, jeśli nie jest ono odbiciem prawa Bożego”. Tylko taka „rzeczpospolita (res publica) jest dobrze urządzana, która za pomocą ustanowionych praw kieruje się prawem Bożym, gdyż wtedy dopiero jest państwem Boga. Przewodzi w niej prawda, prawo jest stanowione przez miłość bliźniego, stosowną miarą wyznacza sprawiedliwość i równość”.
Autor zdaje sobie sprawę, że nie ma jednak takiego państwa na świecie i takiej wspólnoty, o której można byłoby powiedzieć, że jest „państwem Najwyższego”. Dlatego „prawda zawsze zbłądzi, kiedy nie ma wiary, nie ma Bożej bojaźni, czci, pobożności, nie ma służby Bożej ani niewinności (…)”. Stanisław przestrzega przed sprawiedliwością Bożą, która „bezbłędnie wymierza kary wszystkim złym ludziom, a nagradza dobrych”.
Paweł Włodkowic: poganie też mogą prowadzić wojnę obronną. Wynika to z prawa naturalnego
Paweł Włodkowic to kolejny wytrawny prawnik krakowski, dyplomata, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, który został wysłany na sobór w Konstancji – prestiżowe i najważniejsze forum wymiany myśli chrześcijańskiej Europy w XV wieku – by bronić interesów Polski w sporach z Krzyżakami. Jak wyjaśnia znawca tematu, prof. Ehrlich – zasługa krakowskiego akademika polegała na tym, że zastosował on zasady prawa wojny do „praktycznego zagadnienia przedstawionego na Soborze w Konstancji (…), które wywarło wpływ na myślenie polityczne różnych krajów”.
Włodkowic zajął stanowisko, iż jedynie wojna sprawiedliwa jest dopuszczalna i wskazując na jej warunki cytował przede wszystkim Rajmunda z Penjafortu. W 1415 roku dodał za św. Tomaszem z Akwinu warunek prowadzenia walk tylko w pewne dni. Dwa lata później pisał, że osądzenie, czy wojna jest sprawiedliwa, zależy od odpowiedzi na pytania dotyczące tego, kto ją wypowiada, z jakiej przyczyny i jaką kieruje się intencją? Dodał, że ważne jest, by taka wojna była wypowiedziana, a nie wszczęta z upoważnienia na przykład cesarza czy papieża. Później za Izydorem z Sewilli powtórzył definicję wojny, na którą powołał się Gracjan. Chodzi o wojnę prowadzoną w celu odzyskania rzeczy zabranych albo odstraszenia wroga – takie uzasadnienie było`często przywoływane w XVII wieku.
Krakowski uczony potwierdził, że nawet poganie mogą prowadzić wojnę obronną, co wynika z prawa naturalnego. Wyjaśniał także, iż łupy pochodzące z wojny niesprawiedliwej muszą być oddane i nawet bardzo długi upływ czasu nie zadziała na korzyść wspólnoty dopuszczającej się grabieży. Nie można mówić o prawie zasiedzenia w tym wypadku, ponieważ „chodzi o rzeczy skradzione lub zabrane gwałtem”.
„Jeśli wojna jest sprawiedliwa – zaznacza Włodkowic – to można tyle zabrać, ile zabrał lub wyrządził krzywdy przeciwnik”. W traktacie De bellis iustis, pisząc o odpowiedzialności za wywołanie niesprawiedliwej wojny podkreśla, że „sprawca wojny niesprawiedliwej lub jej wódz ponosi odpowiedzialność za rabunki i szkody, które przypisać można jemu lub jego podwładnym, za zabójstwa i inne zbrodnie popełnione przez niego i jego podwładnych. Odpowiada jednak także za szkody wyrządzone jego poddanym przez przeciwnika prowadzącego wojnę sprawiedliwą”.
Na Soborze w Konstancji krakowianin, wykładając teorię wojny sprawiedliwej, zażądał uznania za niedopuszczalne prowadzenie walk w celu nawracania pogan. Ponadto bronił nietykalności państw niechrześcijańskich niezagrażających nikomu.
Prof. Ehrlich ocenia, że Stanisław ze Skarbimierza – pisząc swe kazania o wojnie sprawiedliwej, a Paweł Włodkowic – głosząc je w formie przeszło 50 konkluzji na Soborze w Konstancji położyli podwaliny pod systematyczną naukę prawa międzynarodowego, w szczególności działu dotyczącego prawa wojny, tak ważnego dwieście lat później u Grocjusza.
„Postępowe było w pracach obu pisarzy uznanie [za Innocentym IV] prawowitości państw niekatolickich i ich prawa do wolności od interwencji; postępowe było opracowanie aż do konsekwencji warunków wojny sprawiedliwej, sformułowanych w XIII wieku, w szczególności zakreślenie granic, mianowicie granicy nieuniknionej konieczności dla zabijania i wyrządzania szkód materialnych, nawet w wojnie sprawiedliwej oraz granic dopuszczalności brania łupu wojennego w wojnie sprawiedliwej”.
Czasy współczesne
Warunki wojny sprawiedliwej właściwie nie zmieniły się do naszych czasów, utrzymując pewną ciągłość z wielowiekowym dorobkiem myślicieli, w tym także krakowskich.
Dziś jednak niektórzy, a wśród nich i sam papież Franciszek – obawiając się o wiele większej siły rażenia nowoczesnej broni – próbują szukać uzasadnienia, by wyeliminować prowadzenie nawet słusznej wojny. Katechizm Kościoła Katolickiego wciąż przypomina, że – choćbyśmy nie wiem co robili, nie da się wykorzenić wojny ze świata doczesnego. Wynika to z faktu istnienia od początku historii ludzkości gniewu i pożądliwości w człowieku z powodu grzechu pierworodnego. „Człowiek stał się nieprzyjacielem swego bliźniego” – czytamy w Katechizmie. Bóg potępia „zbrodniczą przemoc człowieka” i zapowiada kary za przelanie krwi niewinnej osoby.
Jednocześnie przypomina, że każdy człowiek ma prawo bronić się, by zachować swoje życie, ponieważ prawo do życia jest podstawową zasadą moralności. „Uprawniona obrona” może być nie tylko prawem, ale nawet obowiązkiem, jeśli jest się odpowiedzialnym za życie innych osób.
Podobnie, jeśli chodzi o społeczności – i jak argumentowali krakowscy kanonicy – Katechizm zauważa, że „sprawujący prawowitą władzę” mają prawo uciec się do broni, by odeprzeć atak „napadających na wspólnotę cywilną powierzoną ich odpowiedzialności”.
Chociaż trzeba dążyć do pokoju, który „nie oznacza jedynie braku wojny i nie ogranicza się do zapewnienia równowagi sił”, lecz odnosi do potrzeby zapewnienia swobodnego rozwoju wspólnoty i poszanowania dóbr osoby ludzkiej, nie uniknie się wojny. Państwa mają prawo zbroić się, by odeprzeć atak agresora.
Wciąż pozostają aktualne warunki prowadzenia „uprawnionej obrony z użyciem siły militarnej”, czyli wojny sprawiedliwej. Katechizm stanowi, że wojna taka jest uzasadniona, jeśli „szkoda wyrządzona narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i pewna, gdy wszystkie inne środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się niemożliwe lub nieskuteczne”. Muszą też istnieć „poważne warunki powodzenia, aby użycie broni nie pociągało za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku bardzo ważne jest uwzględnienie potęgi nowoczesnych środków zniszczenia”. W razie prowadzenia działań wojennych należy szanować i traktować po ludzku ludność cywilną, rannych żołnierzy i jeńców. Działania sprzeczne z prawem narodów są zbrodniami. „Istnieje moralny obowiązek sprzeciwiania się rozkazom, które nakazują ludobójstwo”.
Czy dziś – ze względu na potężną siłę rażenia chociażby broni atomowej, ale także broni chemicznej i biologicznej – nie należałoby odmówić prawa do obrony państwom słabszym? – takie sugestie padają z ust niektórych myślicieli, mimochodem zachęcających słabsze kraje do włączenia się w wyścig zbrojeń i dążenia do posiadania własnej broni atomowej. Bo gdyby – hipotetycznie – odmówić państwom słabszym prawa do samoobrony, dopiero mogłoby szerzyć się bezprawie i niesprawiedliwość ze strony państw imperialnych, które tę broń posiadają.
Agnieszka Stelmach
Cytaty wyrażające poglądy Stanisława ze Skarbimierza i Pawła Włodkowica zawarte w tekście pochodzą z publikacji: Paweł Włodkowic, Stanisław ze Skarbimierza, Benedykt Hesse, Mateusz z Krakowa, Prawo ludów i wojna sprawiedliwa, Narodowe Centrum Kultury/Teologia Polityczna, Warszawa 2018 r.