Jeśli za trumpizmem stoi jakaś polityczna wizja, to nie należy pytać o nią Trumpa. Pytania należy kierować do jego szarej eminencji, Stephena K. Bannona, głównego stratega trumpowskiej administracji”. Kim zatem jest Steve Bannon? Obrońcą konserwatywnych wartości? Piewcą przemocy i rewolucji? A może… jednym i drugim?
Wesprzyj nas już teraz!
Steve Bannon, strateg Donalda Trumpa z czasów kampanii wyborczej, po jego wygranej wszedł w skład Principals Committe – elitarnej grupy doradców i najważniejszych urzędników wchodzącej w skład Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Jednak na początku kwietnia Donald Trump wykluczył go z grona członków komitetu. Jego obecność na tak wysokim stanowisku budziła bowiem silne kontrowersje. Oficjalnie zwolnienie nastąpiło z powodu pełnionej przezeń funkcji podczas kampanii wyborczej – zdaniem krytyków Trumpa nie wypada bowiem, by osoba zaangażowana tak silnie w walkę wyborczą piastowała kluczową rolę w państwie.
Mimo tej decyzji prezydenta, Steve Bannon pozostaje głównym strategiem Białego Domu. I nadal jest o nim głośno. Ostatnio po aferze dotyczącej fotografii z rabinem Shmuley’em Boteachem. Nie chodzi tu jednak o postać rabina. Chodzi o tło tej, puszczonej w internetowy obieg fotografii. Jest nią biała tablica z wypisanymi strategicznymi planami Białego Domu. Jakie to plany? Budowa muru na granicy z Meksykiem. Konieczność zatrudnienia dodatkowych 5 tysięcy strażników granicznych. Zawieszenie Syryjskiego Programu Uchodźców. Wsparcie dla ofiar nielegalnej imigracji. Na tablicy widnieją także plany dotyczące kwestii ekonomiczno-społecznych. Chodzi o obniżenie CIT-u czy likwidację osławionej Obamacare. Rabin upublicznił zdjęcie na Twitterze na początku maja. Przypadek? Czy raczej celowe działanie?
Kim jest Steve Bannon ?
Główny strateg Donalda Trumpa to katolik irlandzkiego pochodzenia. Urodził się w 1953 w robotniczej rodzinie. Mówi się o nim: biznesmen, dziennikarz, polityk, erudyta. Czym zajmował się, nim został jedną z najważniejszych osób w najpotężniejszym państwie świata? W 1976 roku uzyskał licencjat z planowania miejskiego, następnie zaś magisterium ze studiów nad bezpieczeństwem. W 1985 roku ukończył ponadto z wyróżnieniem prestiżowe studia biznesowe MBA na Harvard Business School. W latach 70-tych i na początku 80-tych służył w marynarce wojennej. Następnie pracował w bankowości inwestycyjnej. Między 1993 a 1995 rokiem kierował projektem badawczym dotyczącym eksploatacji kosmosu.
W latach 90-tych dołączył do branży medialnej. Reżyserował także polityczne filmy dokumentalne. Jako współzałożyciel Breitbart News, po śmierci Andrew Breitbarta został – w marcu 2012 roku dyrektorem wykonawczym portalu. Portalu bynajmniej nie mainstreamowego, lecz wyrażającego idee tzw. alternatywnej prawicy: nurtu sprzeciwu wobec liberalizmu i socjalizmu ale także i mainstreamowego konserwatyzmu. Przyczyniło się to zapewne do objęcia przez Bannona funkcji głównego stratega w sztabie wyborczym Donalda Trumpa, w sierpniu 2016 roku.
Filary myśli politycznej Bannona
„Judeochrześcijańskie” wartości, kapitalizm i nacjonalizm – to trzy filary myśli politycznej Steve’a Bannona. Jak zauważa Benjamin Harnwell, kierownik rzymskiego Dignitatis Humanae Institute, chrześcijańska tradycja jest strategowi prezydenta USA bliska. – Postrzega on chrześcijan wszystkich denominacji jako wnoszących istotny wkład swojej wiary w strukturę społeczną życia amerykańskiego – mówi w rozmowie z Edwardem Pentinem z „National Catholic Register”. – Oddaje to w rzeczywistości myśl pierwszego prezydenta Ameryki, który powiedział, że religia i moralność stanowią istotne filary społeczeństwa obywatelskiego – dodaje.
Podczas konferencji Dignitatis Humanae Institute w Watykanie w 2014 roku, Steve Bannon wypowiadał się w obronie wiary chrześcijańskiej. A konkretnie: jej obecności na arenie publicznej. W myśli stratega Donalda Trumpa zasadniczą rolę odgrywa koncepcja człowieka jako obrazu Boga: imago Dei. – Myślę, że uznanie imago Dei jest wątkiem szczerze przenikającym całą myśl Steve’a. To wątek obecny praktycznie we wszystkim, co powiedział Bannon na konferencji na temat judeochrześcijańskich fundamentów cywilizacji zachodniej – mówi Benjamin Harnwell.
To właśnie na „judeochrześcijańskich” fundamentach moralnych opierać się powinien, zdaniem Steve’a Bannona, właściwy system ekonomiczno-kulturowy. Były szef Breitbart News określa go mianem „oświeconego kapitalizmu”. W ładzie tym istnieje świadomość konieczności używania bogactwa dla wspólnego dobra. Wszak u kresu życia sprawiedliwy Sędzia rozliczy nas ze sposobu korzystania się z majątku. – Myślę, że występuje zbieżność, synergia między myślą Steve’a Bannona o oświeconym kapitalizmie, a wizją ludzkiej godności obecnej w sercu nauczania Kościoła. Począwszy od Rerum novarum Leona XIII z roku 1891, aż po encyklikę Centesimus annus Jana Pawła II z roku 1991 – przekonuje Benjamin Harnwell.
Ów oświecony kapitalizm sprzeciwia się kapitalizmowi obiektywistycznemu i kumoterskiemu. Ten pierwszy to wolny rynek oparty jednak nie na moralności chrześcijańskiej, lecz ateistycznej. W szczególności zaś na obiektywizmie: nurcie filozoficznym stworzonym przez wrogą wobec religii myślicielkę Ayn Rand. Choć w gospodarce „kapitalizm obiektywistyczny” sprzeciwia się marksizmowi, to pod względem spojrzenia na człowieka w obydwu systemach widać zdumiewające podobieństwo. Obiektywizm traktuje ludzi jak towary.
Steve Bannon wierzy zatem w wolność osoby. Osoby zobowiązanej do uczciwego życia, opartego na wierze i sumieniu. Niebędącej marionetką rozbudowanego współczesnego państwa-Lewiatana.
Jak zauważają Gwynn Guilford i Nikhil Sonnad na portalu qz.com, trzeci filar myśli Donalda Trumpa to swoisty nacjonalizm. Co należy rozumieć pod tym pojęciem? Po pierwsze kultywowanie judeochrześcijańskiej i kapitalistycznej tradycji Stanów Zjednoczonych. Po drugie zaś sprzeciw wobec wrogów: technokratów, imigrantów i zwolenników akcji afirmatywnej. Nacjonalizm ten nie ma jednak zabarwienia rasistowskiego. Sprzeciwia się akcji afirmatywnej, jednak nie postuluje też dyskryminacji czarnoskórych. „Judeochrześcijański”, oparty na oświeconym kapitalizmie naród amerykański pozostaje otwarty na wszystkich…
…ale dla wszystkich, podzielających tradycyjne amerykańskie wartości. Dla reszty nie ma w Stanach Zjednoczonych miejsca. Dotyczy to szczególnie muzułmanów. Tym brakuje bowiem „demokratycznego DNA”. Widzimy tu zatem rzeczywiście bliską Donaldowi Trumpowi postawę anty-imigrancką.
Historyczne cykle
Ciekawa jest też bannonowska wizja historii Stanów Zjednoczonych. Opiera się ona na teorii cykli pokoleniowych autorstwa Williama Straussa i Neil Howea. Zgodnie z nią, dzieje składają się z poszczególnych faz. Ostatnia, czwarta faza charakteryzuje się zniszczeniem ładu, prowadzącym jednak do odrodzenia. Zdaniem Steve’a Bannona żyjemy obecnie w tym właśnie przełomowym momencie. Co było kryzysem? Krach finansowy 2008 roku. Co stanowi pierwszy symptom odrodzenia? Zwycięstwo Donalda Trumpa.
Teoria Straussa-Howera mówi jednak coś jeszcze. Kryzysowa faza wiąże się z konfliktem zbrojnym na masową skalę. Odrodzenie popiera bowiem ofiara krwi. Tak było w poprzednich fazach kryzysu, uwieńczonych Wojną o Niepodległość USA, Wojną Secesyjną i II Wojną Światową. Skoro obecnie żyjemy ponownie w fazie kryzysu, to również zmierzamy do konfliktu. Nieubłaganym prawom dziejów trzeba jednak pomóc. Z kim judeochrześcijańska, oparta na oświeconym kapitalizmie i nacjonalizmie Ameryka powinna się zetrzeć? Zdaniem Steve’a Bannona odpowiedź jest oczywista: ze światem islamu.
– Wierzę, że znajdujemy się w początkowej fazie globalnej wojny z islamofaszyzmem – powiedział podczas wspomnianej już watykańskiej konferencji. – Sądzę, że powinniście zająć bardzo, bardzo, bardzo agresywną postawę wobec radykalnego islamu. Zobaczcie co się dzieje i zobaczycie, że znajdujemy się w stanie wojny zakrojonej na szeroką skalę – wyjaśnił. W czerwcu 2016 roku powiedział wprost o „globalnej wojnie egzystencjalnej” „judeochrześcijańskiego zachodu” z „islamofaszyzmem”.
Garść wątpliwości
Główny strateg anty-mainstreamowego Donalda Trumpa przyjmuje zatem neokonserwatywną retorykę. W tym momencie zapala się ostrzegawcze światełko. Sprzeciw wobec napływu uchodźców i krytyka opartego na anty-zachodnim resentymencie islamu jest godny pochwały. Jednak amerykańskie operacje wojskowe na szeroką skalę jedynie pogorszyły sytuację. Czy warto dalej iść tą drogą?
Strateg Donalda Trumpa określił się kiedyś także mianem „leninisty” w kwestii podejścia do polityki. – Lenin chciał zniszczyć państwo rozumiane jako elity i to również mój cel – powiedział w rozmowie z Ronaldem Radoshem z „The Daily Beast”. – Chcę wszystko rozwalić i zniszczyć cały dzisiejszy establishment – dodał.
„Leninizm” ten nie dotyczy celów. Postulowany przez Stevena Bannona judeochrześcijańsko-kapitalistyczno-nacjonalistyczny ład nie jest może kontrrewolucyjnym ideałem, z pewnością jednak daleko mu do postulatów Władimira Iljicza. Jednak „leninizm” pod względem środków jest równie niebezpieczny. Pochwała skrajnej agresji w polityce międzynarodowej i niszczenie własnego państwa, nawet jeśli okażą się skuteczne, nie są godziwymi metodami osiągania celów politycznych, a ich skutki mogą być dla świata tragiczne.
Fakt, że jeden z najpotężniejszych ludzi stojących za prezydentem zdaje się wyznawać doktrynę „globalnej wojny egzystencjalnej” budzi zatem niepokój. Co ciekawe, poglądy stratega Donalda Trumpa w kwestii globalnej wojny zbliżone są do poglądów uważanego niekiedy za „mózg Putina”, Aleksandra Dugina. Z tą tylko różnicą, że za głównego wroga nie uważa on „islamofaszyzmu”, lecz Stany Zjednoczone. „Szczerze mówiąc”, pisze „wojna wybuchła. (…). Obecnie najistotniejsza wojna to konfrontacja między cywilizacją lądu reprezentowaną przez Rosję, a cywilizacją morza, reprezentowaną przez Stany Zjednoczone”.
Owa „agresywna” postawa osób mających wpływ na prezydentów atomowych mocarstw musi więc budzić obawy. Szczególnie w okresie zaognienia sytuacji międzynarodowej. I zapowiedzianych w Fatimie kar dla nieskorego do pokuty świata.
Marcin Jendrzejczak