Prezydent USA Barack Obama uzależnił podjęcie akcji zbrojnej na Syrię od zgody Kongresu. Przyczyną takiej decyzji ma być brak poparcia dla interwencji ze strony Amerykanów.
Nie mając żadnych dowodów o użyciu broni chemicznej przeciwko cywilom na przedmieściach Damaszku przez siły prezydenta Syrii Baszara Assada oraz nie zważając na zdecydowane sprzeciwy na świecie, Barack Obama opowiedział się za dokonaniem zbrojnej agresji na Syrię. Jednak zdając sobie sprawę z braku poparcia dla tej akcji w kraju i zagranicą podjęcie akcji zbrojnej uzależnił on od zgody Kongresu USA, co prawdopodobne opóźni działania USA o co najmniej 10 dni.
Wesprzyj nas już teraz!
Prezydent USA, powołując się na raport służb wywiadowczych, bezpodstawnie przyjął, że za atakiem gazowym z 21 sierpnia stoi rząd Baszara Assada. Raport wprawdzie zawiera dużo domysłów i domniemań, ale brak w nim jakichkolwiek dowodów, które bezspornie potwierdzałyby tezę prezydenta USA. Rząd syryjski twierdzi, że broni chemicznej użyli rebelianci i jest to teza również bardzo prawdopodobna, czego Biały Dom w ogóle nie bierze pod uwagę.
Akcja militarna symboliczna i nie natychmiastowa
W wygłoszonym w sobotę oświadczeniu Barack Obama, powiedział, że zezwolił na użycie siły, aby ukarać Syrię za atak, w wyniku którego miało zginąć 1429 osób, w tym 426 dzieci. Prezydent powiedział, że „zasoby wojskowe” niezbędne do przeprowadzenia uderzenia są na miejscu, gotowe do uruchomienia na jego rozkaz. Ich analiza wskazuje, że akcja militarna będzie ograniczona w czasie i bez udziału sił lądowych USA.
Informując o swojej decyzji Prezydent dodał jednak istotne zastrzeżenie. Podkreślił, że liczy się z protestami amerykańskich kongresmanów i obawami zmęczonych wojną w Iraku i Afganistanie Amerykanów, dlatego chce aby akcję zbrojną zatwierdził Kongres, który jest obecnie w okresie ferii i nie planuje wznowienia pracy przed 9 września. – Dzisiaj proszę Kongres, aby wysłał przesłanie dla świata, że jesteśmy gotowi działać jako jeden naród. Od dawna uważa się, że nasza siła tkwi nie tylko w naszej potędze militarnej, ale w naszym przykładzie jako rządu ludu, przez lud i dla ludu – powiedział Obama, odwołując się do wrażliwości i uczuć patriotycznych Amerykanów.
Decyzję Obamy poprzedziła tocząca się przez kilka dni wśród członków Kongresu USA debata nad tym, czy w ogóle i jak szybko Obama powinien podjąć działania przeciwko Syrii. Lider republikanów w Senacie, Mitch McConnell dobrze ocenił zmianę podejścia do sprawy interwencji zbrojnej w Syrii przez prezydenta Obamę. – Pozycja prezydenta jako wodza naczelnego jest zawsze mocniejsza, gdy korzysta on z poparcia wyrażonego przez Kongres – powiedział McConnell.
Obama jest świadomy, że ze względu na wielkie ryzyko, jakie agresja na Syrię niesie dla USA i regionu, może uzyskać zgodę Kongresu i akceptację Amerykanów najwyżej na ograniczone uderzenie na wyselekcjonowane cele w Syrii w celu „zagwarantowania międzynarodowego zakazu użycia broni chemicznej, ochrony amerykańskich interesów i bezpieczeństwa narodowego oraz ochrony regionalnych sojuszników jak Turcja, Jordania i Izrael”.
Komentatorzy zwracają uwagę, że jego decyzja znacząco odbiega od ducha wcześniejszych wypowiedzi, w których opowiadał się za jak najszybszym uderzenia na syryjskie cele nie wykluczając użycia sił lądowych. Był on gotów działać jednostronnie po tym jak brytyjski parlament nie przyłączył się do amerykańskich planów zbrojnej interwencji w Syrii.
Decyzja Baracka Obamy została ogłoszona po jego spotkaniu w Białym Domu z grupą doradców ds. bezpieczeństwa narodowego. Senatorowie i członkowie Izby Reprezentantów mają otrzymać materiały mające zawierać „solidne dowody”, które według funkcjonariuszy amerykańskiego wywiadu „niezbicie” wykażą, że syryjski rząd dokonał na przedmieściach Damaszku dużego ataku bronią chemiczną.
Brak poparcia wśród Amerykanów
Jednak przedłużające się i kosztowne wojny w Afganistanie i Iraku sprawiły, że Amerykanie są niechętni wobec angażowania się w jakiekolwiek konflikty na Bliskim Wschodzie. Według przeprowadzonego w minionym tygodniu przez firmę Ipsos na zlecenie agencji Reutersa sondażu tylko 20 proc. Amerykanów uważa, że Stany Zjednoczone powinny podjąć działania zbrojne przeciwko Syrii. Tydzień wcześniej było to zaledwie 9 proc.
Wielu Amerykanów nie ufa Obamie i obawia się, że przedstawiane przez niego „dowody” są równie nieprawdziwe jak te, które stały się pretekstem do ataku przed 10 laty na Irak. – Spadające tam bomby mogą doprowadzić do jeszcze większego zła niż to, które staramy się powstrzymać. Co, jeśli doprowadzi to do większej wojny? – pyta Tobias Winright, profesor etyki na Uniwersytecie w Saint Louis.
Przeciwko militarnej interwencji USA w Syrii opowiedział się amerykański Kościół. Przewodniczący Komisji Międzynarodowej Sprawiedliwości i Pokoju w episkopacie USA, bp Richard Pates, wezwał rząd USA aby zamiast akcji zbrojnej doprowadził do zawieszenia broni pomiędzy walczącymi stronami w Syrii. – Możliwość dyplomatycznej rezolucji wydaje się o wiele bardziej atrakcyjne niż nieuniknione spustoszenie, ból, cierpienie i śmierć, zwłaszcza wśród niewinnych cywilów, które nastąpią w wyniku jakiegokolwiek wojskowego przedsięwzięcia USA. Musimy mieć nadzieję, że czegoś nauczyliśmy z Iraku odnośnie niezamierzonych konsekwencji – powiedział w piątek ordynariusz diecezji Des Moines w stanie Iowa i dodał, że sytuacja ta musi zostać rozwiązana środkami dyplomatycznymi „w najlepszym interesie wszystkich.
Biskup Pates napisał także list do Sekretarza Stanu Johna Kerry’ego, w którym poprosił go, aby „Stany Zjednoczone we współpracy z innymi rządami wypracowały zawieszenie broni, zapoczątkowały poważne negocjacje, dostarczyły bezstronnej i neutralnej pomocy humanitarnej oraz zachęciły do budowania zintegrowanego społeczeństwa w Syrii, które ochroni prawa wszystkich obywateli, w tym chrześcijan i innych mniejszości”.
Brak poparcia u sojuszników
Obamie nie udało się też znaleźć mięsa armatniego do operacji lądowej u sojuszników zarówno w Europie jak i w regionie, którzy poza Turcją i Izraelem zdecydowanie sprzeciwiają się jakiejkolwiek interwencji zbrojnej w Syrii. Może ona bowiem wzmocnić jedynie walczących w szeregach rebeliantów ekstremistów islamskich.
W tej sytuacji planowana bardzo ograniczona operacja wojskowa wydaje się być ratowaniem twarzy amerykańskiego prezydenta i zabezpieczaniem interesów Izraela. Można być raczej pewnym, że w równym stopniu jak domniemane składy broni chemicznej głównym celem amerykańskiego lotnictwa będą zakupione w Rosji nowoczesne systemy przeciwlotnicze. Ich zniszczenie poważnie nadweręży potencjał armii syryjskiej i wzmocni przewagę Izraela w powietrzu.
Krzysztof Warecki, Reuters/CP