W przemówieniu skierowanym we wtorek do żołnierzy w bazie marynarki powietrznej MacDill w Tampa na Florydzie, prezydent USA Barack Obama skoncentrował się na swojej ośmioletniej prezydenturze i celu ochrony ojczyzny przed terroryzmem. Nie omieszkał jednak wspomnieć, że „żołnierze mają prawo protestować przeciwko władzy” i „krytykować naszego prezydenta”.
Obama w pewnym momencie przypomniał wojsku, że „każdy ma powszechne prawo do wypowiadania swoich poglądów i może przeciwstawić się władzy”. Dalej dodał, że „wszyscy mają prawo do życia w społeczeństwie, które jest otwarte i wolne, które może krytykować naszego prezydenta bez obawy, że spotka ich kara”.
Wesprzyj nas już teraz!
Szef Białego Domu zaznaczył, że w najbliższych latach problem brutalnego ekstremizmu pozostanie jednym z głównych wyzwań przyszłej administracji.
– Tak więc, zamiast składać fałszywe obietnice, że uda nam się wyeliminować terroryzm zrzucając kolejne bomby lub wysyłając coraz więcej żołnierzy za granicę i odgradzać się od reszty świata, musimy przyjąć perspektywę długoterminową. I musimy realizować inteligentną strategię, która może przynieść trwałe efekty – przekonywał Obama. Jednocześnie przedstawił swoją koncepcję walki z terroryzmem, którą powinien kontynuować Donald Trump.
Wedle Obamy, chociaż terroryści mogą zabić niewinnych ludzi, nie są egzystencjalnym zagrożeniem dla narodu. Za granicą powinno walczyć z terroryzmem jak najmniej żołnierzy amerykańskich. Powinni oni utrzymać „amerykańskie wartości”, przestrzegać praworządności, nie zrażać lokalnych społeczności. Walka powinna być „przejrzysta”. Muzułmanom powinno umożliwić się „bardziej świadomą debatę publiczną” i USA powinny wspierać „potencjalną kontrolę nieskrępowanej władzy wykonawczej”. Obama podkreślił, że za pomocą dyplomacji należy utrzymywać swobody obywatelskie, które definiują obywateli USA.
Szef administracji USA ostrzegł, że głupotą byłaby rezygnacja z dotychczasowych sojuszy, wycofanie się USA z konfliktów, które toczą się zwłaszcza na Bliskim Wschodzie i rezygnacja z dozbrajania niektórych sojuszników. – Byłoby to ułatwienie życia terrorystom. Byłaby to tragiczna pomyłka z naszej strony – ostrzegał.
Przestrzegł także przed stygmatyzowaniem „dobrych, patriotycznych muzułmanów”. – Jeśli będziemy działać tak, jakby to była wojna między Stanami Zjednoczonymi a islamem, to nie tylko narazimy większą liczbę Amerykanów na śmierć w wyniku ataków terrorystycznych, ale my również sprzeniewierzymy się naszym zasadom, których przestrzegania wymagamy od innych – konstatował.
Na zakończenie swojego wystąpienia, Obama stwierdził zaś: Stany Zjednoczone nie są krajem, który poddaje innych testom religijnym jako cenę za wolność. Jesteśmy krajem, który powstał, aby ludzie mogli swobodnie wyznawać wiarę, jaką chcą. Stany Zjednoczone nie są miejscem, w którym niektórzy obywatele muszą znosić większą kontrolę lub nosić specjalny identyfikator, czy udowadniać, że nie są wrogami wewnętrznymi. Jesteśmy krajem, który poświęcił się i walczył przeciwko pewnemu rodzajowi dyskryminacji i samowoli w naszym kraju i na całym świecie.
– Jesteśmy państwem, które wierzy, że wolność nie może być traktowana jako pewnik i że każdy z nas ma obowiązek ją zachować. Krajem, w którym obowiązuje powszechne prawo do wypowiadania swoich przekonań i protestowania przeciwko władzy, prawo do życia w społeczeństwie, które jest otwarte i wolne, do krytyki naszego prezydenta bez obawy o karę – dodał.
Obama powiedział, że w USA panują „rządy prawa” a nawet „wzmocnionego prawa wojny”. Wyjaśnił, że po drugiej wojnie światowej Stany Zjednoczone zbudowały międzynarodowy porządek praw i instytucji, które pozwoliły zachować pokój i osiągnąć dobrobyt, promować współpracę między narodami. Dlatego, by chronić własną wolność – mimo wszystkich niedoskonałości tego ładu – Ameryka wciąż musi stać na jego straży. Na koniec stwierdził: – Oto, kim jesteśmy, co czyni nas silniejszymi niż jakikolwiek akt terroru. Pamiętajcie o historii! – przypominał żołnierzom.
Źródło: cnsnews.com
AS