Z badania CBOS-u przeprowadzonego w październiku 2021 r. wynika, że coraz większa grupa Polaków akceptuje konkubinaty, antykoncepcję, rozwody, a nawet eutanazję. Dotyczy to nie tylko osób niewierzących, ale także tych, którzy uznają się za katolików. Liberalizacja obyczajowości i akceptacja dla postaw – jeszcze kilkadziesiąt lat temu silnie piętnowanych – sygnalizują wyraźnie, że coś jest nie tak, jeśli chodzi o nauczanie wiernych moralności katolickiej.
CBOS podaje, że „Polacy zdecydowanie potępiają wykorzystywanie przez pracodawców (95%), przyjmowanie łapówek (93%), bicie dzieci (89%) czy zdradę małżeńską (86%). W mniejszym stopniu wykazują dezaprobatę dla aborcji (54%), eutanazji (41%) i homoseksualizmu (38%). Jednocześnie bardziej tolerują niż potępiają rozwody (51%), antykoncepcję (62%), konkubinaty (63%) czy uprawianie seksu przed ślubem (63%)”.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdecydowanie rozwody potępiło jedynie 23 procent respondentów, a około połowy ma je akceptować. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku konkubinatów, które akceptuje aż 63 procent badanych, a potępia jedynie co piąty. Zmienił się również stosunek Polaków do stosowania środków antykoncepcyjnych (dopuszcza to 62 procent) i współżycia przedmałżeńskiego (63 proc. przeciwko 16).
Komentując wyniki ankiety, CBOS wskazał: „Zgodnie z obserwowanymi na przestrzeni czasu tendencjami, w tym szczególnie w porównaniu z poprzednim pomiarem z 2013 roku, widoczny jest wyraźny wzrost tolerancji Polaków przede wszystkim dla takich zjawisk jak: aborcja, homoseksualizm, rozwód, konkubinat czy eutanazja. Systematyczny wzrost społecznego przyzwolenia dotyczy także stosowania antykoncepcji oraz uprawiania seksu przedmałżeńskiego”.
Zdaniem analityka CBOS, Rafała Boguszewskiego, Polacy potępiają przede wszystkim te zachowania, które odnoszą się do „szeroko rozumianego wyzysku i nieuczciwości, jak wykorzystywanie pracowników, korupcja, bicie dzieci, zdrada małżeńska, czerpanie nieuprawnionych korzyści z zajmowanego stanowiska służbowego oraz oszustwa podatkowe”. Rośnie jednak przyzwolenie dla „swobodnych” zachowań związanych z szeroko pojmowaną obyczajowością i to wśród samych katolików.
„Od 2005 CBOS notuje systematyczny wzrost przyzwolenia Polaków na seks przedmałżeński, antykoncepcję, konkubinat, rozwody, homoseksualizm i eutanazję, a od ostatniego pomiaru z 2013 r., po wcześniejszym spadku, zauważalny jest także znaczący wzrost akceptacji przerywania ciąży” – czytamy w badaniu CBOS.
Sondażownia wyciąga wniosek, że osoby religijne, regularnie praktykujące nie akceptują w pełni nauczania Kościoła katolickiego, w szczególności odnoszącego się do seksualności i obyczajowości. Około dwie piąte ankietowanych dopuszcza wspólne życie bez ślubu (40 proc.), współżycie płciowe bez ślubu (40 proc.) oraz stosowanie antykoncepcji (41 proc.). Jedna trzecia zaś akceptuje rozwody, a jedna czwarta nie widzi niczego złego w homoseksualizmie (niemal co czwarty). I nawet niektórzy – spore części – spośród podkreślających, że „moralność katolicka jest jedyną słuszną i wystarczającą moralnością”, usprawiedliwiają seks przedmałżeński (27 proc.), akceptują konkubinat (26 proc.), antykoncepcję (tyle samo) oraz rozwody (dokładnie co czwarty).
W 2019 roku CBOS przeprowadził podobne badanie odnośnie „alternatywnych modeli życia rodzinnego w ocenie społecznej”. Wyniki sugerowały, że rośnie akceptacja społeczna dla konkubinatów i życia w pojedynkę. Młodsze pokolenie wskazuje, że woli się nie wiązać na stałe, ponieważ preferuje życie bez zobowiązań.
21 sierpnia 2020 r. portal Prawo dla nas (ieps-iris.org) w artykule zatytułowanym: „Dlaczego Polacy coraz częściej się rozwodzą” poinformował, że ze statystyk wynika, iż Polacy częściej się rozwodzą, a jako główną przyczynę podają niezgodność charakterów, która uniemożliwia porozumienie w najbardziej podstawowych kwestiach. Kłócimy się o pieniądze, sposób wychowania dzieci, a w ostatnich latach doszły do tego także problemy związane z nałogami (obok alkoholizmu coraz częstsze uzależnienie od narkotyków i hazardu), a także patologiczne zachowania, głównie przemoc .
„Stosunkowo częstą przyczyną rozwodów obecnie jest też pojawienie się nowego partnera. Dotyczy to przede wszystkim par młodych. Osoby takie dzisiaj stosunkowo łatwo rezygnują z małżeństwa, gdy na horyzoncie pojawia się ktoś nowszy i ciekawszy. Decyzja o odejściu do kogoś innego najłatwiej podejmowana jest w przypadku par bezdzietnych” – czytamy na stronie.
Szokuje rosnące przyzwolenie na nieobyczajne zachowania wśród katolików. Przypomnijmy więc, czego naucza Katechizm Kościoła katolickiego na temat małżeństwa.
Katechizm Kościoła katolickiego o małżeństwie
„Głęboka wspólnota życia i miłości małżeńskiej ustanowiona [jest] i wyposażona w prawa przez Stwórcę… Sam Bóg jest twórcą małżeństwa. Powołanie do małżeństwa jest wpisane w samą naturę mężczyzny i kobiety, którzy wyszli z ręki Stwórcy. Małżeństwo nie jest instytucją czysto ludzką, chociaż w ciągu wieków uległo różnym zmianom w różnych kulturach i różnych strukturach społecznych, i postawach duchowych. Ta różnorodność nie powinna prowadzić do zapomnienia o jego wspólnych i trwałych zasadach”.
Katechizm wyjaśnia, że „dobro osoby oraz społeczeństwa ludzkiego i chrześcijańskiego łączy się ściśle z pomyślną sytuacją wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej”.
Dodaje się, że „miłość małżeńska, którą Bóg błogosławi, jest przeznaczona do tego, by była płodna i urzeczywistniała się we wspólnym dziele zachowywania stworzenia: Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną (Rdz 1, 28)”.
Małżeństwo jest nienaruszalne, bo taki był zamysł Stwórcy od samego początku. Zdarza się jednak, że w takich związkach pojawiają się poważne problemy, które wiodą ku „rozwiązaniu” nierozwiązywalnego sakramentu. Katechizm podkreśla, że jest oczywistym, iż między poślubionymi mogą pojawić się wielkie problemy, co wynika z istnienia zła.
„Każdy człowiek doświadcza zła wokół siebie i w sobie. Doświadczenie to dotyczy również relacji między mężczyzną i kobietą. Od najdawniejszych czasów ich związek był zagrożony niezgodą, duchem panowania, niewiernością, zazdrością i konfliktami, które mogą prowadzić aż do nienawiści i zerwania go. Ten nieporządek może ujawniać się z mniejszą lub większą ostrością, może też być bardziej lub mniej przezwyciężany, zależnie od kultury, epoki i konkretnych osób; wydaje się jednak, że ma on charakter powszechny”.
Ten „nieporządek jednak nie wynika ani z natury mężczyzny i kobiety ani z natury ich relacji, ale z grzechu”.
„Pierwszym skutkiem zerwania z Bogiem, czyli pierwszego grzechu, było zerwanie pierwotnej komunii mężczyzny i kobiety. Ich wzajemna relacja została wypaczona przez ich wzajemne oskarżenia; ich pociąg ku sobie, będący darem Stwórcy, zamienił się w relację panowania i pożądliwości; wzniosłe powołanie mężczyzny i kobiety, by byli płodni, rozmnażali się i czynili sobie ziemię poddaną, zostało obciążone bólem rodzenia dzieci i trudem zdobywania pożywienia”.
Mimo tego, „porządek stworzenia przetrwał, chociaż został poważnie naruszony”. By „leczyć rany spowodowane przez grzech, mężczyzna i kobieta potrzebują pomocy łaski”. Bez niej trudno, o ile nie niemożliwe jest „urzeczywistnienie wzajemnej jedności ich życia, dla której Bóg stworzył ich na początku”.
Małżeństwo jest instytucją, która pomaga „przezwyciężyć zamknięcie się w sobie, egoizm, szukanie własnych przyjemności, pomaga otworzyć się na drugiego człowieka, na wzajemną pomoc i dar z siebie”.
Katechizm przypomina, że „związek małżeński mężczyzny i kobiety jest nierozerwalny; łączy ich sam Bóg: »Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela«” (Mt 19, 6).
W pewnych sytuacjach, Kościół po zbadaniu przez trybunał kościelny może orzec „nieważność małżeństwa”, to znaczy „stwierdzić, że małżeństwo nigdy nie istniało. W takim przypadku obie strony są wolne i mogą wstąpić w związki małżeńskie, licząc się z naturalnymi zobowiązaniami wynikającymi z poprzedniego związku”.
„Z ważnego małżeństwa powstaje między małżonkami węzeł z natury swej wieczysty i wyłączny. W małżeństwie chrześcijańskim małżonkowie zostają ponadto przez specjalny sakrament wzmocnieni i jakby konsekrowani do obowiązków swego stanu i godności”.
Małżeństwo to bardzo ważna „instytucja trwała także wobec społeczeństwa”. „Przymierze małżonków zostaje włączone w przymierze Boga z ludźmi”, a „węzeł wynikający z wolnego, ludzkiego aktu małżonków i z dopełnienia małżeństwa jest odtąd rzeczywistością nieodwołalną i daje początek przymierzu zagwarantowanemu wiernością Boga. Kościół nie ma takiej władzy, by wypowiadać się przeciw postanowieniu mądrości Bożej”.
Katechizm podkreśla, że to sam Pan Jezus pomaga małżonkom „w podnoszeniu się po upadkach, w przebaczaniu sobie wzajemnie, wzajemnym noszeniu swoich ciężarów”.
„Miłość małżeńska ze swej natury wymaga od małżonków nienaruszalnej wierności”. I chociaż „związanie się na całe życie z drugim człowiekiem może wydawać się trudne, a nawet niemożliwe” , małżonkowie otrzymują też łaski potrzebne do udoskonalania i uświęcania wzajemnej relacji. W obliczu problemów nie mogą kapitulować, lecz powinni starać się zrobić wszystko, co w ich mocy, aby naprawić zepsutą relację.
W skrajnych przypadkach, „gdy wspólne życie małżeńskie z różnych powodów staje się praktycznie niemożliwe”, „Kościół dopuszcza fizyczną separację małżonków i zaprzestanie wspólnego życia. Małżonkowie w dalszym ciągu są przed Bogiem mężem i żoną oraz nie mogą zawrzeć nowego związku. W tej trudnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem, jeśli to możliwe, byłoby pojednanie. Wspólnota chrześcijańska powinna pomagać tym osobom przeżywać po chrześcijańsku zaistniałą sytuację, z zachowaniem wierności wobec nierozerwalnego węzła ich małżeństwa”.
Katechizm przypomina także, że rozwód nie może być nigdy zaakceptowany, tak samo jak tzw. ponowny związek cywilny osoby rozwiedzionej. Osoby takie „znajdują się w sytuacji, która obiektywnie wykracza przeciw prawu Bożemu. Dlatego nie mogą one przystępować do Komunii eucharystycznej tak długo, jak długo trwa ta sytuacja. Z tego samego powodu nie mogą pełnić pewnych funkcji kościelnych. Pojednanie przez sakrament pokuty może być udzielane tylko tym, którzy żałują, że złamali znak Przymierza i wierności Chrystusowi, i zobowiązują się żyć w całkowitej wstrzemięźliwości”.
Katechizm wskazuje, że „dzieci są najcenniejszym darem małżeństwa i rodzicom przynoszą najwięcej dobra”. Jednak „małżonkowie, którym Bóg nie dał potomstwa, mogą mimo to prowadzić głębokie życie małżeńskie z ludzkiego i chrześcijańskiego punktu widzenia. Ich małżeństwo może wyrażać się owocnie przez miłość, otwartość na innych i ofiarę”.
Promocja mentalności rozwodowej
Jak widać nauczanie Kościoła w kwestii małżeństwa jest oczywiste. Ktoś mógłby powiedzieć, że w praktyce życie jest znacznie bardziej skomplikowane, a niekiedy sytuacja małżonków jest tak zagmatwana i trudna, że wszelkie porady wydają się być daremne, a tym bardziej nauka Kościoła może kompletnie nie przystawać do rzeczywistości.
Sytuacje małżonków mogą rzeczywiście być bardzo trudne, bolesne i po ludzku nierozwiązywalne. Jednak obecnie jesteśmy świadkami niezwykłego schlebiania egoizmowi ludzi. Co gorsza, lansuje się swoistą modę na rozwody z byle powodu i tak zwane wolne związki w imię realizacji „prywatnego szczęścia”.
Dekonstruowany jest stary „system patriarchalny” i buduje się „nowe cywilizacje”, które w pierwszej kolejności mają doprowadzić do „dekolonizacji umysłu”, polegającej na odrzuceniu prawdy i obiektywizmu, skupieniu się na hołubieniu uczuciom i różnym światopoglądom. Ci, którzy lansują takie podejście obiecują złudne poczucie szczęścia, jednak ono nigdy nie będzie zaspokojone w oderwaniu od prawdy.
Rozwód, po śmierci małżonka, jest drugim najbardziej traumatycznym doświadczeniem
Adwokat i psycholog Małgorzata Ciuksza, która prowadzi sprawy rozwodowe w wywiadzie, jakiego udzieliła dla „Gazety Bałtyckiej” 12 lutego 2016 r. podkreśliła, iż: „Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że – według badań amerykańskich psychiatrów – rozwód jest drugim, po śmierci współmałżonka, najbardziej traumatycznym wydarzeniem w życiu człowieka. I – proszę uwierzyć – nie wie o tym ten, kto się nie rozwiódł. Dlaczego? Bo rozwód jest swoistą bombą emocjonalną. Póki nie wybuchnie w nas, z opowieści innych nie odczujemy jak wielką może być tragedią”.
Pani mecenas dodała, że zdrada małżeńska jako najczęściej podawana przyczyna rozwodu „zazwyczaj jest skutkiem, a nie przyczyną rozpadu związku”. Przyczyna zaś ma tkwić „w naszych własnych nierozwiązanych problemach, które mają wpływ na relacje pomiędzy małżonkami”.
Prawniczka przestrzega przed wchodzeniem w kolejne związki po rozwodzie, bo bardzo często krzywdzimy innych, nie uporządkowawszy własnych emocji. Po prostu wprowadza się do nowego związku „osobę trzecią”: byłego małżonka i to na stałe. Przekłada się to na rosnącą „zazdrość o byłego partnera czy udawanie, że dzieci byłej żony nie istnieją”. Pani mecenas ma też swoją koncepcję na temat tego, dlaczego ludzie się rozwodzą, sugerując, że szukają wolności, a druga osoba ich ogranicza.
Chiny, USA obecnie utrudniają rozwody
W Chinach, a ostatnio także w Stanach Zjednoczonych, gdzie o ułatwienia rozwodowe walczyły kobiety prawniczki od początku ery progresywnej i zintensyfikowały te działania po II wojnie światowej, doprowadzając do liberalizacji prawa w latach 70. ubiegłego wieku, ostatnio poszczególne stany zaczęły wprowadzać pewne utrudnienia. Dziesiątki z nich wymaga okresów oczekiwania przed złożeniem pozwu rozwodowego. Okres ten waha się od 30 do 60 dni. Stan Maryland na przykład domaga się, by pary pragnące się rozwieść odczekały przynajmniej rok, zanim złożą pozew.
W USA zdecydowanie o liberalizację prawa i zezwolenie na rozwody walczyły prawniczki ze Stowarzyszenia Kobiet Prawników (NAWL). Ustawy rozwodowe z 1969 i 1970 r. kilkakrotnie nowelizowane w późniejszym okresie miały „poprawić dobrostan dzieci i kobiet”, a przyniosły – jak podkreślają uczeni – opłakane skutki.
Badacze wskazują, że pokolenie zorientowane na rodzinę z lat pięćdziesiątych XX wieku było „apolityczne”, a bezpieczeństwo rodziny działało jak rodzaj hamulca, powstrzymującego niepokoje społeczne i polityczne.
Wskaźniki rozwodów gwałtownie wzrosły w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku i osiągnęły szczyt we wczesnych latach osiemdziesiątych, następnie pozostały bardziej stabilne, aczkolwiek na bardzo wysokim poziomie.
Historycy sugerują, że nawet nie sama zmiana prawa, ale przede wszystkim mentalności przyczyniła się do wzrostu liczby rozwodów i powszechnego „obchodzenia” ustaw.
Gdy N. Ruth Wood – ówczesna przewodnicząca Komitetu ds. Prawa Małżeńskiego i Rozwodowego NAWL – w 1947 r. argumentowała za uchwaleniem prawa rozwodowego bez konieczności orzekania o winie, postulując, że niechciany związek powinien być rozwiązany, przekonywała, że zmieniły się obyczaje i regulacje nie nadążają za życiem. Mówiła, że liczy się osobista satysfakcja małżonków, a rozwód nie powinien być postrzegany jako kara, lecz „zdroworozsądkowe rozwiązanie smutnej sytuacji”.
Rozwód jednak nie jest „zdroworozsądkowym rozwiązaniem”, tym bardziej, że towarzyszy mu wiele emocji.
Cztery etapy kryzysu w małżeństwie
Stowarzyszenie Retrouvaille, które pomaga w ratowaniu małżeństw, wskazuje na 4 etapy kryzysu małżeńskiego.
„Większość z nas zna pierwszy etap romansu i pamięta ten szczególny czas zakochania się w sobie, intensywnych uczuć, które zaczynają się rozwijać. Życie jest tak cudowne, że nie możemy wytrzymać bez obecności tej drugiej osoby. Nasze myśli często zwracają się ku niej, gdy nie ma jej z nami. Zakochaliśmy się i wiemy, że chcemy spędzić z nią resztę życia” – czytamy. Na tym etapie romansu parom wydaje się, że nie dotknie ich kryzys, że występujące między nimi różnice są wręcz „urocze i ujmujące”. Z czasem jednak przychodzi rozczarowanie. Nieznaczne różnice, które do niedawna były „ujmujące”, zaczynają urastać do niebotycznych rozmiarów i nas denerwować. „Zaczynamy czuć się zaniepokojeni tym, że nasz małżonek jest inny i nie zawsze zgadza się z naszymi planami, i pomysłami” – czytamy. Zadajemy sobie pytanie, „dlaczego nasz małżonek nie może być bardziej podobny do nas”.
W drugim etapie pojawia się rozczarowanie, które wynika z uświadomienia sobie, że małżonek może wyznawać wartości odmienne od naszych. Wtedy niejako dociera do nas, że ta „druga połówka: nie jest idealna”. Jeśli etap zauroczenia w małżeństwie był szczególnie intensywny, to rozczarowanie staje się większe. Wydaje się nam, że nie osiągniemy celu zbudowania „idealnego małżeństwa”. I to jest między innymi pierwszy powód rozpadu związków.
Część par nie rozwodzi się, ale narasta w nich frustracja. Niektórzy próbują ratować związek, proszą o radę rodzinę, doradców małżeńskich, przyjaciół, czasami duchownych. Niektórym udaje się przezwyciężyć kryzys, innym nie. Ból narasta, podobnie frustracja. Małżonkowie coraz bardziej oddalają się od siebie. Jeśli do tego dochodzą uzależnienia, sytuacja staje się bardzo niebezpieczna. Zaczynają się romanse z innymi. Towarzyszy im udręka i smutek, a także dalsze dystansowanie, separacja i oddalanie. „Wielu uważa – czytamy na stornie helpourmarriage.org – że ból jest zbyt intensywny. Może się wydawać, że wydarzyło się za dużo i nie ma sposobu, by wybaczyć i iść dalej. Wielu uważa, że przywrócenie miłości i zaufania wydaje się niemożliwe, że rzeczy nigdy nie będą takie same”. Jeśli zaś małżonkowie mają dzieci, to ten okres jest dla nich szczególnie trudny.
„Ból jest często tak intensywny na tym etapie nieszczęścia, że chce się go tylko ZATRZYMAĆ. Podobnie jak ból zęba, który pochłania całą twoją istotę; wydaje się, że nie możesz myśleć o niczym. Jeden z małżonków może mocno naciskać na rozwód, podczas gdy drugi nie będzie chciał do niego dopuścić. Miłość jest wystawiona na próbę, często do absolutnej granicy” – czytamy dalej.
Grupa ostrzega, że rozwiązaniem w tej sytuacji nie jest tworzenie ponownego związku z inną osobą, ponieważ jest „znacznie bardziej prawdopodobne, iż powtórzy się te same błędy i doświadczy skutków kolejnego rozwodu z drugim lub trzecim małżonkiem”. Ten trzeci etap trzeba przetrwać. Bo po nim przychodzi: „przebudzenie do radości”, czyli czwarty etap, gdzie nie wszystko jest stracone, a pary mogą spróbować odbudować relacje, by stworzyć szczęśliwy związek. Małżonkowie muszą wykształcić pewne postawy i nauczyć się radzić sobie z nieuniknionymi problemami, jakie pojawiają się w codziennym życiu. Muszą bezwarunkowo akceptować drugą osobę, umieć dzielić się sobą i współpracować dzięki szczerej, otwartej komunikacji. „To uświadomienie sobie, że chociaż miłość nie jest idealna, tak jak my nie jesteśmy idealni, w rzeczywistości jest odporna, a związek może być silniejszy niż kiedykolwiek” – czytamy.
Oby jak najwięcej małżonków przeżywających trudne chwile dotrwało do czwartego etapu kryzysu i nie tylko uratowało to, co po ludzku czasami może się wydawać nie do ocalenia, ale także czerpało na nowo radość z nierozerwalnego związku mężczyzny i kobiety, zgodnego z zamysłem Bożym.
Agnieszka Stelmach